Dym we mgle
Rusza konklawe. Czy nowy papież zmieni Kościół? Będzie sensacja? Popuśćmy wodze fantazji
Zero prywaty. Kardynałowie elektorzy przekonują, że wybierają papieża pod natchnieniem Ducha Świętego i kierują się jedynie dobrem Kościoła. Przed głosowaniem na kolejnych spotkaniach w swoim gronie, zwanych sesjami generalnymi, starają się rozeznać, jaki papież będzie potrzebny Kościołowi.
Filipiński kardynał Pablo Virgilio David ujmuje to tak: „Wybór papieża nie ma nic wspólnego z wyborami politycznymi. Konklawe to zbiorowe dobrowolne odosobnienie; nie padają żadne obietnice, nie prowadzi się żadnych kampanii. Kardynałowie się modlą. Nie pytają, kogo chcą wybrać, ale kogo Pan chce ustanowić następcą zmarłego papieża”. Kropka.
Mistyka i rzeczywistość
Ten mistyczny obraz konklawe zderza się z długą i burzliwą historią wyborów papieży. I w dawnych wiekach, i teraz pełno w niej polityki, emocji, ambicji, sporów i intryg. Najnowszą odsłonę tego czysto ludzkiego aspektu konklawe zawiera głośny film fabularny pod tymże tytułem. To fikcja, ale dobrze zakotwiczona w kościelnej i watykańskiej rzeczywistości.
W żadnej ludzkiej instytucji nie można się „odosobnić” od rywalizacji o władzę, wpływy i dobra, prestiż i zaszczyty, od polityki i ideologii. Ani od chaosu, korupcji, malwersacji, skandali i afer, od nadużyć władzy, przestępstw seksualnych. Także w Kościele. W najlepszym scenariuszu konklawe wybiera papieża, który może temu jakoś zaradzić. W gorszym – papieża niezdolnego lub niechętnego do stawienia czoła takim wyzwaniom, za to do szpiku ortodoksyjnego, który krytykę czy wątpliwości uważa za atak na Kościół.
Że sama modlitwa nie wystarczy na konklawe, świadczą choćby relacje o wyborze Karola Wojtyły. Był już wcześniej zaliczany do papabile – mogących być papieżami – ale potrzebował wsparcia.