Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Czyste powietrze i taniec z gwiazdami

Marsz dla klimatu, Katowice, 8 grudnia 2018 r. Marsz dla klimatu, Katowice, 8 grudnia 2018 r. Anna S. Kowalska / Polityka
Żaden rząd nie uznał walki ze smogiem za priorytet, za to wszystkie po kolei chronią węgiel. Bezpieczeństwo ekologiczne Polski znajduje się na równi pochyłej.

Smog, jaki jest w Polsce, każdy widzi, krótko mówiąc: smog jak smok. Nie stało się to z dnia na dzień. Mieszkałem w Krakowie od 1945 r. Powietrze zawsze było takie sobie, bo to niecka otoczona wzgórzami i przemysłem w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Sytuacja pogorszyła się, gdy otwarto Hutę Lenina, a stała się dramatyczna w latach 80. Znajomy profesor z Finlandii powtórnie odwiedził Kraków bodaj w 1983 r. Czekałem na niego na dworcu kolejowym. Pierwsze jego słowa były takie: „Co się tutaj stało? Przecież nie ma czym oddychać”. Dla nas wytłumaczenie było proste: przemysł. Każdy wiatr przynosił jakąś część tablicy Mendelejewa, ale najgorsze były „prezenty” ze Skawiny (huta aluminium), powszechne ogrzewanie węglowe w centrum, coraz więcej samochodów. Już wtedy Polska uchodziła za jeden z najbardziej zanieczyszczonych krajów w Europie. Południowy zachód, styk Polski, Czechosłowacji i NRD, był określany jako trójkąt bermudzki, a sąsiedzi, też o nie najwyższej czystości powietrza, zarzucali Polsce, że ich truje. Dogmaty o industrializacji jako źródle wszelakiej szczęśliwości i przodującej roli wielkoprzemysłowej klasy robotniczej, zwłaszcza górników, sprawiały, że ochrona środowiska była na dalszym planie.

Czytaj także: Smog uniżenie wita gości w Katowicach

Rządy nie chcą drażnić górniczej braci

Transformacja przyniosła automatyczną poprawę. Ograniczenie przemysłu i jego modernizacja znacznie zmniejszyły zanieczyszczenie atmosfery. W Krakowie zredukowano hutę, już wtedy Sendzimira, w Skawinie – zamknięto aluminiowego potwora, ale co się odwlecze, to nie uciecze, jak mawia stare porzekadło. Wzrost liczby samochodów, liche paliwo, coraz gorszy węgiel, tradycyjna energetyka, masowe spalanie śmieci i inne czynniki sprawiły, że jakość powietrza stawała się coraz gorsza. Na dodatek kolejne rządy, aczkolwiek nie podzielały aksjomatu o roli klasy robotniczej, nie chciały drażnić górniczej braci. Zamykano te kopalnie, które były dramatycznie nierentowne, ale z drugiej strony ciągle podkreślano potrzebę zachowania odpowiedniej liczby miejsc pracy dla „rębaczy” węgla, tłumacząc to respektem dla ich wyjątkowego etosu pracowniczego.

Okazało się, że polski przemysł węglowy jest wysoce nierentowny i sporo kosztuje budżet państwa. Oliwy do ognia dolewały związki zawodowe, zarówno „Solidarność”, jak i OPZZ. Wiele wskazuje na to, że działacze związkowi mający ciepłe posadki porozumieli się z dyrekcjami kopalń i wspólnie organizowali protesty górnicze, dowożąc ich uczestników kopalnianymi autokarami. Plany budowy elektrowni jądrowej w Żarnowcu, powzięte jeszcze przed 1989 r., poniechano na skutek protestów mieszkańców. Nowa koncepcja, jeszcze poprzedniego rządu, zakłada uruchomienie takiego producenta energii w 2027 r., ale trudno uznać ten termin za realny.

Czytaj także: Dlaczego jesteśmy zakładnikami węgla?

Polacy umierają „na smog”

A tymczasem nad Polską kopci na potęgę. Wśród 50 najbardziej zanieczyszczonych miast europejskich 33 znajdują się w Polsce. Zaszczytne pierwsze miejsce dzierży Żywiec (chce się Ż, by tak rzec), miasto położone w górskiej okolicy. Sucha Beskidzka, w której mieszkam obecnie, była letniskiem jeszcze 20 lat temu, miejscem, w którym organizowano kolonie dla dzieci. Dzisiaj jest jedną z najbardziej zanieczyszczonych miejscowości w regionie. Kilka dni temu podano, że w Rybniku zanieczyszczenie wyniosło 1000 proc. ponad normę. Jak obliczono, w Polsce umiera (przedwcześnie) ok. 45 tys. osób z powodu smogu. W Krakowie na końcu ul. Sławkowskiej tuż przy Plantach znajduje się tablica poświęcona pamięci 6 tys. krakowian, którzy zmarli z powodu zanieczyszczenia atmosfery w latach 2000–15, a mogli być uratowani. Wedle danych w styczniu bieżącego roku w Krakowie mogło umrzeć „na smog” 300 osób.

