Xi z Trumpem wyjechali z tym, po co przyjechali. Efekt? Chwilowe wytchnienie w wojnie handlowej
Po szczycie Xi Jinpinga i Donalda Trumpa w Pusanie pozostaje przede wszystkim niedosyt. Ustalenia – te, o których wiadomo – dotyczą jedynie amerykańsko-chińskich spraw handlowych. Ważnych, rozpalających emocje światowej gospodarki, ale mimo wszystko przez nie zawinionych i przez nie łatwo zarządzalnych. O natężeniu tzw. wojny handlowej, wymianie ciosów na cła oraz środki ograniczające eksport lub import, dobór terminów czy selekcję dotkniętych nimi branż, decydują Pekin i Waszyngton. I nikt więcej.
Owszem, z pewną ulgą należy przyjąć „zwycięstwo zdrowego rozsądku” lub pozytywny „przełom”, o których pisze się i mówi na świecie. Jednak ograniczenie do takiej reakcji wskazuje raczej na niewielkie, wręcz minimalne, oczekiwania w stosunku do przywódców dwóch największych potęg gospodarczych oraz dwóch najważniejszych krajów, supermocarstwa i państwa aspirującego do tej pozycji.
Trump na odcinku sojowym
Oczywiście Trumpa i Xi w pierwszej kolejności obchodzą sytuacje wewnętrzne. Dlatego tak wysoką pozycję w rocznym rozejmie w awanturze handlowej zajęła amerykańska soja. Chińczycy, a dokładniej ich wielkie fermy hodujące świnie i kury, są jej pierwszym odbiorcą. Od początku tego roku blokada eksportu tego ziarna do ChRL naraziła amerykańskich rolników na duże straty, w puli jest ponad 12 mld dol., kwota całkiem spora. A tak się składa, że najbardziej sojowe stany szczerze popierały Donalda Trumpa. I głosują na niego, choć m.in. obszary rolnicze w latach 2017–21 ucierpiały już na polityce handlowej prezydenta. Na odcinku sojowym Trump zmuszony był coś zrobić.