Robert Biedroń w obietnicach przelicytował PiS, proponując 1600 zł dla każdego, kto osiągnął wiek emerytalny.
Teraz jest czas debat i budowania szerokiego zaplecza. Ale na wyborczy szlak ruszy znacznie bardziej okrojona pierwsza kadrowa. Taki jest plan Roberta Biedronia na wejście do polityki.
Wiarygodność Roberta Biedronia leci na łeb na szyję. Porzucenie wyborców i stworzonego własnym wysiłkiem klubu radnych to zdrada.
Ale Nowacka też nie jest święta. Odmawia lewicy politycznej sprawczości, a stwierdzenia, że nikt nie słuchał jej argumentów, graniczą z manipulacją.
Najpierw w Polsce powstała Zjednoczona Prawica, teraz jednoczy się centrum (Koalicja Obywatelska PO i Nowoczesnej), czy jutro zjednoczy się lewica i czy pomoże w tym Robert Biedroń?
Tajemnicą poliszynela jest, że Robert Biedroń spodziewa się porażki opozycyjnych partii w wyborach samorządowych i chce mieć gotową ofertę dla rozczarowanych działaczy i działaczek.
Jeszcze niedawno Robert Biedroń uchodził za największą nadzieję na odnowienie polskiej polityki. Ale te czasy chyba, niestety, minęły.
Z Robertem Biedroniem jest trochę tak, jak z tytułowym drozdem z powieści Harper Lee – „grzechem jest zabić drozda”, ponieważ ptaki te „nie robią żadnej szkody, tylko śpiewają dla nas z głębi swoich ptasich serduszek”. Tak przynajmniej mogłoby się wydawać.
Mamy dwie partyjne lewice w Polsce: za starą i za młodą. Jedna to partia emerytów z poprzedniej epoki, druga, w oczach typowego wyborcy, to partia studentów. Ci dawno pożegnani zbliżają się do 10 proc. w sondażach, a ci przyszłościowi nie mogą się odbić od 2 proc.
Pewien deficyt użyteczności wczesnych sondaży prezydenckich – mówiąc eufemistycznie – dał się zauważyć podczas ostatniej kampanii Bronisława Komorowskiego.