Tak więc żaden rząd nie uznał walki ze smogiem za priorytet. Obłędna protekcja wydobycia węgla, zaniechanie rozwoju energetyki jądrowej, elektrowni wiatrowych (proszę pojechać do Austrii lub Niemiec i zobaczyć olbrzymie „plantacje” wiatraków „energetycznych”) i odnawialnych źródeł energii, a wreszcie daleko posunięta tolerancja wobec „producentów” ekologicznego brudu i ich protektorów w postaci kolejnych decydentów od ochrony środowiska – zrobiły swoje. Wina obciąża wszystkie rządy po 1989 r., ale to żadna pociecha, ponieważ bezpieczeństwo ekologiczne Polski znajduje się na równi pochyłej.

VIP-y do Katowic nie zjechały

I to jest kontekst szczytu COP24 w Katowicach. Miało być wyjątkowo podniośle z udziałem mnóstwa VIP-ów politycznych z całego świata. W tym celu wprowadzono nawet okresowe kontrole graniczne. Media dobrej zmiany trąbiły, że COP24 to znakomita okazja do promowania Polski. Bardzo ważni goście zagraniczni byli chyba tylko dwaj, mianowicie prezydent Austrii i sekretarz generalny ONZ, można jeszcze dodać p. Schwarzeneggera, byłego gubernatora Kalifornii.

Promocja Polski była osobliwa. Gości witała orkiestra górnicza, przygotowano też wystawę gadżetów z węgla – oba pomysły wyjątkowo pasowały do szczytu klimatycznego. Prezydent Austrii zdecydował, że przyjedzie pociągiem, aby symbolicznie okazać szacunek dla klimatu. Jak powiedział, tak zrobił, ale podróżował II klasą, ponieważ akurat zepsuł się wagon klasy I. Rzeczniczka PKP Intercity wyjaśniła, że wagon zepsuł się, nie było nic zastępczego, a Austriacy nie uprzedzili o sprawie. Pan Duda spotkał się z p. Guterresem, sekretarzem generalnym ONZ, prezentując pocieszną kapotę góralską, zapewne w wersji promocyjnej, pewnie w nadziei, że strój ten zostanie zakupiony dla oficjeli ONZ. Polski prezydent, już normalnie odziany, miał również spotkanie z p. Schwarzeneggerem, ale chyba nie przejdzie ono do annałów historii dyplomacji.

Polska chroni klimat? To mit

Ciekawsza była werbalna promocja Polski jako państwa przodującego w działaniach na rzecz poprawy klimatu, w szczególności walki z globalnym ociepleniem. Pan Duda oświadczył: „Nie ma dziś strategii całkowitej rezygnacji z węgla w Polsce. (...) Węgiel jest naszym strategicznym surowcem. (...) Mamy węgla na 200 lat i trudno, żebyśmy z tego naszego surowca, który daje nam suwerenność energetyczną, zrezygnowali”. A następnego dnia prawił (Barbórka w Brzeszczach): „Dopóki ja pełnię w Polsce urząd prezydenta, nie pozwolę, by ktokolwiek zamordował polskie górnictwo. (...) Klimat to rzecz ważna, ale chodzi przede wszystkim o uwzględnianie (...) interesów społeczeństw, (...) ludzi, miejsc pracy, dbałość o rodzinę, o to wszystko, co jest naszą codziennością. (...) To nie sztuka wszystko zlikwidować i zostawić ludzi bez pracy, zostawić państwo bez zaplecza i załamać gospodarkę”.

To bardzo osobliwy miks myślowy, na dodatek poparty argumentem p. Probierza, profesora nauk technicznych i senatora PiS, że „wpływ człowieka na globalne ocieplenie to mit. Klimat ocieplał się także, gdy nie było przemysłu” oraz tym, że zmniejszono emisję gazów cieplarnianych od 30 proc. od 1988 r. Ba, gdyby p. Duda cofnął się o 300 lat, mógłby powiedzieć, że sukces znaczniejszy, bo o 100 proc. lub nawet więcej. Wprawdzie p. Morawiecki rzecz ujął nieco inaczej niż p. Duda, ale chyba nikt nie uwierzył temu pierwszemu, że Polska jest w czołówce protektorów transformacji klimatycznej. Prawdziwym testem będzie liczba ofiar smogu w następnych latach.

