Przez Polskę przetacza się właśnie burza, by nie rzec - prawdziwe tornado, które zdążyło już zatrząść Internetem u podstaw i zmieść niejeden ugruntowany wcześniej (głównie u polityków) pogląd na temat sieciowego piractwa - tego, co nim jest, a co nie, bo mieści się jeszcze w sferze wolności obywatelskich. Wszystko to za sprawą ACTA (Anti-Counterfeiting Trade Agreement) - owianego do niedawna tajemnicą międzynarodowego porozumienia ws. walki m.in. z naruszeniami własności intelektualnej. "Zdumiewające, jak uparci są politycy. Cały czas żyją w przekonaniu, że zdołają po cichu zrealizować swoje plany, licząc, że nikt ich na tym nie złapie" - skomentował to Edwin Bendyk.
Porozumienie miało być podpisane bez szerszych konsultacji społecznych i zbytniego rozgłosu. Stało się jednak inaczej. W Sieci zawrzało już wcześniej i rozpoczęło się masowe ruszenie internautów, według których porozumienie przyczyni się do cenzury Sieci, ograniczając przy okazji swobody obywatelskie i dostęp do szeroko rozumianej kultury. Do dyskusji włączył się nawet Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych Wojciech Wiewiórowski, który określił ACTA jako "niebezpieczne dla konstytucyjnych praw i wolności".
Cyberatak
"O jeden hack za daleko" - podsumował Edwin Bendyk to, co stało się później. Pierwszy zmasowany atak na strony rządowe i ministerialne nastąpił w sobotni wieczór, 21 stycznia br. Na Twitterze "hakerskie ramię" Anonimowych podawało kolejne adresy witryn polskich oficjeli z lakonicznym komentarzem "TANGO DOWN", co w wolnym tłumaczeniu oznaczałoby, że "wróg został wyeliminowany". Anonimowi zapożyczyli to ze slangu amerykańskich sił specjalnych, które komendą tą informują się wzajemnie o "zneutralizowaniu" kolejnego terrorysty. Tymczasem to właśnie działania Anonimowych, czy raczej - podłączających się do nich pseudohakerów okazały się nosić znamiona cyberterroryzmu.
Przypomnijmy przy tej okazji, że 27 września 2011 prezydent Bronisław Komorowski podpisał ustawę pozwalającą wprowadzić stan wojenny, wyjątkowy lub stan klęski żywiołowej w przypadku zewnętrznej groźby ataków w cyberprzestrzeni. Wspomina o tym zresztą Janina Paradowska na swoim blogu, powołując się na ostatnią wypowiedź szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Generał Stanisław Koziej stwierdził, iż istnieje taka możliwość "w razie rozszerzania się ataków na strony internetowe najważniejszych instytucji państwa". Warto dodać, że "ataki zaczynają dotykać już komputerów prywatnych, jak choćby wiceministra cyfryzacji, co może wywołać dodatkową panikę" - pisze Janina Paradowska.
ACTA i SOPA
Polska zawierucha internetowa w sprawie ACTA ma miejsce niedługo po tym, jak amerykańscy internauci pospołu z twórcami takich internetowych potęg, jak Wikipedia czy Google stoczyli w gruncie rzeczy udaną walkę o dogłębne przyjrzenie się SOPA. Stop Online Piracy Act to projekt ustawy, która w imię ochrony własności intelektualnej zakłada cenzurowanie Internetu. Siła i rozmach działań protestujących doprowadziła do tego, że przyłączył się do nich prezydent USA Barack Obama, deklarując w końcu ogromny sceptycyzm wobec SOPA. "Gdyby i nam groziła cenzura Sieci, to mam nadzieję, że polski Internet byłby równie – albo nawet bardziej – zaczerniony, niż amerykański" - napisał jakiś czas temu na blogu Alek Tarkowski, koordynator projektu Creative Commons Polska.
I rzeczywiście, "zaczerniony" był. Swój protest przeciw podpisaniu ACTA zamanifestowali we wtorek 23 stycznia administratorzy wielu popularnych stron www. Kilkadziesiąt z nich było przez całą dobę zasłoniętych (wyświetlał się na nich komunikat o ACTA i tym, co za sobą niesie), a dostęp do wielu był czasowo utrudniony (m.in. Demotywatory, JoeMonster, Kwejk i Wykop) - wyłączono serwery.
Później doszło też do wielotysięcznych protestów na ulicy na terenie całego kraju. Na nic to jednak, bo już 25 stycznia mogliśmy usłyszeć z ust Radosława Sikorskiego, szefa MSZ (którego strona została, w proteście przeciw ACTA, wielokrotnie zhackowana, mimo jego wcześniejszych zapewnień, iż wszystko jest "pod kontrolą"), że "niepotrzebnie nastraszono młodzież" (wypowiedź dla "Kropki nad i" w TVN24). Tyle że "młodzież" wiedziała swoje.
Rząd się nie ugiął
Wszystko to dlatego, że polski rząd, wbrew oczekiwaniom przeciwników ACTA, od początku nie zamierzał się ugiąć pod ich naciskiem. Po poniedziałkowym spotkaniu premiera Tuska z ministrami, szef ministerstwa cyfryzacji i informatyzacji Michał Boni zapowiedział, że rząd podpisze porozumienie ACTA, i to we wcześniej zapowiedzianym terminie. Bo, zgodnie z opiniami prawników, w polskim prawie niczego to nie zmieni. Choć konsultacje będą wciąż trwały.
W poniedziałek stowarzyszenie ZAiKS (polska organizacja zbiorowego zarządzania prawami autorskimi twórców; jej założycielem był Julian Tuwim), którego strona internetowa również stała się obiektem ataków, rozesłało do mediów swoje stanowisko w tej sprawie. Czytamy w nim m.in., że "porozumienie ACTA ma także na celu wzmocnienie świadomości społecznej w ochronie własności intelektualnej. Niepodpisanie go będzie stanowić potwierdzenie, że Polska akceptuje nielegalne wykorzystywanie utworów oraz utrwala opinię, że jest największym piratem w UE".
Jak widać, punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia...
*
DEBATA: A co Państwo myślą w tej sprawie? Czy podpisanie ACTA rzeczywiście "wzmocni świadomość społeczną w ochronie własności intelektualnej" (ZAiKS), czy też doprowadzi do cenzurowania Internetu, przyczyniając się w efekcie do ograniczania wolności i praw człowieka (GIODO)? I wreszcie, czy metody walki o niepodpisywanie ACTA są właściwe, czy może to akty zwykłego wandalizmu, które przyniosą więcej złego niż dobrego? Zachęcamy do dyskusji na forum!