Pod Pałacem Kultury i Nauki trzeci rok z rzędu aktywiści praw człowieka zorganizowali manifestację pod hasłem „To było tutaj – Warszawa wolna od faszyzmu”.
Z powodu pandemii narodowcy nie dostali zgody na marsz, ale i tak dziesiątki tysięcy osób przeszły przez centrum Warszawy. W tym zorganizowane grupy kibiców, które starły się z policją.
Może i PiS potknął się na zakazie aborcji, ale po prawej stronie umocnił swoje panowanie. Konfederacja leci w dół, a tegoroczny Marsz Niepodległości z imprezy potencjalnie antyrządowej może się stać manifestacją poparcia dla władzy.
Roty Marszu Niepodległości i Młodzież Wszechpolska powołują własne służby do obrony kościołów przed atakami „lewackich hord”. Chętnych nie brakuje.
Strażnicy Marszu Niepodległości nagle i niepostrzeżenie stali się sokistami. Stworzyli bowiem SOK, ale nie chronią wagonów kolejowych. Służba ochrony kościołów – to ich nowe powołanie.
Polska skrajna prawica ma swoją interpretację protestów na Białorusi: to jej sprawa, demonstracje sponsoruje zagranica, a Warszawa nie powinna się wtrącać, bo narobi sobie wrogów.
Co tak naprawdę wydarzyło się 1 sierpnia przed pomnikiem Chrystusa w Warszawie? Jak wyglądał od środka incydent, który zakończył się paleniem tęczowej flagi?
Marsz w 76. rocznicę wybuchu powstania szedł pod hasłem „Niemieckie zbrodnie nierozliczone”. Nie wojenne reparacje, ale nienawiść wobec mniejszości była motywem przewodnim.
To miało być miejsce dialogu. Nacjonaliści wyrażali jednak takie poglądy, że trzeba było ich wypraszać, czasem z pomocą policji. Wrócili więc na Marsz Niepodległości, gdzie nikt się z nimi nie spierał.
Prawdą jest, że Marsz Niepodległości to bardzo zróżnicowana impreza. Można spotkać młodych i starszych, mieszkańców miast i wsi, Araba, Wietnamkę, turystów z USA i słynne rodziny z dziećmi. Tyle że tych ostatnich jest jak na lekarstwo.