Klasyki Polityki

O puszczaniu nerwów

Dlaczego Adamowi Michnikowi puściły nerwy?

Felieton ukazał się w tygodniku POLITYKA 11 października 2003 r.

Adam Michnik chyba faktycznie – jak chcą jego wrogowie, bo przecież przyjaciele tego nie chcą – staje się kimś w rodzaju osoby półboskiej – już nie każde jego słowo i nie każde brwi skinienie, ale też każde drgnienie jego trzewi śledzi cały naród. Pytanie: Dlaczego Michnikowi w rozmowie z Kolendą-Zaleską puściły nerwy? – jest teraz podstawowym pytaniem Polaków, gazety w tej sprawie ogłaszają sążniste artykuły, w Internecie trwają gorączkowe czaty, sam Michnik za to, że puściły mu nerwy, przeprasza, nic to wszystko nie pomaga, żadnej ulgi, znikąd pocieszenia, inne doniosłe pytania ludzkości (Kto przysłał Rywina? Gdzie jest Saddam? Czy Bóg istnieje?) wobec pytania: Dlaczego Adamowi Michnikowi puściły nerwy? – bledną. Nerwy puściły – zdarza się. Zdarza się ludziom nieskończenie spokojniejszym od Michnika. Swego czasu zdarzyło się nawet Tadeuszowi Mazowieckiemu, co zresztą Lech Wałęsa – też swego czasu – skomentował jedną ze swych fraz nieśmiertelnych: „Plakat był dobry: Siła spokoju... Ale nerwy puściły...”.

Oczywiście nerwy Michnikowi puściły z powodu dotknięcia przez dziennikarkę punktu, na który jest on specjalnie i chyba przesadnie uwrażliwiony – jest to punkt streszczający w sobie relację naczelnego „Wyborczej” z Pałacem Prezydenckim. Państwowotwórcza troska, by broń Boże najlżejszy cień, cień cienia nie padł na Pałac, jest ze wszech miar chwalebna, ale jest też nadmierna. Polacy wszak – jak wynika nie tylko z sondaży – bezgranicznie wielbią swego Prezydenta. Polacy wielbią Prezydenta do tego stopnia, że gremialnie łakną, by ich następnym Prezydentem była żona obecnego Prezydenta. Dynastyczny instynkt Polaków ma też w sobie ten walor, że upodabnia nas do Amerykanów, a my zawsze, na obecnym zaś etapie dziejowym specjalnie, Amerykanów wielbimy i ich specjalnymi sojusznikami jesteśmy.

W Ameryce – jak powszechnie wiadomo – nie tylko obecnym Prezydentem jest syn byłego Prezydenta, ale też przyszłym Prezydentem może okazać się żona byłego Prezydenta, choć nie tego byłego Prezydenta, co jest ojcem tego Prezydenta, co teraz jest Prezydentem, ale żona tego byłego Prezydenta, co ojca obecnego Prezydenta w wyborach na Prezydenta pokonał i z Prezydentury go wysiudawszy sam Prezydentem został, też zresztą nie na wieki Prezydentem został, ale na dwie kadencje, po których upływie i jemu Prezydentura się skończyła i po nim Prezydentem został syn byłego Prezydenta, który z tym Prezydentem co wygrał – przegrał.

I u nas takie przyjemne fanaberie są nie tylko możliwe – są one także powszechnie oczekiwane, jak jest możliwe, że następnym Prezydentem będzie żona obecnego, to nie jest też wykluczone, że po niej... – domyślacie się, jak ja kombinuję, ale ja nie kombinuję, ja nie jestem żadna jasnowróżka, ja jedynie konstatuję – to co każdy widzi – wielką popularność i siłę obecnego Prezydenta, który jakby jego bytu nie przedłużać dynastycznie, ale na przykład konstytucyjnie, też dostałby gigantyczne poparcie. Za taką mianowicie zmianą przepisów, która dawałaby Kwaśniewskiemu następną kadencję, głosowałoby przecież obecnie – bo ja wiem – 93 proc., za przepisami dającymi mu dożywotnią prezydenturę – bo ja wiem – może zaledwie 87 proc.

