Dzięki najnowszym unijnym wytycznym frankowicze nie muszą bać się po wygranym procesie kontrpozwu banków. A czy sami mają szansę na dodatkowe odszkodowanie od instytucji finansowych? O tym zadecydują polskie sądy.
Luksemburski Trybunał znowu wyręcza polskich polityków i pomaga nam w sprzątaniu frankowego bałaganu. Po raz kolejny staje po stronie konsumentów, których banki nie mogą już straszyć kontrpozwami, żądając wynagrodzenia za rzekomo bezumowne korzystanie z kapitału.
Unijny trybunał kolejny raz pomaga sprzątać w Polsce prawny i finansowy bałagan po kredytach frankowych. Klienci liczą, że to na ich korzyść zostaną rozstrzygnięte ostatnie spory. Banki też się nie poddały, próbują odzyskać chociaż część odsetek.
Chociaż krążą spekulacje na temat specjalnego podatku, mającego zniechęcić kredytobiorców do walki sądowej, nie warto dać się zastraszyć. Tym bardziej że taki kontrowersyjny pomysł lansują głównie banki, a nie politycy.
Czy bankom przegrywającym procesy z frankowiczami w sukurs przyjdzie państwo? Na razie jego instytucje nie mogą nawet ustalić, jak bardzo kredytowy bałagan zagraża stabilności sektora finansowego.
Spłacający kredyty we frankach coraz częściej wygrywają z bankami, do sądów zgłaszają się więc też osoby z pożyczkami zaciągniętymi w złotówkach. Tymczasem rządzący w obu przypadkach bezczynnie się przyglądają, zamiast wprowadzić zmiany systemowe.
Zaskakujące, że doniesienia z Luksemburga nie spowodowały dużej wyprzedaży akcji banków na giełdzie.
Trybunał Sprawiedliwości UE po raz kolejny pomógł klientom frankowym. W czwartkowej opinii orzekł, że banki nie mogą liczyć na dodatkowe świadczenia z tytułu nieważnych umów kredytowych.
Znów od unijnego Trybunału zależy los frankowiczów. Banki mają nadzieję na ograniczenie strat i żądają od klientów wynagrodzenia za korzystanie z kapitału. Co by to oznaczało?
Mocny frank szwajcarski i wyższe stopy procentowe chronią alpejską republikę przed inflacją, ale dla frankowiczów ich skutki są fatalne.