Jeszcze tego oficjalnie nie ogłoszono, ale jest już niemal pewne, że Stany Zjednoczone doczekały się pierwszej od dziesięciu lat recesji. Firmy zwalniają ludzi, odkładają podwyżki, eliminują premie już nie tylko wówczas, gdy znalazły się w kłopotach, ale coraz częściej na wszelki wypadek. Powściągliwość i ostrożność zastąpiły tradycyjny amerykański optymizm.
W ostatnich miesiącach gwałtownie spadło tempo wzrostu gospodarczego. Dramatycznie powiększają się kłopoty budżetu i wzrasta bezrobocie, co grozi niekontrolowanym wybuchem społecznym. Czy to już kryzys gospodarki i państwa? I co można zrobić, żeby wydobyć się z tych tarapatów?
Po raz trzeci w tym roku Rada Polityki Pieniężnej obniżyła podstawowe stopy procentowe. Zrobiła to, mimo że od dwóch miesięcy główny wskaźnik inflacji rośnie, a budżet państwa ma niedobory oceniane na kilka, a nawet kilkanaście miliardów złotych. Tym dość nieoczekiwanym ruchem Rada zaprzeczyła własnej wcześniejszej argumentacji w obronie wysokich (realnie – najwyższych w Europie) stóp procentowych.
W minionym tygodniu Rada Polityki Pieniężnej o jeden procent obniżyła podstawowe stopy banku centralnego. Analitycy zgodnie orzekli, że to kompromis, który niczego nie załatwia. Początkowo jedynym widocznym efektem tej decyzji był gwałtowny wzrost siły polskiej waluty (poniżej 4 zł za 1 dolara!). Bardzo mocna złotówka i coraz wolniej kręcąca się gospodarka – to niebezpieczne połączenie.
Inflacja zjadła połowę wartości złotego od czasu, kiedy w 1995 r. zastąpił on stare dziesięć tysięcy. Przynajmniej w tej dziedzinie należymy do niewątpliwej czołówki w regionie: wyższą od nas inflację mają tylko Rumunia i Słowacja. – Czternastoprocentowy realny koszt kredytu to chyba rekord świata – zaperza się Wojciech Kostrzewa, prezes banku BRE. Właśnie mijają trzy lata od powołania Rady Polityki Pieniężnej, która miała skutecznie zdusić inflację. Czy czas na jubileusz?