Felieton ukazał się w tygodniku POLITYKA 14 marca 2009 r.
Rozmawiałem niedawno z panią Anną Tatarkiewicz – romanistką, tłumaczką, publicystką (jedną z moich ulubionych). Pisywała u Turowicza, Mazowieckiego, Rakowskiego i Bijaka, a od pewnego czasu znalazła azyl u Domańskiego w „Przeglądzie”. Pani Anna ma taką ideę, że u progu każdej kolejnej Rzeczpospolitej leży jakiś mit albo wręcz kłamstwo założycielskie.
U progu II Rzeczpospolitej leżał „mit czynu legionowego” – mówi. Chodziła wtedy do szkoły i dobrze pamięta, że nikt nie uczył dzieci o Powstaniu Styczniowym czy o Powstaniach Śląskich, liczył się tylko „czyn legionowy”, a przecież legionistów faktycznie tak wielu nie było, zaledwie kilkadziesiąt tysięcy.
Pani Anna pamięta także, że kiedyś Piłsudski był socjalistą. Co prawda z czerwonego tramwaju wysiadł na przystanku Niepodległość, ale później socjaliści poparli przewrót majowy, kiedy obalił „monarchistyczno-faszystowsko-paskarski” rząd Witosa. Zginęło wtedy 379 osób, a rannych było trzy razy tyle. – Można o rządzie Witosa powiedzieć wiele, ale nie że był monarchistyczno-faszystowsko-paskarski – mówi pani Anna, wyraźnie zdegustowana kłamstwem sprzed ponad 80 lat, które miało uzasadnić sanację moralną. Pani Anna ma ulotkę Związku Zawodowego Kolejarzy, który wzywał do tego, by nie przepuszczać do Warszawy pociągów z Pomorza i Wielkopolski z oddziałami wiernymi „monarchistyczno-faszystowsko-paskarskiemu” rządowi. Nie był to ostatni raz, kiedy kłamstwo miało uzasadnić „wzmożenie moralne”.
Kłamstwem założycielskim Polski Ludowej był Katyń. Pani Anna ma propagandową broszurę, która ukazała się w 1944 r., a w której znajdują się przedruki z „Nowych Widnokręgów” oraz z innych pism wydawanych przez komunistów na terenie ZSRR, w których Wanda Wasilewska i inni wskazują na Niemców jako sprawców zbrodni. W anonimowej przedmowie wzywa się polskich żołnierzy, aby idąc na Berlin mścili się za Westerplatte, za Warszawę i „nie zapomnieli” dodać „za Katyń!”. Pani Anna uważa, że to było prakłamstwo, z którego wynikały następne. – Na kłamstwo założycielskie bardziej nadaje się Manifest PKWN – twierdzi z kolei mój przyjaciel prof. Garlicki. – Nienapisany w Chełmie, tylko w Moskwie, pod kierunkiem Rosjan, i nie 22 lipca, tylko wcześniej. Tak czy owak – kłamstwo założycielskie było.
A co było mitem założycielskim III RP w 1989 r.? Miliony członków Solidarności miały nadzieję na jakiś bliżej nieokreślony socjalizm bez wypaczeń, ustrój pośredni, trzecią drogę, system, w którym „pracuje się jak w socjalizmie, a żyje jak w kapitalizmie” – twierdzi pani Anna. Tymczasem rząd Mazowieckiego zafundował nam kapitalizm z Balcerowiczem na czele. – Dziwię się Mazowieckiemu, ponieważ przedtem był zwolennikiem personalizmu Mouniera – ubolewa. Czy personalizm jest sprzeczny z kapitalizmem, to inne pytanie.
Nie mamy czasu, by na nie odpowiedzieć, gdyż oto czają się POPiS i IV Rzeczpospolita. Kłamstwem założycielskim POPiS było oszustwo w sprawie Cimoszewicza w wyborach prezydenckich. Faktycznie, sprawa ta nigdy nie została do końca wyjaśniona, jest ona niewygodna dla najważniejszych postaci dzisiejszej Polski – premiera i prezydenta, ponieważ została zmontowana przez ludzi Tuska, a skorzystał na nim Kaczyński. Jeden z monterów tej akcji został nawet posłem Platformy. Natomiast bracia Kaczyńscy, którzy wtedy milczeli, potem także nie odgrzewali sprawy, choć prezes PiS ma doskonałą pamięć i pamięta nawet, kto wyrasta z KPP.
