Zaczęło się w niedzielę – Wielka Brytania, Australia, Kanada, Portugalia. W poniedziałek miały dołączyć m.in. Francja i Belgia. Premier Keir Starmer oświadczył, że brytyjskie uznanie państwa palestyńskiego ma na celu „podtrzymanie szansy na to, że konflikt izraelsko-palestyński zakończy się w oparciu o zasadę dwupaństwowości”. Dodał też, że Hamas nie może odgrywać żadnej roli w przyszłym zarządzaniu Strefą Gazy ani państwem palestyńskim. W ten sposób na dorocznym Zgromadzeniu Ogólnym ONZ do grupy prawie 150 państw już uznających Palestynę (od lat 80. jest w tym gronie Polska) dołączyło kilka liczących się krajów. A wszystko przy ostrym sprzeciwie Izraela i Stanów Zjednoczonych, które wcześniej – odmawiając wiz – zablokowały przyjazd palestyńskich dyplomatów do Nowego Jorku.
Izraelskie MSZ oświadczyło, że „kategorycznie odrzuca” wszystkie te akty. Ambasador Izraela przy ONZ Danny Danon przekonywał, że państwa uznające Palestynę „nagradzają terroryzm”. A Beniamin Netanjahu zapowiedział, że w odpowiedzi Izrael może wkrótce anektować część Zachodniego Brzegu Jordanu. Dodał jednak, że musi w tej sprawie skonsultować się z prezydentem Donaldem Trumpem, z którym w przyszłym tygodniu spotka się w Waszyngtonie.
Zjednoczone Emiraty Arabskie jasno dały do zrozumienia Białemu Domowi, że aneksja części Zachodniego Brzegu może doprowadzić do upadku zawartych przez kilka państw arabskich z Izraelem porozumień abrahamowych, które są kluczowym osiągnięciem Trumpa w polityce zagranicznej. Ewentualna aneksja stanowiłaby również naruszenie Karty Narodów Zjednoczonych i Konwencji Genewskiej. Międzynarodowy Trybunał Karny prowadzi już dochodzenie w sprawie izraelskiego osadnictwa na Zachodnim Brzegu, uznając je za potencjalną zbrodnię wojenną.