Czytaj także: Z szacunkiem do węgla, czyli jesteśmy globalnym żartem

Morawiecki, Szydło i Kempa w cudacznym korowodzie

Pierwsza sobota grudnia jest dniem świętowania urodzin Radia Maryja, w tym roku 27. Chociaż nie przybył na nie Zwykły Poseł (niczego też nie napisał), a p. Duda ograniczył się tylko do pochwalnego adresu, obficie obrodziło innymi znakomitościami politycznymi i ekscelencjami (duchownymi). Furorę w internecie zrobił taniec z gwiazdami – w pierwszym rzędzie (polityków) na prawym skrzydle p. Morawiecki, na lewym p. Szyszko (chyba w stroju myśliwego), a w środku pląsała p. Kempa. Tytuł książki Aldousa Huxleya „W cudacznym korowodzie” dobrze pasuje do tego widowiska. W związku z rzeczonymi urodzinami p. Morawiecki raczył powiedzieć, co następuje:

„Na wejściu (...) śpiewaliśmy jedną z najpiękniejszych polskich pieśni. Tam jest taka zwrotka, ostatnia: Miej w opiece naród cały, który żyje dla twej chwały, niech rozwija się wspaniały. Więc Matko Boska Nieustającej Pomocy, to jest moja wielka prośba, wielkie zawołanie: miej w opiece naród cały. Również tych, którzy nie kochają Polski aż tak mocno jeszcze póki co, tak jak my tutaj, tak jak cała Rodzina Radia Maryja, której składam najlepsze życzenia za cały trud, za wszystko, co dla Polski, dla Boga zrobiliście państwo przez te 27 lat i żeby wszyscy, którzy trochę błądzą, jeszcze nie czują tak do końca tego piękna, które w słowie i w wartościach związanych z Polską się mieszczą, żeby to wszystko pojęli, bo myślę, że wtedy tak naprawdę będziemy wszyscy dogłębnie szczęśliwi”.

Mea culpa, pomyślałem sobie po przeczytaniu tych słów. Światopoglądowo błądzę nie tylko trochę, ale nawet bardzo. Nie mam więc wielkich szans, aby to wszystko pojąć, a to znaczy, że p. Morawiecki (pewnie nie tylko on) nigdy nie będzie dogłębnie szczęśliwy. Moja wina, moja bardzo wielka wina, ale trudno, jakoś to zdzierżę. Pocieszył mnie p. Gowin, wyjaśniając, że „Mateusza Morawieckiego bym nie posądzał o to, że chciałby Polaków dzielić na lepszych i gorszych pod kątem stopnia patriotyzmu”. Ciekawe, kogo p. Gowin posądza?

Alma Mater Rydzyciensis

Pan Morawiecki oddał w opiekę sił nadprzyrodzonych naród cały (nie pytając o zgodę), wcześniej p. Szumowski (też jednoosobowo) – służbę zdrowia (na razie nie widać nadmiernych efektów, ale niewykluczone, chociaż mało prawdopodobne, że to zmieni się w związku ze skutkami smogu), a pewnie były jeszcze inne oficjalne akty tego rodzaju. Kiedyś powiadano, że klasa robotnicza pije szampana ustami swoich przedstawicieli, p. Wałęsa ułożył kalambur: „zdrowie wasze w gardła nasze”, a teraz wybrańcy suwerena paktują z Transcendencją w jego imieniu. Jako człowiek świecki pozwalam sobie zwrócić uwagę podmiotom takich oddań (często zwanych zawierzeniami), że inflacja zawsze zmniejsza wartość tego, czego dotyczy. Pytanie tylko, czy inflacja wspomnianych rytuałów nie osiągnęła już stopnia maksymalnego w tym wypadku.

W czasie rzeczonej uroczystości poruszono też sprawy bardziej przyziemne. Pan Rydzyk zrugał „onych” (Instytut Sztuki Filmowej), że dali pieniądze na „Kler”, a nie na film o bracie Albercie, i zauważył: „Zobaczcie, ile jeszcze trzeba zmienić w Polsce”. Dyskryminacja dzieł p. Rydzyka jest porażająca. Widać to zresztą na przykładzie Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu – obficie dotowanej m.in. przez resorty kierowane przez p. Gowina i p. Ziobrę, a także przez Narodowy Bank Polski (znowu p. Glapiński).

W rankingu wyższych szkół niepublicznych zajmuje zaszczytne miejsce w czwartej dziesiątce (na 50 uwzględnionych). Pomoc jest chyba zbyt skromna, bo Alma Mater Rydzyciensis od kilku lat spada w klasyfikacji. Pan Gowin zadeklarował, że nie czuje się członkiem rodziny Radia Maryja i może dlatego nie pląsał w Toruniu wraz kolegami z rządu. Ma jednak szansę na bardziej wymierne działania, skoro Jego Magnificencję p. Rydzyka trzeba wspierać jeszcze mocniej. Fundacja Lux Veritatis wprawdzie nie przyczynia się do rozwoju wiedzy w jakiś znaczący sposób, ale na pewno dostarcza światła prawdy, na czym, jako przejawie naukowej doskonałości, Ministerstwu Nauki i Szkolnictwa Wyższego niezmiennie zależy. Trudno więc oprzeć się przypuszczeniu, że p. Gowin sprosta wyzwaniu, podobnie jak inni państwowi sponsorzy. Pytanie, ile noclegowni i jadłodajni finansuje p. Rydzyk, pozostaje bez odpowiedzi. Takie czasy i takie Lux Veritatis kochające Polskę tak mocno, że brak słów na opis tego uczucia.

Czytaj także: Co Rydzyk chce osiągnąć, zakładając nową partię?

Reklama
Reklama