W sporze o ustrój sądów powszechnych umknął ważny detal – enigmatyczny zapis de facto wywłaszczający polskich twórców oprogramowania obsługujących sądowe systemy informatyczne, czyli sądy, prokuratury i komorników. W świetle ustawy minister sprawiedliwości będzie mógł przekazać „uprawnienia wynikające z autorskich praw majątkowych” Skarbowi Państwa, na przykład gdy uzna, że „zagrożona jest sprawność działania lub ciągłość funkcjonowania” tych programów (niezbędnych z punktu widzenia „interesu państwa” i „dobra wymiaru sprawiedliwości”), albo gdy porozumienie z właścicielami ich praw autorskich „napotka przeszkody”.
Bardzo to nieprecyzyjne, mętne i grozi samowolą. Poza tym minister może też wymagać wglądu w dokumentację i kody źródłowe. Właścicielom software’u w ramach rekompensaty będzie się zaś należało wynagrodzenie ustalone na podstawie opinii biegłych, z którymi – a jakże – minister może się nie zgodzić.
– Samo uzyskanie przez ministra sprawiedliwości kompetencji do swobodnego przyznawania uprawnień prawnoautorskich na rzecz Skarbu Państwa jest kontrowersyjne i stawia pod znakiem zapytania sens biznesowy oferowania usług IT polskiemu sądownictwu – wyjaśnia Michał Starczewski z Kancelarii Prawnej Bartkowiak Wojciechowski Hałupczak Springer sp.j. – W konsekwencji polskie sądy nie będą miały możliwości korzystania z dobrego oprogramowania albo będzie ono oferowane po znacznie wyższych cenach niż te na dotychczasowych warunkach.
W nowym prawie znalazła się też nowa funkcja – koordynatora ds. informatyzacji sądownictwa powszechnego. Stąd w branży IT przypuszczenia, że celem resortu sprawiedliwości jest jakaś forma usprawnienia systemu informatycznego. Tyle że przeprowadzana w sposób kontrowersyjny i nieudolny. – Przyjęte rozwiązania będą raczej odstraszały przedsiębiorców od oferowania produktów IT, niż pomagały zarządzać projektami. Jeżeli nowe przepisy mają rozwiązywać jakieś problemy, z którymi spotkali się urzędnicy ministerstwa, to wydaje się, że jest to strzelanie z armaty do muchy – mówi Starczewski. Zapisy ustawy są precedensowe, więc w opinii środowiska resort sprawiedliwości najpewniej już ma problem z jakimś dostawcą tego typu usług. A jednocześnie ustawa nie precyzuje, czy przepis dotyczy przyszłych przetargów, czy też może zadziałać wstecz. Branża niepokoi się poza tym, że podobny mechanizm zostanie wdrożony także w innych obszarach administracji. Najpierw systemy informatyczne, potem sam internet?