Mieć nadzieję w greckim sensie oznacza patrzeć śmiało i bez złudzeń w mrok natury ludzkiej.
Według pana Bronisława Wildsteina pozbawieni narodowego fundamentu chwytamy się „Gazety Wyborczej”, POLITYKI i telewizji TVN, żeby nie runąć w przepaść relatywizmu.
Plakat z Mają Ostaszewską tulącą uchodźcę budził we mnie obawy, że „Zielona granica” będzie obrazem przeszlachetnionym. Powtarzałam sobie jednak: „Ale to Holland, to Holland – niemożliwe”.
Nie potrafię zrozumieć, co to znaczy kochać kraj lub państwo. Jak można darzyć uczuciem byt wyobrażony?
Mknąc do Poznania wyboistą Autostradą Wolności, czułam się nieswojo. Śmieszył mnie XIX-wieczny sztafaż: hasło „Kobiety mają głos!” (no raczej…) albo zajeżdżony frazes „gniew i siła kobiet”.
Jak to dobrze, że Litwa należy do Litwinów! Gdyby była polska, zachodzi obawa, że latem prezentowałaby się jak rozbita na dzielnice parawanów plaża w Mielnie.
Historia niesie ulgę, ponieważ należy do przeszłości.
Lwica, której szukano w Berlinie, okazała się dziką świnią, i tak samo jest z ludzkością.
Czy „Archipelag GUŁag” utracił moc?
Ponad ćwierć wieku wierzyłam, że już za chwilę jako osoby LGBTQ będziemy mieć w Polsce równe prawa. A tu nic – mówi Renata Lis, autorka książki „Moja ukochana i ja”.