A mit założycielski IV RP? Tym mitem była afera Rywina, jeden z tych faktów, które odpowiednio zinterpretowane, zaczynają żyć własnym życiem. Wedle mitu, który narósł wokół tej sprawy, III RP była stajnią Augiasza, szarą siecią, pajęczyną układów, znajomości i biznesów, sojuszem agentów, mediów, biznesu i gangsterów, których korzenie sięgały (sięgają?) do Moskwy.
Tak przelecieliśmy z panią Anną przez całą historię Polski, a na koniec pytanie: Co jest mitem założycielskim Polski dzisiejszej i będzie nim po wsze czasy? Odpowiedź na to pytanie proponuje Jarosław Marek Rymkiewicz w książce „Kinderszenen”. Tym mitem założycielskim miałoby być raz na zawsze Powstanie Warszawskie. Wbrew „komunistom i endekom”, którzy sądzą inaczej, wedle J.M.R. „Powstanie zwyciężyło”. Dowodem jest wolna Polska i my wszyscy, którzy tu żyjemy. Powstania nie należy traktować jako fragmentu naszej historii, który zakończył się źle, ale w kontekście całej historii, łańcucha zdarzeń, które bez Powstania nie przybrałyby dobrego obrotu. „Powstanie Warszawskie miało swoje skutki natychmiastowe (okropne), ale miało też takie swoje skutki (wspaniałe), które ujawniły się nie od razu, lecz po pewnym czasie. Jednym z tych skutków, najważniejszym, jest niepodległość Polaków”. Rymkiewicz zapewnia, że również w przyszłości Powstanie będzie owocować, będzie przyczyną „wydarzeń niewyobrażalnych”, podobnie jak chrzest Polski.
Jak powiedział jeden z moich inteligentnych znajomych: „To książka piękna, ale zatruta”. Piękna, bo napisana po mistrzowsku, ale wątpliwa w swoim przesłaniu. Zbyt łatwo – zdaniem Rymkiewicza – przebaczyliśmy Niemcom, czekają nas jeszcze wojny w Europie, wszystko, co jest polskie, jest dobre, Polska jest naszym najwyższym i jedynym dobrem, będą wojny i będziemy się zabijać, jesteśmy tylko tutaj, na naszym skrawku ziemi, będziemy żreć się z innymi, tak jak te raki w skrzynce, i inne zwierzęta, które autor opisuje.
Co do mnie, to bliższy jest mi pogląd na Powstanie Władysława Andersa (decyzja dowódcy Armii Krajowej „to nieszczęście”), Władysława Pobóg-Malinowskiego (uważał Powstanie za największe w dziejach narodu nieszczęście), Jana Ciechanowskiego (autora najlepszej monografii Powstania) i Tomasza Łubieńskiego, zawarte w jego świetnych i odważnych esejach.(Notabene dwaj ostatni autorzy są w książce pominięci). Jak trafnie zauważył Zdzisław Najder, którego sąd o Powstaniu jest bardzo wyważony, w książce Rymkiewicza nie ma żadnych Polaków z krwi i kości, są tylko duchy i „duchologia”. Jest także – dodajmy – pewien rodzaj szantażu wobec krytyków: Kto jest przeciw, ten jest komunistą albo endekiem.
Książka Rymkiewicza jest „zatruta”, ponieważ jest pięknie napisana, jako dzieło sztuki jest „porażająca”, ale jej skutki będą takie, że mit ofiary, mit krwi, mit masakry długo jeszcze będą naszym mitem założycielskim, że będziemy zachęcać do walki Gruzinów, samemu chowając się za tarczą antyrakietową. W tym sensie książka ta nie jest nie tyle porażająca, co przerażająca.