W tym kontekście ostrożność Michnika jest bez wątpienia przesadna, a nawet przeciwskuteczna, żaden cień, cień cienia tu nie padnie, a nawet jak padnie, to nie zaszkodzi, wielbiący swego Prezydenta naród po prostu chciałby wiedzieć o swoim Przywódcy więcej, znać jakieś szczegóły, chciałby wiedzieć, z kim On się widuje, a jak już wie, że się z Michnikiem widuje, to chciałby wiedzieć, jakie są przebiegi takich widywań, o czym Redaktor z Prezydentem gwarzy, co jedzą i przy czym siedzą. Żadnych obaw. I skoro naród niewinnie i w dodatku słodkimi ustami Katarzyny Kolendy-Zaleskiej o takie rzeczy pyta, to należy narodowi najlepiej tą samą drogą odpowiedzieć, w każdym razie faktycznie nie ma co wychodzić z nerwów i biednej Kasi zarzucać, że psuje państwo, tym bardziej nie, jak się niedawno to samo – że psuje państwo – Jakubowskiej zarzucało.

Usta ustom, mózg mózgowi, a też psucie psuciu nierówne. Afera Rywina psuje państwo, ale wykrywanie tej afery naprawia państwo. Powołanie sejmowej komisji śledczej jest świadectwem naprawy, jej niekończące się obrady mają symptomy psucia, dziennikarska dociekliwość może naprawiać, ale może też psuć itd. itp. To są zjawiska w jakiejś mierze normalne i nieirytujące. Irytujące jest natomiast, mnie osobiście w każdym razie irytuje (puszczają mi nerwy), kiedy okazuje się, że rozległość afery Rywina jest taka, że wkracza ona w kulturę i sztukę, że psuje ona kulturę i sztukę. Państwo psuć się może, losem państwa jest permanentne psucie, dolą jego obywateli jego wieczne naprawianie, dom nasz wspólny winniśmy wszakże nieustannie reperować, ale zgromadzone w tym domu dobra kultury nie powinny podlegać regule reperacji, bo nie powinny być narażone na psucie, powinny być z definicji wyłącznie chronione i pieczołowicie konserwowane. A tu okazuje się, nie. Trująca aura afery jest tak toksyczna, że pod jej działaniem i sztuka sama w sobie marnieje. Fakt, że z dnia na dzień maleje ranga artystyczna filmów, których producentem był Rywin, jest jeszcze jakoś zrozumiały, w końcu są to filmy, których Rywin był producentem, ergo maczał w tych filmach palce, ergo teraz nie wiadomo czy to, co mówią w tych filmach aktorzy, to prawda jest czy mataczenie. Ale to, że motyw Rywina jął się pojawiać w poezji polskiej, że wybitni, że bardzo wybitni poeci, że wręcz poeci laureaci jęli ten motyw do twórczości wprowadzać, to jest zdumiewające w najwyższym stopniu.

Oto najnowszy (notabene poświęcony kwestii uleczalności z homoseksualizmu) 30 numer pisma „Fronda”. Otwiera go wiersz Jarosława Marka Rymkiewicza, w którym to wierszu m.in. tak czytamy: „Na podłodze leżała zgwałcona dziewczyna/W gazecie było foto – we krwi trup Rywina” (...) „Niż ten płacz ja innego nie chcę mieć pomnika/W gazecie było foto – we krwi trup Michnika”. Oto najnowszy (40) numer pisma „Przegląd”, a w nim jeden z najnowszych wierszy Tadeusza Różewicza, w którym to wierszu tak m.in. czytamy: „Więc to nie Dania/jestem w Polsce/na ulicy Promień/A gdzie Napoleon?/Napoleon z nami!/A Chirac? Chirac bez nas/W Petersburgu/Może spotka tam Telimenę/Pana Tadeusza Rywina Robaka/Telimena mu wszystko wyjaśni”.

Oczywiście daję te fragmenty wyłącznie dla zilustrowania obecności motywu, mam świadomość, że wyjęte z kontekstu niewiele one mówią. Choć jakby mnie kto spytał – co te fragmenty mówią, jak są niewyjęte z kontekstu, a w kontekście całości umieszczone, jakby mnie kto o to spytał, to ja – bardzo wiele rozumiejąc, rozumiejąc, że fraza: „we krwi trup Michnika” to jest bardzo poetycka i rymotwórcza fraza, i rozumiejąc, że bywają tak niepowstrzymane strumienie świadomości, że powstrzymać się ich za nic nie da – otóż ja zapytany, co to wszystko znaczy – po głębokim namyśle i wziąwszy pod uwagę ogólne dobro literatury polskiej – odpowiedziałbym: odmawiam odpowiedzi, zasłaniam się tajemnicą dziennikarską.

Polityka 41.2003 (2422) z dnia 11.10.2003; Pilch; s. 112
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama