Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Strona główna

Morze bez widoku

Odgrodzeni od Bałtyku

Projekt apartamentowca Dune w Mielnie. Projekt apartamentowca Dune w Mielnie. MIELNO HOLDING/MIELNO ARCHITEKCI S.C. / Materiały promocyjne
Dostęp do bałtyckich plaż się kurczy. Jeśli dalej będzie nam tak świetnie szło z apartamentowcami z tzw. widokiem, to Polska sama odetnie sobie dostęp do morza.
Makieta Beach City Mielno.MIELNO HOLDING/Materiały promocyjne Makieta Beach City Mielno.
Rogowo Rezydencja Nadmorska.„Idealne miejsce dla wszystkich, którzy cenią komfort i spokój” – zapewnia oferta.BURCO DEVELOPMENT POLSKA/Materiały promocyjne Rogowo Rezydencja Nadmorska.„Idealne miejsce dla wszystkich, którzy cenią komfort i spokój” – zapewnia oferta.

W Pucku wygląda to – siłą rzeczy – symbolicznie. Wiadomo: 10 lutego 1920 r., pucki port, gen. Józef Haller, pierścień rzucony w wody zatoki. Zaślubiny. Teraz rozwód: z portu alejką spacerową wyruszymy przez park, po klifie w stronę Rzucewa i Gdyni, i rychło natrafimy na przeszkodę. Wybrukowana ścieżka spacerowo-rowerowa kończy się nagle zasiekami z tablicą „Teren prywatny – przejścia nie ma”. Para 30-latków zdziwiona zawraca. Więcej determinacji wykazuje dwójka starszych wczasowiczów – chcą dotrzeć do jednego z miejsc polecanych w bedekerach. Decydują się nadłożyć drogi i obejść wygrodzoną rozległą łąkę, pośrodku której, w odległości kilkudziesięciu metrów od krawędzi klifu, wyrósł Nowy Świat – kompleks apartamentów z widokiem na morze.

Chcieli budować przy samej krawędzi – relacjonuje założenia inwestora Andrzej Cieślak z Urzędu Morskiego w Gdyni. – Myśmy robili, co mogli, żeby odsunąć zabudowę jak najdalej, żeby te budynki z podziemnymi garażami nie zagrażały same sobie.

To klif aktywny. Jest jak w dowcipie. Spotyka się dwóch znajomych i jeden pyta drugiego: A ty jak daleko mieszkasz od morza? – Co roku bliżej.

Niemniej inwestor pokazał ekspertyzy, że można budować.

Luksusowy znaczy grodzony

Z powodu płotu, którym od świata odgrodził się Nowy Świat, dwa lata temu w sennym Pucku wybuchła awantura. Na drzwiach ratusza niewidzialna ręka powiesiła list otwarty do burmistrza. Marek Rintz, burmistrz Pucka, jest przekonany, że ręka należała do jego rywala. Anonimowy autor dał popalić wszystkim: od proboszcza, przez Urzędy (Wojewódzki i Morski), po samorząd – burmistrza i Radę Miejską.

Rintz w dzieciństwie chodził na klif na pikniki, potem z dziewczynami na spacery. Jego rodzice powtarzali, że kiedyś będzie tu muszla koncertowa. Ale jako burmistrz nie ma sobie nic do wyrzucenia. O losie cennych terenów nadmorskich zadecydowali jego poprzednicy na urzędzie. Jeden przekazał je miejscowej parafii, a ta sprzedała deweloperowi. Kolejny burmistrz wyszedł z propozycją, by wyłączyć teren z miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, który stanowił, że na klifie będą tereny zielone. W radzie miasta rozgorzał spór. I Rintz – wtedy radny – był za wprowadzeniem tam zakazu zabudowy. Ale wygrali zwolennicy inwestycji. Marzyło im się, by powstały pensjonaty. I miejsca pracy.

Na żadnym etapie nikt jakoś nie pomyślał, by dla wspólnego dobra wydzielić ogólnodostępne przejście. Radnych zapewniano, że inwestor pozostawi ścieżkę. Ale inwestor może obiecać dużo – tyle że co innego rajcom, a co innego klientom. W finale to ci ostatni, zostawszy właścicielami, decydują.

Wiedzą coś o tym mieszkańcy Gdyni, których mamiono, że wraz z wysokościowcem Sea Towers zyskają piękny widok z tarasu na morze i miasto. Ile osób, które zapłaciły grube pieniądze za mieszkanie, zgodzi się, by po budynku i tarasie widokowym, niewiele większym od chustki do nosa, spacerowało pół miasta?

Burmistrz Rintz w pewnym sensie broni dewelopera: – Początkowo nie zamykał przejścia, ale mieszkańcy Pucka zaczęli zwiedzać. Ktoś, kto kupił apartament, robi sobie grilla, a tu raptem kilkanaście osób defiluje mu obok stolika. Więc na prośbę nabywców inwestor zagrodził teren.

Czy faktycznie chodzi tylko o intymność grillowania? Większość ofert deweloperów budujących apartamenty nadmorskie zawiera informację typu: „Aby zapewnić mieszkańcom maksymalny komfort i bezpieczeństwo, kompleks jest ogrodzony i chroniony 24 godziny na dobę”. Często słowo „chroniony” pojawia się zaraz po „luksusowy”, jakby jedno z drugim musiało iść w parze. Nader rzadko zdarza się, że „chroniony” nie posiada płotu, poprzestając na monitoringu i usługach specjalistycznej agencji. Ten luksusowy apartament po polsku często gęsto oznacza powierzchnię dwudziestu paru metrów, czyli tyle co średni hotelowy pokój. Można więc odnieść wrażenie, że powszechność płotów i ochrony bardziej zaspokaja potrzebę prestiżu aniżeli bezpieczeństwa.

Kawalerka z widokiem za milion

To polska mentalność, polska mania: jak mam udział w gruncie, to muszę go ogrodzić. I to się dobrze sprzedaje – stwierdza Maciej Królas ze specjalizującej się w obrocie nadmorskimi nieruchomościami firmy Awal. Na najbliższe lata dobrą przyszłość wróży małym i tanim mieszkankom właśnie o rozmiarach pokoju hotelowego. W Pucku Awal umieścił przy wejściu do Mariny potężną tablicę z ofertami. Najbardziej szalone ceny widnieją przy apartamentach w Juracie. Za 40 m kw. („z salonu wejście na antresolę, z której rozpościera się widok na morze”) w wybudowanym dwa lata temu kompleksie Willa Cztery Żywioły sprzedający winszuje sobie 1 mln 118 tys. zł. Inny sprzedający za 44 m kw. na wydmie (o widoku nic nie ma) chciałby dostać 900 tys. zł. – Choć Jurata rządzi się odrębnymi prawami – mówią w Awalu – takie ceny należą dziś do pobożnych życzeń. Zwykły śmiertelnik tego nie kupi, a ci, których stać, mają tańszą Hiszpanię, gdzie pogoda jest gwarantowana.

Według Macieja Królasa, kto kupował tuż przed kryzysem, w apogeum cenowego boomu, a chce dziś sprzedać, powinien się liczyć raczej ze stratą, a ci, którzy chcą 28 tys. zł za metr, próbują jeszcze zarobić.

Poza ekscesami w rodzaju jurackiej kawalerki za milion ceny znormalniały. W ubiegłym roku apartament w tamtejszej Willi Tamara udało się sprzedać po 21 tys. zł za metr. Ale na rynek weszły nowe budynki i bywa, że połowa mieszkań stoi pusta. Realna cena w Juracie to dziś 10–18 tys. zł za metr. Metr w apartamencie przy plaży z widokiem może kosztować 10 tys. zł więcej niż metr w apartamentowcu o podobnym standardzie pół kilometra od plaży.

W końcówce czerwca „Fakt” doniósł, że Aleksandra Kwaśniewska kupiła w Gdańsku luksusowy 70-metrowy apartament 200 m od plaży za 1 mln zł. Zamieścił zdjęcie budynku. Portal Namonciaku zlokalizował miejsce – chodzi o chronione osiedle Neptun Park w Gdańsku Jelitkowie, graniczącym z Sopotem. Mieszkania tam mają już Cezary Pazura i Cezary Żak. Wcześniejsze plotki wiązały Pazurę z gdyńskim Sea Towers, ale Neptun Park jest pewny. Organizowany od kliku lat na plaży w sąsiedztwie apartamentów Festiwal Rzeźb z Piasku w 2010 r. obwieścił, że przenosi się w inne miejsce pod wpływem presji magistratu, do którego skargi na hałaśliwe sąsiedztwo słali mieszkańcy Neptun Parku, w tym Pazura. Aktor twierdził, że kupił mieszkanie w miejscu reklamowanym jako ciche osiedle w lesie przy plaży, a tu hałasy, las z puszkami po piwie tudzież wymiocinami...

W Internecie rozpętała się dyskusja o warszawce, która chce rządzić w Gdańsku, o prywacie rozkapryszonych bogaczy. Ale pojawiły się też inne głosy: „Kawał plaży został zabrany na rzecz tych rzeźb, które służą tylko nabijaniu kasy organizatorom. Dookoła obrzydliwy płot. (…) kompletnym przegięciem było wieszanie prześcieradeł, które miały zasłaniać rzeźby, aby nikt na lewo nie mógł ich oglądać”.

Faktycznie, w wielu nadmorskich kurortach trudno ocenić, czy więcej plaży zajmują plażowicze, czy urządzenia służące rozrywce, konsumpcji, a głównie zarabianiu na gościach.

Stali mieszkańcy Jelitkowa zawiązali stowarzyszenie i pilnują, by miasto nie sprzedało wszystkiego, co się tylko da, pod hotele i apartamenty. Wcześniej skrzyknęli się mieszkańcy gdyńskiego Orłowa (tu osiadła Marta Kaczyńska). Patrzą deweloperom na ręce. Efekt jest taki, że budowa osiedla Riwiera Orłowska znajdzie finał w sądzie. Według prokuratora, została przekroczona ustalona w planie zagospodarowania przestrzennego intensywność zabudowy, jej wysokość i linia.

Diamond, tower, dune

Na drugim krańcu wybrzeża, w słynących z Festiwalu Gwiazd Międzyzdrojach, u progu kryzysu miasto sprzedało trzy lata temu deweloperowi działkę przy promenadzie za 15 mln zł. Cena rekordowa: blisko 4 tys. zł za metr gruntu. W ciągu 3–4 lat miał tu wyrosnąć aparthotel Diamonds Tower – 141 m wysokości, o kilka metrów więcej niż gdyńskie Sea Towers. Twarzą zamierzenia została Ewa Minge, projektantka mody, która opowiadała mediom, jak to zawsze marzyła, żeby zamieszkać nad morzem. Na razie na działce nic nie rośnie. Z kolei wójt Rewala czuje presję inwestorów, którzy chcą budować wysoko ponad szczyty nadmorskich sosen. Wójt jest w kropce – obawia się, że jak odmówi, to Rewal zostanie z tyłu za innymi.

W Mielnie rusza budowa apartamentowca Dune „z widokami” przy promenadzie, kilkanaście metrów od plaży. Ale to początek, Inwestor Dune – Mielno Holding – Firmus Group na swych stronach internetowych dzieli się planami dla pobliskiego malutkiego Unieścia. Na wąskim przesmyku pomiędzy morzem a jeziorem Jamno (między Unieściem a Łazami) Firmus Group ma 36 ha gruntu, po wojsku, z 2,5 km dostępu do plaży. Za 500 mln euro chce zbudować tam Beach-City Mielno – wieżowiec, apartamentowce, port jachtowy, restauracje, sklepy, cuda na kiju. Jeśli rzecz dojdzie do skutku, małej gminie Mielno trudno będzie dyskutować z inwestorską potęgą. Czy będzie to teren otwarty, czy zamknięta enklawa? Warunki naturalne będą sprzyjać odcięciu tego kawałka.

W Unieściu od strony jeziora grodzenie kwitnie na całego. – Graniczne słupki są w jeziorze – opowiada tamtejszy radny Andrzej Lipka. – Może jedna czwarta brzegów jest dostępna, resztę zagradzają płoty. Nawet gdy działki sprzedawała gmina, to do samego końca, do lustra wody.

Radny pociesza się, że już wkrótce Wojewódzki Zarząd Melioracji zbuduje wokół jeziora wał przeciwpowodziowy, bo są to tereny zalewowe, wtedy problem dostępu do brzegu rozwiąże się sam. Na wale powstanie nawet ścieżka rowerowa.

Ochrona oczywiście kosztuje – nas, podatników.

Komfortowy poligon

Grodzenie jest najbardziej odczuwalne tam, gdzie powstają kompleksy apartamentowców. Im większe, tym większy problem. Władzom Trzebiatowa wyrósł on na powojskowych nadmorskich terenach w Rogowie (blisko Kołobrzegu). Agencja Mienia Wojskowego miała tu do sprzedaży ok. 600 ha. Spora część, zwłaszcza te najpiękniej położone, poszły pod młotek, bez czekania aż gmina przygotuje miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego. Znalazły nabywców za śmieszne pieniądze. Urzędnicy agencji sprzedawali je, jak leci, nie zawracając sobie głowy tym, by na odesłanych do cywila gruntach stworzyć szanse na elementarny ład. Nie myślano o rezerwie pod drogi, parkingi, zejścia na plaże.

Nowi właściciele większości terenu potraktowali zakup jako lokatę kapitału, więc na razie dzikich dojść do plaży nie grodzą. Ale w trzebiatowskim magistracie wiedzą, że gdyby nagle zechcieli wydzielić swój teren, to na odcinku o długości 3,5 km – od Rogowa do Dźwirzyna – nie byłoby dostępu do morza od strony lądu.

Przedsmak tego, co się może wydarzyć, jeśli odpowiednio szybko nie wywłaszczą na te cele gruntów za tzw. słusznym odszkodowaniem (tu i teraz ok. 150 zł za m kw.), dała włodarzom Trzebiatowa firma Burco Development Polska. Buduje ona kompleks mieszkalno-wypoczynkowy Rogowo Rezydencja Nadmorska. „Idealne miejsce – czytamy w ofercie – dla wszystkich, którzy cenią komfort i spokój, (…) ogrodzony, chroniony i monitorowany obiekt, w obrębie którego znajduje się m.in. basen z podgrzewaną wodą, plac zabaw, tereny zielone, a także w bezpośrednim sąsiedztwie osiedla kort tenisowy z boiskiem”. Docelowo przewidziano 89 domów plus apartamentowce z mieszkaniami. Spore osiedle. To, co już powstało, zostało solidnie ogrodzone zgodnie z obietnicą w ofercie.

Dla mieszkańców Rogowa i wczasowiczów to jest rodzaj muru przy plaży – opowiada burmistrz Zdzisław Matusewicz, który nasłuchawszy się skarg, pojechał na wizję lokalną. Zobaczył w ogrodzeniu furtki na stronę morza dla każdego segmentu osiedla. Tymi furtkami Rezydencja wydeptuje sobie przez las ścieżki do plaży. Reszta musi nadkładać drogi, by Rezydencję ominąć.

Od 2008 r. gmina ma dla Rogowa miejscowy plan zagospodarowania. Czyli wizję, gdzie powinny być te drogi, parkingi, dojścia do plaży. Ale nie ma pieniędzy, by wykupić grunty od inwestorów i agencji. Niektórzy inwestorzy już się upominają o odszkodowania za teren pod planowane drogi, których jeszcze nie ma i nie wiadomo, kiedy powstaną.

