Felieton ukazał się w tygodniku POLITYKA 30 sierpnia 2008 r.
Przeczytałem w „Sukcesie” rozmowę z LAPONEM. Nie, nie ma to nic wspólnego z Lapończykami i reniferami. Chodzi o Lubianego i Akceptowanego w Polsce, Oswojonego Niemca, zwanego także Steffenem Möllerem. LAPON pisze zgrabne książki, rozbraja poczuciem humoru i świetnie się nad Wisłą zasymilował. Ma więc u mnie nieoprocentowany kredyt sympatii i przymrużenia oka (czuj duch, druhu Steffenie!), cokolwiek by powiedział. A akurat powiedział „Sukcesowi” tak: „Niemcy są bardzo konkretni, ale dzięki temu można z nimi poważnie porozmawiać. Polak lubi lżejsze rozmowy, zawsze musi być jakiś dowcip. »Polityka« zatrudnia kilku felietonistów, którzy mają pisać lekko, dowcipnie i troszkę dogryzać. A w »Spieglu« nie ma żadnego felietonisty. Liczą się tylko suche fakty, a nie subiektywne spojrzenie”.
W wywodzie tym mieści się jedna teza w dwóch trzecich prawdziwa, jedna półprawda i jedno całkowite nieporozumienie. Po kolei. Ze wszech miar słuszne jest stwierdzenie, oczywiste skądinąd, iż (a pozwolę sobie tu wystąpić również w imieniu kolegów) felietoniści „Polityki” piszą lekko i dowcipnie. To dwie trzecie. Jeśli chodzi o człon ostatni „troszkę dogryzać”, popada LAPON w eufemizmy, kiedy myślę o wcale niemałym gronie polskich polityków, dziennikarzy, księży, aktorów serialowych, autorytetów pożal się Boże „moralnych”, to chciałbym nie „dogryzać”, ale gryźć tak, żeby strzępy ścięgien i mięśni zwisały mi z pyska, kły zaczerwieniły się czerwienią posoki, a w uszach dźwięczał pozostawiony bez odpowiedzi rozpaczliwy wrzask błagania o litość. Rozumiem jednak, że tego nie mógł LAPON dopowiedzieć ze względu na kindersztubę i poprawność stosunków polsko-niemieckich. Zresztą jeśli zdanie jest w dwóch trzecich (66,66 proc.) prawdziwe, to nawet weto prezydenckie go nie obali, nie ma więc po co dzielić na czworo włosa albo zapałki, jak to mieli w zwyczaju międzywojenni bezrobotni.
Półprawdą jest sugestia, że Polak „lubi lżejsze rozmowy”, a Niemiec poważne. Zważywszy, że więcej mam znajomych Polaków niż Niemców, bardzo chciałbym, żeby odpowiadało to rzeczywistości. Niestety, nie sprawdza w praniu. Znam Niemców, z którymi przechichrać się można całe noce (coś mi mówi, że i LAPON należy do tego grona), a także głupkowato zasadniczych Polaków, nudziarzy i doktrynerów, którym opowiadanie dowcipów jest nie tyle rzucaniem pereł przed wieprze, ile niebezpieczeństwem, że cię te niekoszerne ssaki stratują i uduszą w swoim chlewie. Z kim zresztą, jak ci się wydaje szanowny LAPONIE, mógłbyś sobie lżej pogawędzić przy kominku? – Z Niemką Angelą Merkel czy z polskimi bliźniętami spod znaków narodowej krucjaty na Wschód i Zachód, a na Kaukazie dodatkowo. Różnie to więc bywa. Rozumiem jednak, że czasem, zgoła nieświadomie, przepracowany lud podpity, kiedy głowa sama spada z szyi i gotowa potoczyć się pod komodę, nie ma człowiek chęci na myślenie i oddaje się w pacht stereotypom. To można zrozumieć i wybaczyć.
Zadziwia jednak, że tak inteligentny i demonstrujący słuszny dystans do dziwnego naszego świata rozmówca „Sukcesu” wierzy w „suche fakty” w „Spieglu”. Otóż takich po prostu nie ma. Nie ma suchych. Są zroszone krwią, łzami, oplute, niekiedy – z przeproszeniem – obszczane, a w najlepszym razie spadł na nie przelotny deszczyk. Co to jest domniemany fakt „suchy”? Na przykład: bardzo ważny obywatel X (byle kim się „Spiegel” przecież nie zajmuje) wyszedł z miejsca zamieszkania i ruszył ulicą Nowy Świat w Warszawie w kierunku północnym. Już taka rudymentarna wiadomość insynuuje wtajemniczonym, że to Tusk poszedł do Kaczora, a nie Kaczor do Tuska, co mieć może swoje konsekwencje na politycznej szachownicy. Jeśli X poszedł na piechotę, to spogląda gdzieś od czasu do czasu. A to na witrynę sklepu z papużkami, a to na krągły tyłek obywatela albo obywatelki, a to na tablice upamiętniającą rozstrzelanych podczas okupacji, a to na gmach Akademii Umiejętności, a to na plakat „Gej twój brat”, a to na pomnik Kopernika etc., etc. Wszystkiego wymienić się nie da, chociaż wszystko to „suche fakty”. „Spiegel” odnotował papużki. W domyśle X troszczy się o problemy ekologiczne. „Stern” odnotował tablicę, co oznacza, że martyrologia wraca do łask, więc stosunki Warszawy z Berlinem mogą znowu ulec ochłodzeniu. „Die Welt” skupił się na tyłkach, co pozostawia dwie możliwości: albo X przemyśliwa o reformie praw dotyczących mniejszości seksualnych w kraju, albo sam ma kłopoty psychoerotyczne. Za każdym razem są to „suche fakty”. Sucha papużka, sucha tablica i niekoniecznie wyschły tyłek. Tylko konsekwencje wyboru między spojrzeniami już nie takie „suche”.
A przecież to dopiero początek. Jakim krokiem X podąża? Parademarschowym, zdecydowanym, lecz nie sztywnym, nerwowym czy zgoła wyluzowanym. Tutaj już spostrzeżenia się krzyżują. Jeżeli bowiem w parademarschu spojrzał na patriotyczną tablicę, może być gorzej, niż przypuszczaliśmy dotychczas. Jeżeli natomiast luzem na krągłości, to może pojawi się nareszcie wychowanie seksualne w szkołach... A przecież pozostają jeszcze kwestie, jak ubrany idzie, którą stroną ulicy, odkłania się czy nie, twarz ma wesołą czy też zatroskaną, wreszcie zasadnicze: po co idzie? „Suchych faktów” jest dookoła, ile mrówek w lesie, przez sam fakt wyboru jednych z nich polewamy je cebrem wody, tak że wkrótce można je będzie bez trudu ugnieść na informacyjną packę. Cóż dopiero mówić o interpretacjach! – Nawet nekrolog nie jest „suchy”. Dlaczego bowiem ukazuje się w tym, a nie konkurencyjnym periodyku? Dlaczego rodzina żegna tylko „pogrążona w głębokiej żałobie”, a nie „nieutulona w żalu”, dlaczego wreszcie podpisały anons dzieci, synowa, wnuki i prawnuki, a nie ma najmniejszej wzmianki o ciotce Bonawenturze? Wszystko to „suche fakty”.
Który odnotuje „Spiegel”? Ciało ludzkie składa się w 80 proc. z wody, więc i fakty przez ludzi stwarzane są zawsze wilgotne, mój drogi LAPONIE. Felietonista „Polityki” rosi je może za pomocą innej polewaczki niż redaktor „Spiegla”, ale stopnia wilgotności to nie zmienia. Jeżeli wychodzi mu to „lekko i dowcipnie”, to tylko plus dla czytelnika. Czytajcie Tyma obywatele! Czytajcie Passenta, Grońskiego i Stommę! Nie łudźcie się, że co sucho napisane, to „suche fakty” przedstawia. Jedyne, co różni felietonistę „Polityki” od redaktora „Spiegla”, to fakt, że temu pierwszemu nie narzuca redaktor Baczyński żadnych politycznych poprawności. I ty, miły LAPONIE, traktując w kabarecie fakty z sikawki, może więcej mówisz o faktach niż pseudoobiektywni specjaliści. I dobrze. I tak trzymaj!