Klasyki Polityki

Żeby radośnie święcić

Dlaczego Polacy nie cieszą się w dniu święta narodowego?

Felieton ukazał się w tygodniku POLITYKA 22 listopada 2003 r.

Skacząc po polskich kanałach telewizyjnych wieczorem 11 listopada zauważyłem ze zdumieniem, iż dyżurnym tematem jest kwestia: dlaczego Polacy nie cieszą się w dniu święta narodowego. W TVN ten niebywały problem podniesiono już w „Faktach”. Puls zwołał do rozpatrywania rzeczy specjalne grono dyskutantów etc. Chodziło tak naprawdę o to, żeby przemycić między wierszami tezę, iż naród tak jest zmęczony obecną władzą, że już go nawet rocznica odzyskania niepodległości nie rajcuje. Niestety, jak zwykle kulą w płot.

Zacznijmy od tego, że już z samą datą państwowego zmartwychwstania sprawa wątpliwa. Owszem, 11 listopada 1918 r. Rada Regencyjna przekazała Piłsudskiemu naczelne dowództwo nad armią, ale Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej Daszyńskiego powstał 7 listopada, zaś powołany już bez zatwierdzenia przez władze okupacyjne gabinet Józefa Świeżyńskiego 23 października. Z kolei rząd Jędrzeja Moraczewskiego uformował się 18 listopada, ostatnie oddziały niemieckie wycofały się z Cytadeli warszawskiej 19, a za początek oficjalnego, międzynarodowego uznania odradzającego się kraju można uznać 21 listopada, kiedy to na ręce Piłsudskiego złożył listy uwierzytelniające pierwszy poseł zagraniczny (hrabia Kessler z Republiki Niemieckiej).

Jak zawsze w historii Rzeczypospolitej mamy tu niemałe materii pomieszanie. Z tym że którąkolwiek z cytowanych dat wybrać i tak by się Polacy specjalnie nie radowali. A dlaczego? Z tego najprostszego powodu, że koniec października i listopad są u nas zimne i, chociaż w tym roku akurat się udało, przeważnie szare i dżdżyste. Wszyscy lekarze zgodni są co do tego, że późna jesień jest stresogenna, pobudza stany depresyjne i neurasteniczne, na co niepodległość nijak nie pomoże.

Mogą sobie Francuzi harcować i tańczyć 14 lipca, robią to też z niekłamanym entuzjazmem i rozmachem, który zachwyca turystów. Dzieje się tak wszelako nie z tego powodu, żeby wspomnienie o zdobyciu Bastylii było aż taką podnietą do walczyka musette, ale dlatego, że jest ciepłe i radosne lato. Można po placach i ogródkach porozstawiać kapele. Można się upić i przespać w parku bez szkody dla zdrowia. Można zgubić się z dziewczyną w zaroślach na Buttes Chaumont i potem każde dziecko urodzone w połowie kwietnia wiedziało będzie, że poczęto je ku czci Republiki.

W Polsce natomiast oba święta narodowe umiejscowione są, acz z różnych względów, fatalnie. O 11 listopada była już mowa. 3 maja jest aberracją bodaj jeszcze większą. Jeżeli bowiem przypada w czwartek, mamy do czynienia z cyklem następującym: 28.04 – sobota, 29 – niedziela, 30 – poniedziałek. Następnie: 1 maja, 2.05 – środa, 3 maja, 4.05 – piątek, 5.05 – sobota, 6.05 – niedziela, 7.05 – poniedziałek, 8.05 Dzień Zwycięstwa. Wystarczy zwolnić się na cztery dni: 30.04, 2.05, 4.05 i 7.05, żeby mieć prawie dwa tygodnie wakacji. Głupi by nie skorzystał. Tylko czy państwo na to stać!?

Tymczasem mielibyśmy możliwość biało-czerwienienia się w terminach nieskończenie bardziej racjonalnych. Nie, nie myślę, jak tego chciał Sienkiewicz, o 15 lipca, bo to by jednak miało antyniemiecki wydźwięk. Z podobnych powodów odpadają i inne pamiątki bitewne. Mamy wszelako rocznice szacowne, obiektywne, nie do zakwestionowania, przywołujące co więcej zdarzenia znacznie bardziej w historii narodowej podniosłe niż uchwalenie konstytucji, której nikt nigdy nie używał, a która ściągnęła na kraj same nieszczęścia. I tak:

14 kwietnia (pełnia wiosny) chrzest Polski, dla ateistów i innowierców symboliczny początek państwowości. Data ta nie jest pewna, zaproponował ją profesor Czesław Dowiat na podstawie analogii z innych terenów, ale dosyć prawdopodobna, a już na pewno prawdopodobniejsza od pozostałych 365 dni roku 966.

26 czerwca (ciepło, długi dzień, początek wakacji szkolnych). Koronacja w katedrze gnieźnieńskiej Przemysława II, czyli początek zjednoczenia kraju po okresie podziałów dzielnicowych.

1 lipca (warunki identyczne jak 26.06). Unia Lubelska, żeby nie drażnić Litwinów, można obchodzić jako rocznicę ostatecznego włączenia Mazowsza do Polski.

28 stycznia (wprawdzie zima, ale w pełni śniegu i karnawału). Uchwalenie aktu konfederacji warszawskiej o „pokoju pospolitym między rozerwanymi i różnymi w wierze”. Wydarzenie jedyne tego rodzaju w swojej epoce, o ileż bardziej szczytne dla Polski niż wtórna konstytucja z 1791 r.

16 września (nadal ciepło, początek polskiej złotej jesieni). Ugoda Hadziacka. Spóźniony, ale piękny akt mądrości politycznej Rzeczypospolitej. Dodatkowo miły ukłon w stronę Ukrainy.

Oczywiście, przeglądając terminy świąt narodowych w innych państwach globu, spotykamy się najczęściej z rocznicami uzyskania niepodległości (80 proc.), często też uchwalenia którejś z konstytucji. Dlaczego jednak ma nas obowiązywać ten owczy pęd? Są przecież i inne przykłady. W wielu krajach obchodzi się jako święto narodowe np. datę urodzin łaskawie panującego lub (Hiszpania) jego imienin. To u nas akurat nie do zastosowania, gdyż Aleksander Kwaśniewski przyszedł na świat 15 listopada (jaka różnica z jedenastym?), a najpopularniejszego świętego Aleksandra – papieża, wspomina się... 3 maja.

Przyjęte jest także ustanawianie świąt narodowych w rocznicę narodzin lub śmierci wielkich bohaterów narodowych. W Indiach obchodzi się 2 października ku czci Gandhiego, w Argentynie święci się 17 sierpnia pamięć José San Martina, w Urugwaju
19 czerwca José Gervasio d’Artigasa, w Irlandii 13 marca świętego Patryka, w Portugalii 10 czerwca Luisa Vaz de Camoesa.

Zwracam szczególną uwagę na ten przypadek, gdyż Camoes nie był ani politykiem, ani świętym. Podniesienie do rangi święta dnia związanego z wielkim twórcą (Camoes był, jak go nazwał Lope de Vega, „księciem poetów”) stwarzałoby i nam szerokie możliwości. I tak Juliusz Słowacki zmarły 3 kwietnia, Bolesław Prus urodzony 20 sierpnia, zmarły 19 maja, Kochanowski zmarły 22 sierpnia, Czesław Miłosz urodzony 30 czerwca. Do wyboru, do koloru, z tym że Mickiewicz odpada, bo 24 grudnia (zajęte) i 26 listopada (jeszcze gorzej niż jedenastego).

Tak naprawdę polecamy jednak władzy i rodakom światły przykład Wielkiego Księstwa Luksemburga. Obchodzono tam kiedyś urodziny monarchów, co nie zawsze było wyjściem szczęśliwym (za panowania księżnej Charlotty – 2 stycznia). Aż 23.12.1961 r. wydał wielki książę rozporządzenie obchodzenia święta narodowego 22 czerwca (dzień podług uzasadnienia optymalny klimatycznie). Od tego czasu i poddani się radują, i nie ma się o co kłócić. Ideał?

Polityka 47.2003 (2428) z dnia 22.11.2003; Stomma; s. 109
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama