W Stambule bez Trumpa, Putina i Zełenskiego. I bez przełomu. Ale nie taka klapa, jak ją malują
Zakończyła się pierwsza runda rokowań rosyjsko-ukraińskich w Stambule, negocjatorzy spotkali się w prezydenckim pałacu Dolmabahçe. Rozmowy zaczęły się o 13:35 czasu lokalnego i trwały nieco ponad godzinę. Wiadomo, że Rosjanie postawili warunek: odwrót ukraińskiej armii z terytorium, które Rosja nielegalnie anektowała we wrześniu 2022. Czyli do granic obwodów administracyjnych czterech okupowanych regionów (donieckiego, ługańskiego, zaporoskiego i chersońskiego).
Dowiadujemy się z przecieków, że Rosjanie przedstawili swoje stanowisko w formie ultimatum. Kiedy delegacja z Kijowa odmówiła, Władimir Miedinski (szef zespołu rosyjskiego) miał powiedzieć: „Zastanówcie się. Następnym razem będzie to pięć regionów”.
Korespondent „The Economist” Olivier Carroll – powołując się na dobrze poinformowane źródło – donosił, że Moskwa groziła też zajęciem Charkowa i Sum. Miedinski miał wspominać wojnę północną: „Walczyliśmy ze Szwecją 21 lat. Jak długo wy jesteście gotowi walczyć?” – pytał. Strona ukraińska uznała żądania za „oderwane od rzeczywistości” i powtórzyła, że w odróżnieniu od Rosjan jest gotowa na zawieszenie broni bez warunków wstępnych.
Stambuł: są dwa sukcesy
Po oficjalnych rozmowach szefowie obu delegacji wystąpili z oświadczeniami. Przewodniczący zespołu rosyjskiego tak podsumował pierwszą rundę: ogólnie Moskwa jest zadowolona i „gotowa utrzymywać kontakty”; uzgodniono wymianę więźniów w formule „tysiąc za tysiąc”; strony przedstawią szczegółowo własną wizję „możliwego zawieszenia broni”. Gdy to nastąpi, negocjacje będą toczyć się dalej.
Lider strony ukraińskiej Rustem Umerow oświadczył, że strony omówiły „wszelkie warunki” zawieszenia broni i wymiany więźniów, która nastąpi w niedalekiej przyszłości.