Nowa definicja gwałtu; szef KRRiT karze TVN; ważna uchwała Sejmu w sprawie Trybunału Julii Przyłębskiej; rządząca koalicja starła się o aborcję; ruszył turniej tenisa w Indian Wells.
Wygląda na to, że sprawa kluczowa dla wielu wyborców, a przede wszystkim wyborczyń, znów się stała zakładnikiem partyjnego sporu. Czy coś da się z tym zrobić? Czy przy obecnej konfiguracji w parlamencie jesteśmy skazani na polityczne kłótnie i status quo?
Aborcja odłożona do kwietnia; marsz po zabójstwie 25-letniej Lizy w Warszawie; protest rolników; co dalej z wakacjami kredytowymi; superwtorek w USA.
Jeden rząd, cztery projekty w sprawie aborcji. Po długich oczekiwaniach Sejm na posiedzeniu 6–8 marca miał zająć się pierwszym czytaniem czterech ustaw. Jeszcze w lutym aktualny był pomysł, by wiodący projekt wyłoniła komisja nadzwyczajna. Dziś już wiadomo, że do tego nie dojdzie.
Francja została pierwszym na świecie państwem, które prawo do aborcji zapisało w konstytucji.
Koalicja 15 października nie może się porozumieć w kwestii prawa aborcyjnego. Liczba projektów ustaw stale rośnie. Zamiast kłótni najwyższy czas na głosowanie w Sejmie. Wtedy zobaczmy, kto na czym stoi.
Źródłem największego oporu przed zmianami w prawie aborcyjnym są dziś nie politycy czy społeczeństwo, a środowisko lekarskie. Nie całe, ale im wyżej, tym gorzej, bardziej kostycznie i kościelnie. Dowodem rekomendacje Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników – niezgodne z prawem i wiedzą medyczną.
Prawo do przerywania ciąży odebrano Polkom w styczniu 1993 r. Nowe ustawy i rozporządzenia dotyczące aborcji to zaledwie wstęp do listy niezbędnych zmian.
Zapowiedzi ministry Izabeli Leszczyny dotyczą zaledwie przestrzegania istniejących przepisów, a jednak to rewolucja. Przez ostatnie lata niektórzy dyrektorzy z dumą podkreślali, że „u nich się tego nie robi”.
Donald Tusk zapowiedział, że „nie sądzi, byśmy znaleźli termin na ostateczne głosowanie przed kwietniem”, czyli przed wyborami samorządowymi.