Tragiczny wypadek w Wielkiej Brytanii, spowodowany przez żonę amerykańskiego dyplomaty, jeszcze skomplikował niełatwe ostatnio stosunki między krajami. Zresztą z niemałym udziałem Donalda Trumpa.
Brytyjski premier dotychczas zmagał się z kryzysem politycznym, a teraz musi stawić czoła zarzutom obyczajowym. Kurczy mu się czas na renegocjacje umowy brexitowej.
Boris Johnson znalazł się w matni bez wyjścia. Zostanie rozliczony, choć nie chce ustąpić. Czy przetrwa kilka następnych tygodni w fotelu szefa rządu?
Politykę brytyjską oraz brytyjskie społeczeństwo przeorał głęboki spór; te rany nie zabliźnią się przez dekady.
Nie będzie szybkich wyborów. Nie będzie też zgody na łamanie prawa przez rząd. Będą za to sądowe manewry wokół ustawy blokującej „no deal”, które potrwają aż do szczytu Unii 17 października. Tymczasem brytyjski parlament został skazany na pięć tygodni milczenia.
Chłopcami brytyjskiej polityki, także Borisem Johnsonem, rządzi ich genialny Mefisto – Dominic Cummings. Jak na razie dość głupio.
Rząd Johnsona będzie miał trzy możliwości. Po pierwsze, może uznać swoją porażkę i poprosić o odroczenie brexitu. Po drugie, spróbować zwołać przyspieszone wybory. Po trzecie, złamać prawo.
Boris Johnson gra końcówkę partii politycznego pokera, chowając karty za rękawy i pod stół. Może jeszcze wygrać, choć wiele wskazuje na to, że zakiwa się na śmierć niczym nadgorliwy napastnik trzeciej ligi. Opozycja rozważa wotum nieufności wobec jego rządu.
Boris Johnson przegrał z kretesem swoje pierwsze głosowania w Izbie Gmin. Ta klęska to skutek jego polityki pięści.
Hongkong, Kaszmir, Cypr, brexit – wszystkimi tymi aktualnymi kryzysami rządzi logika dawno upadłego imperium.