Joe Biden pierwszy raz używa dostaw broni jako narzędzia nacisku na izraelski rząd Beniamina Netanjahu. Ale nie oznacza to jeszcze zasadniczej zmiany kursu w sprawie wojny w Gazie.
Czy Amerykanki pogrążą Donalda Trumpa przy urnie wyborczej? A może wcześniej – na sali sądowej? Pierwszy proces właśnie się zaczął.
Z Warszawy płyną apele o wzmocnienie obronne kontynentu już bez obaw o konkurencję z NATO i USA. Przeciwnie, w obawie, że Ameryka może być zajęta swoimi sprawami gdzie indziej. Kluczowe jest jednak to, kto tego słucha i czy się zgadza.
Propalestyński ruch na uczelniach i ulicach to ogromny problem dla ubiegającego się o reelekcję Joe Bidena. Porównuje się go do masowych protestów młodzieży amerykańskiej przeciw wojnie w Wietnamie, które doprowadziły do zmian na amerykańskiej scenie politycznej.
Dobrze, że rządy obu supermocarstw ze sobą rozmawiają. Wciąż się jednak wydaje, że dyplomacja na linii Waszyngton–Pekin odracza tylko w czasie grożącą kiedyś światu, może nawet zbrojną, konfrontację.
Najbardziej liczy się sygnał polityczny, ale skala zatwierdzonej w Waszyngtonie pomocy też ma znaczenie. Po wielomiesięcznym zastoju pierwszy i kolejne pakiety uzbrojenia nie zmienią od razu sytuacji na froncie.
„Lepiej wysłać rakiety niż naszych żołnierzy” – powiedział speaker Izby Reprezentantów Mike Johnson. „Partia Putina” w GOP, jak nazwano prorosyjskich izolacjonistów, długo trzymała świat i Ukrainę w niepewności.
Trzy strony konfliktu: Izrael, Iran i Ameryka, po tym tygodniu pełnym napięć i aktów przemocy wydają się ukontentowane. Akcja Iranu, reakcja Izraela oraz hegemoniczna postawa Ameryki ujawniły się wystarczająco dobrze i nie powinno dojść do kontynuacji walki. Tyle polityczna logika wojny. A pozostaje jeszcze sfera emocji, prestiżu i urażonej dumy.
Administracja Joe Bidena naprawia stosunki z mocarstwami w Europie i bez entuzjazmu zapatruje się na kontakty przywódców sojuszników USA z Donaldem Trumpem. Andrzej Duda sprawił mu prezent. Hm... Czy powinniśmy się cieszyć?
Donaldowi Trumpowi postawiono 34 zarzuty i w razie uznania go winnym grożą mu za to cztery lata więzienia. Proces może zakończyć się przed wyborami, więc powstaje pytanie, czy jego rozstrzygnięcie wpłynie na wyniki.