Hamas mógłby zaszachować Izrael i zakończyć tę wojnę. Dlaczego tego nie robi?
Wojna trwa od 22 miesięcy, w Strefie Gazy w zasadzie nie da się już normalnie żyć. Trudno uznać za normalność stłoczenie ponad 2 mln Palestyńczyków na skraweczku ziemi, 14 proc. terytorium. Przed wojną Gaza była jednym z najbardziej przeludnionych miejsc na świecie (prawie 6 tys. osób na kilometr kwadratowy; dla porównania: w Polsce 125), w tej chwili wskaźniki wybiły poza skalę. Nie ma już uniwersytetów, pól uprawnych, w pełni funkcjonujących szpitali, 80 proc. szkół, a nawet całych miast, które zostały obrócone w ruiny.
Nie ma też dość jedzenia, leków, sprzętu, nawet wody pitnej. Życie stało się tutaj po prostu nie do zniesienia – dystrybucja pomocy humanitarnej w ramach Gaza Humanitarian Foundation to dziś parodia tego, jak taki system powinien funkcjonować. Centra dystrybucyjne otwierane są na kilka, kilkanaście minut i bez uprzedzenia. W chaosie ludzie nie są w stanie bezpiecznie uzyskać wsparcia i wrócić do miejsca schronienia. Do teraz zginęło ok. 1,4 tys. osób szukających pożywienia. W sobotę informowano o śmierci 15-latka, który zginął przez paczkę z pomocą zrzuconą z powietrza. W Gazie wszystko jest dosłownie postawione na głowie. Mimo to wojna trwa i trwać będzie, bo tak chce premier Beniamin Netanjahu i jego prawicowy rząd. To jedna strona medalu.
Czytaj też: Nawet słowa giną w Gazie, Izrael jest bezwzględny. Nie ma już białych całunów, żeby zakryć ciała
Decyzja w rękach Hamasu?
Ogłoszony w piątek