Biedna jest współczesna młodzież. W sensie dosłownym i przenośnym. Większość nie ma pieniędzy na wakacje marzeń, a kiedy już uda się uzbierać trochę grosza, wyrwać spod rodzicielskiej kurateli, spakować namiot i znaleźć wśród kilku tysięcy takich samych, to wychodzi na jaw, jak bardzo współczesnemu młodemu pokoleniu brakuje spoiwa.
– Do dziś nie wiem, co się stało – przyznaje Elżbieta Penderecka, rozgoryczona postawą prezydenta Krakowa, nierzetelnością prasy relacjonującej konflikt wokół festiwalu jej męża i publicznym milczeniem tych, którzy ją zawsze popierali. Nie wyklucza, że akcja pozbycia się jej z Krakowa była planowana od dłuższego czasu przez ludzi, którzy nie potrafili pogodzić się z sukcesem, jaki odniosła. Tymczasem pod Wawelem wiele osób świętuje obalenie dyktatury i nieśmiało liczy pieniądze, które miasto dzięki temu zaoszczędzi.
Miało być odświętnie, wyszło... zwyczajnie. 40 festiwal opolski nie był ani gorszy, ani lepszy od poprzednich edycji. Kolejny raz sprawdziła się formuła koncertów plenerowych (hip-hop plus muzyka klubowa) i tak jak pięć lat temu weterani sceny pokazali, że nie należy pochopnie wysyłać ich na emeryturę.
Grają, dyrygują, komponują, są dyrektorami filharmonii i festiwali – kobiety w muzyce poważnej. Silne indywidualności, skuteczne w działaniu, mają gorliwych wielbicieli i zażartych wrogów. Bez nich nasze życie muzyczne byłoby o wiele uboższe.
Na świecie Chopin jest traktowany jako twórca genialny, ale jeden z wielu. W Polsce pełni rolę wieszcza, którego próbuje się jednak ściągnąć z postumentu.
Co roku odbywa się w Polsce kilkadziesiąt imprez cyklicznych, na których gra się bluesa. Co roku przybywa nowych fanów tej muzyki, choć największe rozgłośnie radiowe zupełnie ją ignorują.
Po raz 39 rozpoczyna się festiwal sopocki. Choć zdarzały się tu występy gwiazd, pozostawał jednak na uboczu światowych trendów. I tak jest do dziś.
Stefan Kisielewski wymyślił swego czasu zjadliwy termin „socrealizm liturgiczny” – w reakcji na zwiększone zainteresowanie tematyką religijną ze strony polskich kompozytorów pod koniec lat siedemdziesiątych. O ile jednak wówczas owo sformułowanie Kisiela było nieco pochopne i w wielu wypadkach krzywdzące, to dopiero dziś nabrało pełnej aktualności. Coraz trudniej w tej dziedzinie o dzieła szczere, poruszające i wnoszące coś nowego. Przeważa rutyna i banał, a i najwybitniejsi nie są, niestety, całkiem bez winy.