Hel odzyskany

O grodzeniu brzegów Zatoki Puckiej przez dzierżawców kempingów w rejonie Chałup POLITYKA pisała po raz pierwszy trzy lata temu. Pisaliśmy też o dosypywaniu Helu, by na kempingach zmieściło się więcej przyczep. I o niszczeniu trzcinowisk przez to dosypywanie. Ale obecnie problem jest także z dojściem do zatoki od strony szosy do Helu. Gdy wyjedzie się z Władysławowa na Półwysep Helski po prawej stronie drogi wzdłuż zatoki pasmo kempingów ciągnie się nieprzerwanie, choć dawniej były między nimi odcinki wolnej przestrzeni. Od tej strony muszą być ogrodzone. Ale nikt nie zatroszczył się o to, żeby płot nie przechodził w płot. Możliwość jest, bo większość gruntów kempingi dzierżawią od gminy. Płoty ciągną się niemal nieprzerwanie na długości kilku kilometrów. Gdyby dziś ktoś wpadł na pomysł zaślubin z morzem w tym rejonie, miałby spory kłopot, by dotrzeć do brzegu zatoki.

Płoty prostopadłe do zatoki, odgradzające jeden biznes kempingowy od drugiego, po staremu w wielu miejscach wchodzą w wodę. Zatem o przejściu suchą stopą wzdłuż brzegów nie ma mowy. A żeby to przejście miało ustawową szerokość 1,5 m, to człowiek nawet już nie śmie marzyć.

Na niektórych odcinkach brzegu można spotkać osobliwość – kolejny płot z drucianej siatki, rozciągnięty między kempingami a brzegiem zatoki. To linia demarkacyjna, oddzielająca wspomniane już ziemie dosypane, stanowiące własność Skarbu Państwa. Ten płot postawił Urząd Morski, który po latach przymykania oczu ruszył na wojnę. – W 2010 r. wykonaliśmy pracę u podstaw – zleciliśmy pomiary geodezyjne i odtworzenie punktów granicznych tam, gdzie ich brakowało – relacjonuje Roman Kołodziejski, główny inspektor ochrony wybrzeża w Urzędzie Morskim w Gdyni. – Oczekiwaliśmy, że kempingi cofną się na teren, do którego mają prawo. Ale nie. Przyszedł kwiecień 2011 r., a przyczepy stały po staremu. Tym płotem pokazaliśmy, gdzie się kończy ich władztwo.

W efekcie od strony zatoki przy najbardziej zaborczych kempingach powstał pas „ziem odzyskanych” o szerokości nawet do 40 m. Już nazajutrz po jego wydzieleniu inspektorzy Urzędu zorientowali się, że przy kempingu Solar płot przemieścił się przez noc o spory kawałek. Właściciel kempingu zapewniał, że nie wie, czyje to dzieło. Urzędnicy od ochrony brzegu nie uwierzyli w krasnoludki i złożyli doniesienie do prokuratury. Czym się skończy ta kempingowa telenowela, zobaczymy.

Przez lata nad Zatoką Pucką ludzie zasypywali samowolnie cenne przyrodniczo nadbrzeżne łąki, by przekształcić je w tereny pod inwestycje. Wymierzane grzywny nijak się miały do przyszłych zysków. Aż sąd w Wejherowie zastosował inne rozwiązanie – zajął ciężki sprzęt budowlany wykorzystywany do tego procederu. Podziałało. Przepisy są, gorzej z egzekucją, rozumieniem wspólnego dobra, a zwłaszcza z opanowaniem nadmorskiej gorączki złota.

Polityka 30.2011 (2817) z dnia 19.07.2011; Kraj; s. 28
Oryginalny tytuł tekstu: "Morze bez widoku"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną