W roku szkolnym z materiałem po prostu zdążyć się nie da. To znamienna ilustracja systemu edukacji stworzonego przez pisowskie władze oświatowe.
Cała nasza grupa zawodowa zidioceniem musi ratować się przed głodem i chłodem, biedą dla siebie i swoich bliskich. Wykonujmy swój zawód kretyńsko, a całą mądrość wkładajmy w korepetycje. Dorabiajmy, inaczej nie przeżyjemy zimy.
Z korepetycji korzysta prawie 35 proc. polskich uczniów i co drugi mieszkający w wielkim mieście, zwłaszcza jeśli jego rodzice są wykształceni. Dla niektórych to jak równoległa, trwająca cały rok popołudniowa szkoła.
W Polsce połowa przygotowujących się właśnie do matury bierze korepetycje. Na Zachodzie ludzie też inwestują w pozaszkolną edukację dzieci. Ale tam douczają je – legalnie i oficjalnie – korepetytorskie koncerny. U nas wszystko tonie w szarej strefie.
Dodatkowe płatne lekcje, tak zwane korki, biorą już nie tylko maturzyści i gimnazjaliści, coraz częściej uczniowie szkół podstawowych. I studenci, którzy dotychczas z korepetycji raczej się utrzymywali.