1394. dzień wojny. Mamy być wrodzy wobec Unii. Sama Ukraina u boku Rosjanom nie wystarczy
Gubernator obwodu rostowskiego (Rosja) Jurij Sljusar potwierdził, że na rzece Don oberwał statek. Są ofiary w ludziach. Pokazano zdjęcia i okazało się, że był to tankowiec. Pożar równie efektowny jak te w rafineriach.
Szwedzka Marynarka Wojenna tymczasem doniosła, że na pokładzie jednego z tankowców rosyjskiej floty cieni dostrzeżono umundurowanych żołnierzy. Nie wiadomo, czy to wojsko, czy prywatna firma militarna. Widać, że Rosjanie liczą się z możliwością zatrzymania i przejęcia ich statku przez siły NATO, ale nie poddadzą się bez walki.
Okazało się, że filmik z rosyjskim żołnierzem, który mówi o zajęciu Kupiańska, został nakręcony w dużej wsi Tawilżanka 18 km na północ od miasta. To chyba najlepiej potwierdza, że Rosjanie Kupiańsk utracili. Drugi raz w czasie tej wojny.
Na spotkaniu w rosyjskim ministerstwie obrony Władimir Putin oświadczył, że Rosja niewątpliwie osiągnie wszystkie swoje cele w Ukrainie. A Zachód musi zrozumieć, że „pierwotne przyczyny wojny” należy usunąć. Tą pierwotną przyczyną była de facto ukraińska niepodległość i niezawisłość.
Na frontach sytuacja bez większych zmian, ale walki toczą się z niesłabnącą intensywnością.
Czym są sojusze wojskowe?
Wydawałoby się, że to po prostu umowy podpisywane przez państwa, które dogadały się co do wzajemnej obrony i potem w razie czego ruszają sobie na pomoc. Nie całkiem tak to wygląda. Najważniejsze, by oba kraje czuły wspólne zagrożenie. Czy mają tego samego potencjalnego wroga i wiedzą, że o wiele łatwiej będzie im się bronić razem? Gdyby zostały zaatakowane po kolei, groziłaby im porażka. Ale razem są w stanie zwyciężyć. Jeśli przeciwnik ma tę świadomość, nawet nie spróbuje uderzyć.
Czasem sojusze są zawierane z innego powodu. Najczęściej dlatego, że drugie państwo jest zbyt ważne dla funkcjonowania tego pierwszego.