Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Nora narodowa

Jak wyglądają wynajmowane mieszkania?

Oferty „dla narodu” skierowane są do studentów, rodzin na dorobku, nomadów z wyboru, życiowych pechowców. Pojedyncze pokoje, mieszkania małe lub co najwyżej średnie. Oferty „dla narodu” skierowane są do studentów, rodzin na dorobku, nomadów z wyboru, życiowych pechowców. Pojedyncze pokoje, mieszkania małe lub co najwyżej średnie. Kolekcja Natalii Fiedorczuk / Polityka
Polskie mieszkania do wynajęcia pokazane w nowej książce Natalii Fiedorczuk to królestwa meblościanki, składy niepotrzebnych mebli i muzea krajowego wzornictwa – od czasów Gierka do Mazowieckiego.
Natalia Fiedorczuk „Wynajęcie”, Fundacja Bęc Zmiana/Narodowe Centrum Kultury, Warszawa 2012materiały prasowe Natalia Fiedorczuk „Wynajęcie”, Fundacja Bęc Zmiana/Narodowe Centrum Kultury, Warszawa 2012
Natalia Fiedorczuk, autorka książki „Wynajęcie”, jest zarazem wokalistką. Nagrywa jako Nathalie And The Loners, śpiewa również w zespołach Happy Pills i Orchid, pisze piosenki.Tomasz Dubiel/Polityka Natalia Fiedorczuk, autorka książki „Wynajęcie”, jest zarazem wokalistką. Nagrywa jako Nathalie And The Loners, śpiewa również w zespołach Happy Pills i Orchid, pisze piosenki.

Badacze wszelkich specjalności niezbyt dotychczas interesowali się mieszkaniami do wynajęcia. A szkoda, bo każdy by znalazł tu coś dla siebie. Ekonomiści – szerokie pole do rozważań na temat szarej strefy. I wręcz wzorcowy przykład tego, jak gra popytu i podaży kształtuje ceny. Psycholodzy – materiał do badań na temat strategii zachowań w sytuacji wzajemnej głębokiej nieufności, pod hasłem: kto kogo przechytrzy. Antropolodzy kultury – pretekst do obserwowania przemian obyczajów i kultury współżycia. Teraz jednak do tematu zabrała się grupa socjologów z Poznania, a okazją stał się cykl zdjęć, które zgromadziła Natalia Fiedorczuk. Ściągała je z sieci, ale i sama dokumentowała różne mieszkania do wynajęcia. Te sto kilkadziesiąt fotografii to rzeczywiście dobry pretekst, by pochylić się nad kwestią, która – według różnych szacunków – dotyczy od 10 do 30 proc. rodaków. I tak powstała książka „Wynajęcie”.

Umeblowane, czyli nie puste

Zacząć wypada od tego, że wynajmowane mieszkania dzielą się na dwie wyraźnie odrębne grupy. Pierwsza to oferta luksusowa – domów, dużych i średnich mieszkań, urządzonych w najwyższym standardzie i w wyśmienitych lokalizacjach. Kierowana jest do obcokrajowców na kontraktach w Polsce i do szefów firm chwilowo pomieszkujących poza domem. Kosztowna, acz nie odbiegająca jakością od podobnych ofert w Europie Zachodniej. Statystycznie mało istotna, a poznawczo – mało ciekawa i nieprzekładająca się na jakąkolwiek wiedzę o nas samych.

Znacznie bardziej interesujący wydaje się segment drugi – oferty „dla narodu”. Skierowane do studentów, rodzin na dorobku, nomadów z wyboru, życiowych pechowców. Pojedyncze pokoje, mieszkania małe lub co najwyżej średnie. Często wynajmowane pokątnie, bez spisywania umów i bez pośredników. Oferowane w starych kamienicach, socjalistycznych blokowiskach lub współczesnych osiedlach dla masowych klientów. Lokale, których właściciele starają się narzucać klientom możliwie najmniej komfortowe warunki użytkowania. I zdjęcia ofert z tej właśnie półki gromadziła przez lata Fiedorczuk.

Intryguje tu zwłaszcza wątek estetyczny. A jest się czemu przyglądać, jak bowiem zauważyła Fiedorczuk, 80–90 proc. rynkowej oferty to mieszkania umeblowane. Nawiasem mówiąc, różnimy się pod tym względem od większości krajów Europy Zachodniej, gdzie zdecydowanie przeważają lokale puste, do indywidualnej aranżacji. Trochę w tym przekonania, że jak ktoś nie ma w Polsce własnego mieszkania, to nie ma i mebli, a co za tym idzie – handlowe przekonanie o wyższości oferty „umeblowanej”.

Oczywiście pojęcie „mieszkanie umeblowane” należy rozumieć raczej w kategoriach „nie puste” niż „zaaranżowane”. Jak słusznie bowiem zauważa prof. Marek Krajewski: „Mieszkania do wynajęcia sprawiają wrażenie, jakby były rodzajem, poszerzonych do wymiaru całego lokum, ogromnego pawlacza”. Na miejscu wydaje się także porównanie do owej komórki, w której gromadzimy rzeczy w sposób wielce przypadkowy. I gdyby ich zbiorowy obraz traktować jako emanację gustów estetycznych całego narodu, to właściwie wypadałoby tylko usiąść i łkać. Na szczęście nie jest aż tak źle.

Przede wszystkim mieszkania do wynajęcia traktowane są trochę jako składy mebli i rzeczy niepotrzebnych w podstawowych miejscach zamieszkania. Jednak nie wyrzucanych, tylko poddanych niejako recyklingowi. Zdaniem socjologa prof. Rafała Drozdowskiego ta niechęć do pozbywania się staroci może wynikać zarówno z dość powszechnej, także w miastach, chłopskiej mentalności („nic nie należy wyrzucać, bo wszystko się może jeszcze przydać”), jak i z traumy wyniesionej z peerelowskiej gospodarki niedoboru, gdy każdy mebel był dobrem wyjątkowym.

Mamy więc w wynajmowanych mieszkaniach do czynienia z sytuacją substandardową, w stosunku do tego, jak wyglądają nasze własne, niewynajmowane mieszkania. Jak bardzo gorszą? Trudno powiedzieć. Może o jedno pokolenie? Może o jeden szczebel społecznego awansu? A może o jedną klasę dobrego smaku? Ale i ona sporo mówi o naszym poczuciu piękna i wrażliwości. A właściwie o jego permanentnym braku.

Zagracone, nie przestawiać

Pierwsze, co się rzuca w oczy, to dążenie do maksymalnego zagospodarowania przestrzeni. Nie, nie takiego, jakie proponują pisma wnętrzarskie pod hasłem „pomysłowy Dobromir”. Zatem nie sprytne skrytki czy niekonwencjonalne rozwiązania przestrzenne. Raczej nagromadzenie i przeładowanie. By dojść do kanapy, trzeba wykonać slalom między krzesełkami, by otworzyć balkonowe drzwi, trzeba odsunąć stolik itd. To nie tylko wina małych metraży, ale i braku naszej gotowości do rezygnacji z jakichkolwiek funkcji. Na 37 m kw. trzeba więc znaleźć miejsce na sypialnię i na namiastkę salonu, na jadalnię i na kącik do pracy, na garderobę i na plac zabaw dla dziecka.

Czasami ratujemy się meblami typu combo, gdy łóżko w dzień staje się kanapą, czyli elementem salonu, a opuszczany blat meblościanki – gabinetowym stołem. Zasadniczo jednak zabawa polega na tym, by powierzchnię mieszkania jak najgęściej zastawić meblami, bo to jest symbol funkcjonalnego zagospodarowania. Puste przestrzenie to marnotrawstwo. O jakiejkolwiek fantazji w kształtowania przestrzeni możemy w ogóle zapomnieć. Co najciekawsze, jak piszą autorzy książki, właściciele mieszkań pod wynajem z reguły nie zgadzają się na jakiekolwiek naruszanie tak zakomponowanych formacji meblarskich. Nie mówię o wyniesieniu, ale nawet o przestawieniu.

