Turyści snajperzy zabijali cywilów w Sarajewie. Śledczy zajęli się sprawą dopiero po 30 latach
Jak to możliwe, że historią włoskich turystów snajperów z Sarajewa, którzy dla zabawy zabijali cywilów uwięzionych w oblężonym mieście, płacąc 80–100 tys. euro od jednego upolowanego, tamtejsza prokuratura zajęła się dopiero teraz, po 30 latach? O wszystkim wiedziały włoskie służby specjalne i były formalne zeznania świadków, nawet przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym w Hadze.
To pytanie chcieliśmy zadać Ezio Gavazzeniemu, włoskiemu pisarzowi, który zebrał dowody na tyle istotne, że mediolańska prokuratura zdecydowała się w końcu na wszczęcie postępowania w sprawie wielokrotnego zabójstwa dokonanego z wyjątkowym okrucieństwem i z nikczemnych pobudek. Ale na kilka godzin przed umówioną rozmową Ezio zadzwonił i przeprosił. Odwołuje wszystkie spotkania z dziennikarzami. Obawia się o bezpieczeństwo swoje i rodziny. Nie wyjawił, kto mu grozi.
A teraz jeszcze dowiadujemy się, że chorwacki dziennikarz śledczy Domagoj Margetic, który od lat zajmuje się zbrodniami wojennymi na Bałkanach, złożył w mediolańskiej prokuraturze dowody, które mają wskazywać na obecność prezydenta Serbii Aleksandra Vučića, wówczas młodego ochotnika, na pozycjach, z których turyści snajperzy mieli strzelać do cywilów.
Sarajewo łatwo odizolować
Jak to wyglądało 30 lat temu? Jest 1992 r. Zaczyna się oblężenie Sarajewa, które trwało niemal cztery lata, najdłuższe oblężenie miasta w Europie od czasów drugiej wojny światowej. Sarajewo położone jest w dolinie, otoczone wzgórzami. Łatwo było to miasto zamknąć i odizolować. Codzienne bombardowania i ostrzały artylerii.