Serial satyryczny Roberta Górskiego na okres wakacji żegna się z widzami fabułą o spotkaniu na szczycie. I informacją, że wiz do Stanów to raczej nie będzie...
„Operacja Celofan” jest odcinkiem mroczniejszym od dotychczasowych, pełnym napięcia, niemalże thrillerem.
Im komuś bliżej do PiS, tym gorzej ocenia „Ucho…” i na odwrót.
Na Nowogrodzkiej wielkie poruszenie i wielkie tłumy – cały naród (a raczej około 32 proc.) pragnie złożyć Prezesowi najserdeczniejsze życzenia. I dać mu pierogi.
W trzynastym odcinku generalnie obśmiewającego rząd serialu lwią część czasu poświęcono podśmiewaniu się z liderów partii opozycyjnych. Było zabawnie, ale i smutno, bo Górski tylko przypomniał nam, jak wygląda polska klasa polityczna.
Twórcy „Ucha… ” kontynuują systematyczne prezentowanie kolejnych „okazów” z rządowej galerii osobliwości. Tym razem Prezesa odwiedza zapalony odkrywca i niesforny dyplomata – minister spraw zagranicznych.
Jakim cudem „Ucho prezesa” doczekało się łatki treści pełnej agresji wobec Kościoła katolickiego i władz państwowych?
Jeżeli ktoś myślał, że demoniczny jest Macierewicz w interpretacji Wojciecha Kalarusa, to się zdziwi. Prezesa odwiedził – jakby to powiedział Płaszczak – ten „grzybek z Torunia”.
Nowy odcinek, nowy członek rządu – tym razem widzowie „Ucha…” poznają kabaretową reinkarnację Jana Szyszki. Będzie miał również miejsce zamach na życie… kota.
Niektóre postaci są w serialu traktowane lepiej, inne gorzej – mówi Robert Górski, twórca „Ucha prezesa”.