Nie nauka, wiedza czy warsztat badawczy, lecz prawo do sprawowania władzy otwiera, jak się okazuje, drzwi do narzucenia jedynie słusznej narracji historycznej.
20 stycznia 2022 r. w Sejmie odbyła się debata ekspertów na temat projektu podstawy programowej dotyczącej przedmiotu historia i teraźniejszość, który z jednej strony, według Ministerstwa Edukacji i Nauki, ma zastąpić przedmiot wiedza i społeczeństwo na poziomie podstawowym, z drugiej uwypuklić dzieje najnowsze w programie nauczania, tak aby uczeń był beneficjentem „rzetelnej wiedzy o najważniejszych przemianach kulturowych, politycznych, społecznych i gospodarczych w Polsce i na świecie po 1945 r. aż do czasów współczesnych”.
W debacie uczestniczyli przedstawiciele nauczycieli, dyrektorów szkół, Polskiego Towarzystwa Historycznego, Związku Nauczycielstwa Polskiego, Polskiej Akademii Nauk oraz Fundacji im. Stefana Batorego. Byli też politycy i polityczki opozycji parlamentarnej. Zabrakło samych twórców podstawy programowej, reprezentantów ministerstwa oraz posłów Zjednoczonej Prawicy.
Czytaj też: Historyk będzie pomagierem władzy. Po to jest nowy przedmiot
Fakty płaczą
Projekt oceniono krytycznie. Zbyt szybki tryb wprowadzania nowego przedmiotu nie pozwala na spokojną dyskusję, poza tym kolejna reforma w edukacji, a taką jest przecież rewolucja w przedmiotach humanistyczno-społecznych, ma miejsce w czasie, gdy nie zakończył się jeszcze pełny cykl „reformy” byłej minister