Nie tylko u nas ulegają erozji mity założycielskie powojennego ładu, oparte na heroicznym oporze wobec niemieckiej agresji i zwycięstwie nad Hitlerem. Dowodem powieść szkockiej pisarki Alison Louise Kennedy „Day” o załodze brytyjskiego bombowca z II wojny światowej, uznana za europejską książkę 2007 r.
Szykuje się nowa obrona Westerplatte. W roli agresora występuje początkujący filmowiec, którego pragną powstrzymać strażnicy narodowej pamięci. Kontrowersyjnym scenariuszem zajmuje się nawet rząd.
Kiedy na Westerplatte zjechała na wizję lokalną dwójka najbliższych współpracowników premiera, stało się jasne, że Donald Tusk chce mieć na Wybrzeżu swój odpowiednik Muzeum Powstania Warszawskiego, historycznej opoki braci Kaczyńskich.
Czas jednak stoi w miejscu. Wystarczy w sprawach niemieckich wziąć dziś do ręki „Rzeczpospolitą” i niekiedy jakby człowiek czytał „Rzeczywistość” z lat 80. Czyta „Wprost” – i już ma przed sobą „Prawo i Życie” z końca lat 60. Te same argumenty, choć w zupełnie innym świecie. I zapewne zwolennicy naszej neoendeckiej polityki historycznej nie zdają sobie sprawy, w jakich butach chodzą.
W tym sezonie politycznym nosi się Polskę. Opluwający się nawzajem koalicjanci zapewniają, że jeśli pozostaną w rządzie, to nie dla siebie bynajmniej, lecz dla ojczyzny. Jednocześnie mamy miesiąc rocznic i raz po raz podnosi się okrzyk Polska! Polska! Aż chciałoby się postawić naiwne pytanie Panny Młodej z „Wesela”: „A kaz tyz ta Polska?”.
Na mocy jednego z paragrafów podpisanej właśnie przez prezydenta nowej ustawy lustracyjnej badanie trudnych epizodów z ojczystych dziejów – udziału narodu polskiego w zbrodniach komunistycznych czy nazistowskich – obciążone jest ryzykiem kary trzech lat więzienia. To nie jedyna zasadzka, jaką polityka zastawia dziś na poszukiwania historyczne. Studia nad historią kwitną, ale równocześnie wiele wątków pozostaje nieporuszonych. Białe plamy wciąż istnieją. Historia włączona została w rewolucję moralną, stała się kolejnym odcinkiem do odzyskania w ramach budowania IV RP.
Jarosław Kaczyński żyje w dwóch Polskach naraz. W Polsce komunistycznej, czyli Trzeciej RP, która jest prostą kontynuacją PRL, i w Polsce, która już zaczyna być RP Czwartą. Żyje jednocześnie w Ubekistanie i w Wolnej Polsce. Czasami trudno się połapać, o jakim kraju premier mówi.
Tego muzeum jeszcze nie ma, ale my już zapraszamy na wędrówkę po nim. Nie tyle, by obejrzeć eksponaty, lecz by poznać ideę. Na przewodnika poprosiliśmy prof. Normana Daviesa, historyka, Walijczyka, krytycznego miłośnika dziejów Polski, członka rady programowej Muzeum Historii Polski. Odpowiada on na pytania Jacka Żakowskiego.
Co łączy feministki, gejów, kasjerki z Biedronki i bezdomnych z przejścia podziemnego? Wszyscy są bohaterami polskiego teatru politycznego.
Jedną z pierwszych decyzji Kazimierza Ujazdowskiego było uzupełnienie nazwy kierowanego przezeń Ministerstwa Kultury o „dziedzictwo narodowe”. Po paru miesiącach urzędowania wydaje się, że najbardziej właściwą nazwą dla resortu powinno być Ministerstwo Przeszłości.