Kolejna cecha charakterystyczna to zanurzenie w przeszłości. Prawie 90 proc. widocznych na fotografiach mebli znalazło się w wynajmowanych mieszkaniach gdzieś między 1970 a 1990 r. A przynajmniej wówczas zeszły z linii produkcyjnej. O antykach można zapomnieć, podobnie jak i o – niekiedy wyśmienitych – projektach z lat 60. Z produkcji najnowszej – co najwyżej meble z najtańszych, masowych firm typu BRW czy Bodzio.

Choć wyśmiewana i wielokrotnie już skazywana na śmierć, meblościanka wciąż króluje. W niezliczonych wariantach: od prostych, po barokowo zdobione, od matowych, sosnowych, po dębowe na wysoki połysk, a nawet czarne i wielokolorowe. Z bufecikami, szybkami, barkami, szafami, szafkami, uchylnymi blatami i wszystkim, co tylko wymyślono w minionym półwieczu. Na przykładzie tych zdjęć można by śmiało spisać historię owego kultowego mebla.

Podobnie można by spisać historię mód, które przetaczały się przez nasze mieszkania, od wczesnego Gierka po Mazowieckiego. Zatrzymane w czasie, przetrwały w mieszkaniach do wynajęcia, często w zestawach tworząc dziwne i zaskakujące historyczne zawirowania estetyczne. Od przedpokojów wykładanych po sufit boazerią, przez oświetlenie punktowe i fototapety, po jaskrawo kolorowe ściany, tzw. werticale i przestrzenne zabawy z płytami kartongipsowymi.

Skansen chaosu

Z mebli starych i niemodnych też można wyczarować cuda. Wystarczy pomysłowość, trochę farb, młotek i gwoździe. Ale to nie dotyczy mieszkań do wynajęcia. Bo w tych panuje śmiertelna powaga, pomnożona przez kompletny brak gustu. Tu nikt się nie sili na oryginalność, efekt zaskoczenia, artystyczne klimaty. Ma być dokładnie tak, jak zostało zaprogramowane w czasach głębokiego PRL. Skansen chaosu. Tu niejako programowo nic do niczego nie pasuje. Kolory ciepłe dokładnie mieszają się z zimnymi, stonowane z jaskrawymi. Krata szkocka sąsiaduje z perskimi wzorami, a abstrakcyjne wzorki na zasłonach z arabską ornamentyką dywanu. Jasna sosna walczy o uwagę z mahoniem na wysoki połysk. Narzuty wściekle gryzą się z kilimami, tapicerka ze wszystkim dokoła. Czasami można odnieść wrażenie, że to nie dzieje się naprawdę, że to jakiś wielki podstęp – jakieś potajemne badania naukowców z ASP, chcących ustalić naszą odporność na wizualny wrzask.

Jakby tego było mało, właściciele lokali próbują niekiedy, wedle własnych wizji, dodatkowo uczłowieczyć ich wizerunek. Na ścianach reprodukcje w plastikowych, udających dębowe ramach, na meblościankach dziesiątki durnostrojek i tzw. przydasiek o proweniencji sięgającej krajów demokracji ludowej, a na podłogach dywany, za których projekty należałoby odbierać dyplomy. Te mieszkania swojskie i udomowione są jeszcze bardziej zapalczywe estetycznie od tych zapełnionych jedynie meblami.

Niedawno w „Gazecie Wyborczej” ukazał się artykuł, którego autor narzekał, że polskie mieszkania coraz bardziej upodobniają się do siebie w estetycznej konwencji IKEA. Autora tego tekstu trzeba by wysłać na przymusowe, tygodniowe zwiedzanie mieszkań do wynajęcia. Zapewne już po dwóch dniach uznałby model IKEA za wzorcowy i godny promocji.

Natalia Fiedorczuk „Wynajęcie”, Fundacja Bęc Zmiana/Narodowe Centrum Kultury, Warszawa 2012

Natalia Fiedorczuk, autorka książki „Wynajęcie”, jest zarazem wokalistką. Nagrywa jako Nathalie And The Loners, śpiewa również w zespołach Happy Pills i Orchid, pisze piosenki.

Polityka 42.2012 (2879) z dnia 17.10.2012; Ludzie i Style; s. 100
Oryginalny tytuł tekstu: "Nora narodowa"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną