Sytuacja w Dramatycznym przypomina pobojowisko, a rannych z każdym dniem przybywa. Są wśród nich także ci, którzy uwierzyli w „feministyczną instytucję kultury”, zapowiadaną przez Monikę Strzępkę i jej Kolektyw.
Z wielkim smutkiem patrzy się na tę katastrofę kobiecego, kolektywnego zarządzania i feministycznej instytucji, zapowiadanej jako równościowa, inkluzywna, pozbawiona przemocy. Co zawiodło i jakie lekcje z tego wyciągniemy?
W warszawskim Teatrze Dramatycznym dyrektorka Monika Strzępka dokonuje restrukturyzacji i transformacji artystycznej albo rewolucji i czystki – zależy kogo posłuchać.
Czy Monika Strzępka przesadziła? Czy ma wokół siebie ludzi, którzy będą potrafili powiedzieć jej, że dla dobra swojego i instytucji, której szefuje, warto zrobić krok w tył? Czy ich posłucha? Nastroje buzują dziś po obu stronach.
Wygrana warszawskiego ratusza, organizatora Teatru Dramatycznego, w sądowym sporze z wojewodą mazowieckim jest jak delikatny powiew świeżego powietrza w ciężkiej i wciąż gęstniejącej atmosferze w polskiej kulturze.
PiS zdążył nas już przyzwyczaić, że nie cofa się przed niczym, by umocnić swoją władzę i pognębić politycznych i ideologicznych przeciwników, także w dziedzinie kultury. A jednak wciąż potrafi zaskoczyć.
Pandemia była z pewnością dla polskich teatrów trudnym czasem, ale prawdziwym wyzwaniem będzie dopiero rozpoczynający się sezon.
W nowy sezon teatr wkracza z przerażeniem łagodzonym przez zaklinanie rzeczywistości, wyparcie i tradycyjnie umierającą jako ostatnia nadzieję. Najbliższe premiery oddają ten chyba specyficznie polski miks emocji.
„Niech ten napis-okrzyk niesie się przez świat: ДЕТИ ДЕТИ ДЕТИ… Niech usłyszy go zbrodniarz i zrozumie, że uderza w nas wszystkich” – to fragment polskiego orędzia na tegoroczny Międzynarodowy Dzień Teatru.
Tadeusz Słobodzianek i Monika Strzępka uczynili z konkursu na dyrekcję warszawskiego Teatru Dramatycznego pełen zwrotów akcji serial sensacyjny.