Klasyki Polityki

Demolka

Jeśli chodzi o demolkę, mamy nad Francuzami wyraźną przewagę.

Felieton ukazał się w tygodniku POLITYKA 5 lipca 2008 r.

W luksusowym hotelu paryskim Royal Manceau, przeznaczonym do remontu, odbyła się w tych dniach orgia zniszczenia – demolition party. Jak się dowiadujemy z Onetu, do hotelu przybyli zaproszeni goście, uzbrojeni w młotki luminarze, między innymi byli ministrowie kultury, artyści, pisarze. Można, a nawet trzeba było, niszczyć wszystko. Ubrani w białe kombinezony goście pastwili się nad wannami, lampami, stiukami, złoceniami, mogli malować na ścianach, a nawet przyklejać umywalki do sufitu. Dawne wnętrza oraz wyposażenie zostały uprzednio starannie obfotografowane. Inicjatorem demolki był głośny projektant i stylista Phillipe Starck.

Tęsknota Francuzów do zniszczenia jest zrozumiała. Nie zaznali go ani od Niemców, ani od komunistów. Wiele mówiący opis okupacji Paryża daje świetny pisarz niemiecki Ernst Junger, którego dziennik paryski (1941–1942) „Promieniowania” ukazał się kilka lat temu po polsku. Niemiecki „książę Wehrmachtu”, oficer do specjalnych poruczeń, a konkretnie do utrzymywania kontaktów z paryską elitą duchową, spaceruje sobie po podbitej stolicy niczym turysta lub wczasowicz po kurorcie. Ma swoje ulubione miejsca, chętnie zagląda do znajomego antykwariatu, gdzie czasami coś kupuje, popija winko w towarzystwie Celine’a lub Cocteau, ogląda pracownię, którą otwiera mu wdowa po wielkim malarzu, po czym wraca do hoteliku Raphael w pobliżu Champs-Elysees. Choć najsilniejsze wrażenie w tej książce robi opis egzekucji dezertera, jednak trudno zapomnieć towarzyskie, żeby nie napisać sielskie, stosunki, jakie łączyły oficera Wehrmachtu, rodem z arystokracji, z francuską elitą duchową.

W Polsce, jeśli jakieś kamienice ocalały z wojny, to doprowadziła je do ruiny powojenna własność publiczna. Komuniści odbudowywali Warszawę, ale drugą ręką niszczyli substancję, która z wojny ocalała. Vide ruina hoteli Grand w Sopocie czy Bristol w Warszawie, zanim po latach socjalistycznej agonii zostały sprywatyzowane. Kiedy spaceruje się ulicami starych miast europejskich – Barcelony, Wiednia, Paryża – najbardziej zdumiewające są nie budowle Eiffla czy Gaudiego, ale solidne, mieszczańskie kamienice. Nic dziwnego, że w tamtych krajach tu i ówdzie odżywa niezaspokojona potrzeba zniszczenia. Ale u nas? Wydawałoby się, że my zniszczeń mamy aż nadto. Tymczasem w Polsce demolka á la Starck uprawiana jest na o wiele szerszą skalę niż w Paryżu.

Kochany panie Starck – chciałoby się powiedzieć – zapraszamy do nas, tu dopiero obejrzy pan demolkę z prawdziwego zdarzenia. Polacy ciągle burzą pomniki, żeby stawiać nowe. Są nawet tacy, którzy chcieli zburzyć Pałac Kultury, ten pomnik stalinizmu im. Józefa Stalina, żeby na jego miejscu wystawić kolejny pomnik kapitalizmu im. Daniela Libeskinda.

Ubrani w biało-czerwone kombinezony dawni ministrowie, nawet premierzy, demolują dziś wszystko, co popadnie – historię, legendę, mit założycielski wolnej Polski, politykę zagraniczną, służby specjalne, osiągnięcia własne i cudze. Trwa narodowa demolka własnej przeszłości. Wszystko, co było przed nami, jest złe. Zamiast być zadowolonym, że nawet będąc częścią sowieckiego imperium Polska (zwana pogardliwie Peerelem) zdołała jednak ocalić swoją tożsamość, wiarę, język, substancję narodową niezmieszaną z ludnością napływową z Ałma Aty, ocalało chłopstwo, elementarne cnoty ludzkie, teatr, film, muzyka nie zostały do końca zniszczone – nasi spece od demolki wrzucają wszystko do kloaki z napisem PRL, tak że samo określenie „peerelowski profesor” brzmi już obraźliwie.

Trwa intensywne demolowanie mitu założycielskiego Solidarności i wolnej Polski, która powstała na gruzach Peerelu. Nie tylko komuch Jaruzelski, ale i inni opozycyjni twórcy Okrągłego Stołu są dziś przyklejani do sufitu. Gdyby jakikolwiek inny naród miał w swojej historii taki mebel jak okrągły stół, stałby on pośrodku największego muzeum, podobnie jak po- środku Luwru wznosi się piramida. Tymczasem u nas trwa demolka, także w tym samym pałacu, w którym stał okrągły stół. Wałęsa? – Bolek. Gwiazda? – Nawiedzony. Walentynowicz? – Dziwaczka. Borusewicz? – Korowiec i wspólnik Wałęsy. Bujak? – Sterowany przez SB. Jurczyk? – Agent. Mazowiecki? – Zaprzepaścił szansę. Geremek? – Zły duch „S”. Michnik? – Zdrajca. Ojcowie-założyciele są z piekła rodem, stworzyli diabła, którego trzeba zniszczyć. Demolka trwa więc w najlepsze.

W Stanach Zjednoczonych każdy były prezydent, choćby kazał palić wioski napalmem albo był dziwkarzem, ma swoją bibliotekę, która pełni funkcję archiwum, muzeum, ośrodka konferencyjnego, a poniekąd i świątyni. U nas kolejni prezydenci – Jaruzelski, Wałęsa, a prawdopodobnie i Lech Kaczyński – grzebani są za życia. Aż dziwne, że Tusk ma apetyt na ten urząd. W tych dniach w Londynie odbył się gigantyczny koncert z okazji 90 urodzin Nelsona Mandeli. Zastanawiam się, co by było, gdyby Mandela był Polakiem? Nie pomogłoby 27 (!) lat spędzonych w więzieniu, tak jak nie pomagają działaczom dawnej opozycji w Polsce. Przeciwnie, chętnie podkreśla się, że to, iż ktoś (czytaj: Michnik) siedział, nie oznacza, że dziś ma rację. To jest poniekąd oczywiste, podobnie jak prawdą jest, że państwo nasze, zamiast budować swoim ojcom-założycielom pomniki, zabiera się do ich burzenia.

Jeśli chodzi o demolkę, mamy nad Francuzami wyraźną przewagę. U nich jest to pomysł prywatnego projektanta, na terenie zaledwie jednego prywatnego hotelu, z udziałem byłych, podkreślam, byłych ministrów w roli niszczycieli. U nas demolką kieruje samo państwo, prezydent Najjaśniejszej, jego brat – prezes, dalej – państwowy instytut kalania pamięci i państwowa telewizja przez grzeczność zwana publiczną. Zwróćmy uwagę, że Francuzi demolują hotel, ale Panteonu nie ruszają, a Polacy odwrotnie – demolują Panteon, a nie hotel. Ja bym chętnie dał prezesowi i jego ludziom jakiś hotel i niech demolują. Ale któż by chciał mieszkać w hotelu, skoro jest szansa trafić do Panteonu? Zamiast budować Wałęsie pomnik i wybaczyć mu chwile słabości, skupiają się na tym, co małe i niskie, byle siać zniszczenie, byle szła demolka. Kiedy już zniszczy się autorów Okrągłego Stołu, a jego architekci wylądują we wspólnej celi – jeden za matactwa i kradzież dokumentów, a drugi za udział w związku przestępczym – wtedy ich miejsce zajmą bohaterowie prawdziwi, nieposzlakowani, i rozłożą się na szerokich, wygodnych łożach w stylu Ludwika XIV.

Polityka 27.2008 (2661) z dnia 05.07.2008; Passent; s. 96
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama