Kraj

Wiesław Władyka o dwudziestoleciu Baczyńskiego

21 maja 1994 r. Pierwszy numer POLITYKI, w którym Jerzy Baczyński pojawia się w stopce jako redaktor naczelny tygodnika. 21 maja 1994 r. Pierwszy numer POLITYKI, w którym Jerzy Baczyński pojawia się w stopce jako redaktor naczelny tygodnika. Polityka
Jerzy Baczyński przez te 20 lat kierowania POLITYKĄ projektował, liczył i czytał, zajmował się reklamami i tekstami, i w ogóle wszystkim. Jak w tym starym dowcipie redakcyjnym: Baczyński zginie, gdy naraz wybiegnie z trzech pokoi i zderzy się sam ze sobą.

Jerzy Baczyński został redaktorem naczelnym POLITYKI w maju 1994 roku. Zastąpił Jana Bijaka, który kierował pismem od 1982 r. i który pozostał prezesem powstałej po 1989 r. Spółdzielni Pracy „Polityka”, wyłonionej ze zlikwidowanej RSW „Prasa. Książka. Ruch”. Zresztą po kilku latach i na tej pozycji Baczyński zastąpił Bijaka, który odszedł na emeryturę.

W ogóle to można powiedzieć, że POLITYKA miała szczęście do swoich redaktorów naczelnych, tak jak gdyby byli oni dopasowywani do kolejnych etapów, wyzwań i prób, przed którymi stawała. Na samym początku jej narodziny i partyjne zadania celebrował osławiony prof. Stefan Żółkiewski, rychło zastąpiony przez 32-letniego Mieczysława F. Rakowskiego, który pismo rozwinął, wyprowadził na pierwsze miejsce spośród polskich tygodników, a przede wszystkim przeprowadził przez rafy politycznych realiów dwóch dekad PRL. Gdy zaś sam poszedł do polityki, wyłonił się z zespołu Jan Bijak, który umiejętnie i z wyczuciem nie tylko nie pozwolił POLITYCE zaginąć w mrokach lat 80., ale wręcz odwrotnie: odbudował jej pozycję przy pomocy nowego pokolenia dziennikarzy.

***

Jerzy Baczyński należał właśnie do tego pokolenia, wnet stał się jego liderem w redakcji i naturalnym, historycznie logicznym następcą Jana Bijaka. Nie tylko miał odpowiednie kwalifikacje i talenty, ale nade wszystko rozumiał wyzwania, jakie stanęły przed POLITYKĄ (i oczywiście nie tylko) w Polsce wolnej i demokratycznej.

A więc nie chodziło tylko o ewolucyjne, odpowiedzialne i odważne odnalezienie nowych treści, słów i pojęć, nawiązanie nowych kontaktów z publicznością, która tak jak znakomita większość Polaków podążała w przód, w historię, na pewno pełna nadziei, ale też pełna obaw i niewiedzy. To na pewno o to chodziło, ale też o przystosowanie redakcji do nowych reguł wolnego rynku, do stworzenia – także z ludzi, może nawet zdolnych dziennikarsko i redaktorsko, ale przecież całkowicie nieprzygotowanych do prowadzenia biznesu – przedsiębiorstwa rynkowego, zdolnego do przeżycia i do rozwoju.

I dwadzieścia lat (po prawdzie to trwało kilka lat dłużej, gdyż Baczyński faktycznie kierował pismem od 1989 r.) tego redagowania i następnie prezesowania to pasjonująca, czasami dramatyczna, ale w sumie przecież optymistyczna historia współczesnej POLITYKI. Jerzy Baczyński kierował, przewodził, projektował, przyjmował do pracy, ale też zwalniał, zmieniał formy organizacyjne i prawne, budował siedzibę na Słupeckiej, dom pracy twórczej w Niborku, liczył i czytał, zajmował się reklamami i tekstami, i w ogóle wszystkim. Jak w tym starym dowcipie redakcyjnym: Baczyński zginie, gdy naraz wybiegnie z trzech pokoi i zderzy się sam ze sobą.

***

Tak czy inaczej wszystkie rewolucje, które dotknęły pismo i przedsiębiorstwo (choćby przejście w 1995 r. na formułę magazynu: 100 stron w kolorze, czy też przemiana Spółdzielni w Spółkę), były głównie autorstwa Baczyńskiego, jak też wiele tych mniejszych rewolucji, wpisanych w codzienne życie redakcji i zespołu. Tę rolę doceniono, gdy kapituła Radia Zet uznała w 2010 r. Baczyńskiego Dziennikarzem Dwudziestolecia, jako symbol „dziennikarstwa niezależnego, obiektywnego i wolnego od nacisków”. Głębszy sens tego wyróżnienia polegał na powiązaniu jakości POLITYKI i jej dziennikarstwa z modelem biznesowym realizowanym przy ulicy Słupeckiej oraz ze standardami zawodowymi, w tym etycznymi.

Redaktor naczelny POLITYKI zawsze przywiązywał w ciągu tych dwudziestu lat wielką wagę do – mówiąc starym językiem – linii politycznej pisma, do jego wyposażenia myślowego i moralnego. Na początku chodziło o pomoc i współuczestnictwo w mądrym budowaniu III RP i o jej wprowadzenie do Europy, o walkę ze wszystkimi polskimi demonami, nietolerancjami i nienowoczesnością, potem o pokonywanie kolejnych przeszkód i przeciwstawianie się zagrożeniom wewnętrznym. Od dziesięciu lat to jest nieustanna konfrontacja z ideami i praktykami tzw. IV RP, w różnych jej odsłonach, mitach i fałszach.

Gdzieś po drodze i równolegle pojawiły się konieczność i obowiązek konfrontacji z narastającą tabloidyzacją mediów w Polsce. Także w tym przypadku, można powiedzieć, walka trwa.

Pracuję z Jerzym Baczyńskim 30 lat, w tym 20 lat pod jego zwierzchnictwem. Przy wszystkich Jego wadach i zaletach, o których wiele można powiedzieć, przede wszystkim pozostanie dla mnie Redaktorem przez duże „R”. W historii polskiego czasopiśmiennictwa było ich tylko kilku, jest to bowiem okaz bardzo rzadko spotykany.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Izrael kontra Iran. Wielka bitwa podrasowanych samolotów i rakiet. Który arsenał będzie lepszy?

Na Bliskim Wschodzie trwa pojedynek dwóch metod prowadzenia wojny na odległość: kampanii precyzyjnych ataków powietrznych i salw rakietowych pocisków balistycznych. Izrael ma dużo samolotów, ale Iran jeszcze więcej rakiet. Czyj arsenał zwycięży?

Marek Świerczyński, Polityka Insight
15.06.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną