Niektórzy twierdzą, że sportretowana przez Leonarda da Vinci pod koniec XV w. Cecylia Gallerani urodą przewyższa samą „Giocondę”. Z tym że, w przeciwieństwie do niej, kobieta i siedzący na jej łonie jedwabisty pupil nie patrzą nam w oczy. Spoglądają w bok, jakby nie chcieli widzieć wszystkich kłótni, jakie się wokół nich rozgrywają. „Dama z gronostajem” trafiła do Polski w 1800 r., gdy księżna Izabela Czartoryska zakupiła ją i włączyła do swojej kolekcji w Puławach. „Portret tej dziewczyny stawał się raz po raz przedmiotem gier – wojennych, politycznych, prestiżowych, szaradowych – co najmniej trzydzieści razy zmieniał miejsce pobytu, przewożony w jukach konnego posłańca, karetą, ładowną bryką, pociągiem, samochodem, samolotem, promem – niekiedy niesiony pod pachą” – pisze historyk sztuki prof. Marek Roztworowski. Jego „Gry o Damę” nie uwzględniają wszystkich kłopotów, jakie zaczęły się po przekazaniu praw do obrazu (i innych dzieł sztuki z kolekcji Czartoryskich) prawowitemu spadkobiercy – księciu Adamowi Karolowi Czartoryskiemu.
W 1991 r. właściciel utworzył fundację, powierzając jej pieczę nad zbiorami. W zarządzie zasiadła rodzina księcia oraz spokrewnieni z nim arystokraci (ostatnio Adam Zamoyski, Maria Osterwa-Czekaj i Antoni Potocki), a w radzie ekspertów sławy polskiej nauki – prof. Maria Poprzęcka, prof. Andrzej Ciechanowiecki czy prof. Andrzej Rottermund. Nikt nie spodziewał się, że fundator nagle odwoła stary zarząd i radę i powoła nowy, w dodatku składający się z pracowników Muzeum Narodowego w Krakowie.