Zdecydowaliśmy się zgłosić weto wobec rozpoczęcia negocjacji z Rosją. Ta twardość wynika wyłącznie z konieczności. Od dłuższego czasu Polskę dotykają różne negatywne działania ze strony Rosji. Tym razem musimy bronić polskich rolników” – wyjaśnia premier Jarosław Kaczyński w swoim artykule „To nie pieniactwo a polska racja stanu” na łamach tabloidu „Fakt”. Wspiera go braterskim piórem prezydent w artykule „Polska broni swych interesów” na łamach „Dziennika”: „Polska musiała przyjąć zdecydowane stanowisko – tylko w ten sposób może skutecznie bronić swoich interesów”. Jesteśmy twardzi, bo – jak mawiał pan Wołodyjowski – „jeśli się nie będą ciebie bali, to się będą z ciebie śmiali”. Unii Europejskiej mogło nie być do śmiechu.
Polskie weto zablokowało przyjęcie mandatu negocjacyjnego do rozmów na temat porozumienia gospodarczego UE-Rosja. To rodzaj instrukcji dla Komisji Europejskiej, jak prowadzić rozmowy z Rosją. Bez tego dokumentu, zaakceptowanego jednogłośnie przez 25 krajów członkowskich, nie można zasiąść do stołu. A czas płynie – stara umowa z 1997 r. została zawarta na 10 lat. Wygasa w listopadzie przyszłego roku. Pilnie potrzebna jest nowa.
Wygląda na to, że wykorzystaliśmy wyjątkowo dobry moment,
a nasze weto już przynosi efekty. Europa przypomniała sobie nagle o polskich kłopotach. Komisarz UE ds. handlu Peter Mandelson interweniuje w Moskwie, choć jeszcze niedawno usłyszał tam, że to sprawa między Polską i Rosją, więc Unii nic do tego. I wówczas przyjął to do wiadomości. Do Polski pospiesznie przyjechali unijni inspektorzy, by na miejscu zbadać sytuację i ocenić zasadność rosyjskich zarzutów.
Formalnie dotyczą one uchybień w dziedzinie nadzoru weterynaryjnego i fitosanitarnego.