Nie dość, że literacko Burton brzmi frapująco, to czytamy jego słowa, jakby były pisane dla nas dzisiaj.
Każdy ma pokusy, żeby się wreszcie nasycić życiem, zwłaszcza gdy lat przybywa. To mit, nigdy nie zaczyna się „prawdziwie żyć” – mówi pisarz Marek Bieńczyk.
To, co pisze Bieńczyk, najbardziej kojarzy się z utworem muzycznym, w którym kolejne motywy, dźwięki pojawiają się, wprowadzają następne, powtarzają się i dopiero razem mogą wybrzmieć w pełni. Wspaniale się słucha/czyta taką opowieść.
Przyjemna to okoliczność, kiedy nowa książka jest nawet lepsza niż ta, za którą autor otrzymał Nagrodę NIKE.
Dobrze, kiedy nagroda literacka jest zaskoczeniem. Dobrze, kiedy budzi emocje. Tak było w tym roku z Nagrodą NIKE dla „Książki twarzy” Marka Bieńczyka.
Krytyk, który pisarza zna tylko z kart książki, skazany jest wyłącznie na jałowe gdybanie. Nie twierdzę wprawdzie, że aby zrozumieć „Kroniki wina” Marka Bieńczyka, trzeba pić to samo co on, ale miła jest mi myśl, że ciumkając, mlaszcząc, siorbiąc i zaglądając pod pawie ogony kolejnych flaszek wyniesionych z piwniczki autora, pojąłem co nieco z jego pisania. Z pisania w ogóle, nie tylko z pisania o winie.
Za dwa tygodnie rozpocznie się największa w dziejach kampania promocyjna polskiej literatury. Jako gość honorowy targów książki we Frankfurcie mamy niepowtarzalną okazję, by na tym wielkim kiermaszu pokazać i sprzedać światu coś z naszej twórczości.
Jak co roku POLITYKA poleca książki na wakacje. Tym razem lektury zadają czytelnikom nauczyciele języka polskiego i literatury. Niektórzy wciąż pracują w zawodzie, inni poświęcili się nowym zajęciom. Ich rekomendacje często są bardzo osobiste – polecają książki, do których sami sięgną w czasie urlopu. Wśród tych podpowiedzi każdy na pewno znajdzie coś dla siebie.
Rozmowa z Markiem Bieńczykiem, literackim laureatem Paszportu „Polityki”