W okresie wielkiego naporu politycznego IV RP Jarosław Marek Rymkiewicz, poeta z Milanówka, zadeklarował wielką miłość do Jarosława Kaczyńskiego za to, że ugryzł on Polskę w zadek (po prawdzie słowa te były bardziej dosadne). Gdyby trzymać się takich porównań rodem z „Polskiego ZOO”, to do żubra pasuje akurat, jak nikt inny, Włodzimierz Cimoszewicz.
Historie polskich rodów są pełne wzlotów i upadków, frapujących koligacji i zaskakujących postępków. Można się o tym przekonać na przykładzie prezydenta - elekta.
Do wyborów pozostało niewiele ponad trzy tygodnie. Ton, tak jak wcześniej, nie nadaje już Jarosław Kaczyński, bo widać, że i sztab Bronisława Komorowskiego zabrał się do walki.
Uroczystość w warszawskich Łazienkach, kiedy Bronisław Komorowski pokazał swój komitet, nie mogła być przełomowym wydarzeniem. Była jednak okazją do podkreślenia głównych wątków kampanii kandydata Platformy.
W kampanii wyborczej 2007 roku Platforma Obywatelska narzuciła wszystkim konkurentom swoją opowieść o Polsce oraz oddzieliła się hasłami miłości i normalności od ideologii i praktyki Czwartej RP. I wygrała.
Ogłaszając datę elekcji, marszałek Sejmu Bronisław Komorowski uruchomił wyborczy zegar.
Dopóki w grobie nie spocznie ostatnia ofiara katastrofy smoleńskiej, dopóty polityka nie zacznie się na dobre.
Dwa tygodnie temu Bronisław Komorowski miał prezydenturę w kieszeni. Teraz, żeby wygrać, musi udowodnić, że potrafi sprostać wyzwaniu dużo trudniejszemu niż prezydentura i jakakolwiek inna znana dotąd polityczna funkcja. Musi się sprawdzić w roli, która nigdy wcześniej w Polsce nie istniała.
Bronisław Komorowski musi się zmierzyć z trzema rolami: marszałka Sejmu, kandydata na prezydenta, a od tygodnia również – osoby pełniącej obowiązki głowy państwa. Kto mu w tym pomaga, jacy ludzie go otaczają?
20 czerwca to najbardziej prawdopodobna data wyborów prezydenckich. Jednak decyzję w tej sprawie marszałek ogłosi dopiero w najbliższą środę rano.