Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Zastanów się, zanim krzykniesz: „Jarosław, Polskę zbaw”

Tzw. dobra zmiana, jeśli wygra wybory w 2019 r., będzie mogła agitować, że wprawdzie tego i owego nie dotrzymała, ale na koniec 2023 r. sypnie kasą tak, że płaca minimalna wyniesie całe cztery patyki. Tzw. dobra zmiana, jeśli wygra wybory w 2019 r., będzie mogła agitować, że wprawdzie tego i owego nie dotrzymała, ale na koniec 2023 r. sypnie kasą tak, że płaca minimalna wyniesie całe cztery patyki. Martin Barraud / Getty Images
Wyborco, nie daj zrobić się w konia. Wszystko wskazuje na to, że dobra zmiana będzie kontynuować księżycową ekonomię i każe za nią zapłacić obywatelom.

Tandem Kaczyński–Morawiecki zapowiada, że za kilka(naście) lat Polska dogoni kraje Zachodu i zbuduje własny model państwa dobrobytu – Zwykły Poseł sugeruje wręcz, że Polsce może być lepiej, zważywszy na bonus w postaci wolności. Wolność dobrze ilustrują m.in. system Pegasus, żwawość prokuratury i rzeczników dyscyplinarnych wobec tych, którzy na to „zasługują”, tj. zdradzieckich mord (np. sędzi Ciesielskiej-Bator), i spolegliwość wobec innych, tj. swoich, Prawych i Sprawiedliwych, np. p. Piebiaka.

PiS dba o (swoją) rodzinę

W zapowiedziach tzw. dobrej zmiany znalazł się także projekt umożliwiający zatrzymanie i aresztowanie posłów na mocy decyzji Sądu Najwyższego (której izby? pewnie obsadzonej przez p. Ziobrę), a także pozbawienie sędziów immunitetu. Te „wolnościowe” uregulowania staną się osobliwością w Unii Europejskiej (jeśli wcześniej nie nastąpi polexit lub WonExitPol). Znając pryncypia działania p. Zbyszka (pardon za nadmierną poufałość), stosowanie nowych uregulowań będzie selektywne rzeczowo i podlegające fluktuacjom temporalnym w zależności od tego, kogo będą dotyczyć.

Jakby co, to pewne rzeczy ureguluje się ustawą, np. sprawę „rodzinnych” oświadczeń majątkowych. A ponieważ lex retro non agit (prawo nie działa wstecz), Handlarz Pokościelnym Mieniem Bezspadkowym nie musi się kłopotać istniejącym lub nie wpisem swojej połowicy na temat działki o dwudziestokrotnym przebiciu w porównaniu z ceną kupna.

Bardzo ważne ponadto, że rzeczona ustawa jest zdecydowanie prorodzinna, gdyż zapewnia spokój familii p. Morawieckiego, okrutnie cierpiącej z powodu niejasności dotychczasowych przepisów w sprawie oświadczeń majątkowych polityków i ich współmałżonków. Dwa w jednym, by tak rzec.

Czytaj także: Ród Morawieckich

PiS rzuca obietnice, sypie kasą

Jeśli chodzi o dalszy wysyp kiełbasy wyborczej, notujemy obietnicę ustalenia minimalnej płacy w wysokości 4 tys. zł w 2023 r. Większość analityków alarmuje, że te (i wcześniejsze) obiecanki cacanki są nierealistyczne i zrujnują budżet. Przypuszczam jednak, że w tym ekonomicznym szaleństwie jest niejaka metoda. Dlaczego 2023 r. został wybrany jako data docelowa? Odpowiedź jest taka, że wtedy odbędą się kolejne wybory parlamentarne.

Tzw. dobra zmiana, jeśli wygra wybory w 2019 r., będzie mogła agitować, że wprawdzie tego i owego nie dotrzymała, ale na koniec 2023 r. sypnie kasą tak, że płaca minimalna wyniesie całe cztery patyki. Pytanie tylko, ile wyniesie realna wartość obiecywanej płacy minimalnej?

Jest jeszcze jeden możliwy powód epatowania znacznie podwyższoną płacą minimalną, mianowicie odrzucanie postulatów płacowych rozmaitych grup społecznych, nauczycieli czy lekarzy. „O co wam biega? – rzeknie Handlarz Pokościelnym Mieniem Bezspadkowym lub ktoś podobny. – Przecież obiecaliśmy podwyżkę płacy minimalnej, a więc swoje dostaniecie”.

Czytaj także: Czy PiS próbuje się zabezpieczyć przed oddaniem władzy?

Ekonomiczny surrealizm rządzi w programach

Ktoś powie, że opozycja też szczodrze obiecuje. To prawda, ale warto spojrzeć na to z szerszej perspektywy. Opozycja zaczęła od deklaracji, że utrzyma dotychczasowy program socjalny, tj. 500 plus, być może w nieco zmodyfikowanej postaci, np. jakichś progów dochodowych (z obecnego korzysta 30 osób znajdujących się na liście najbogatszych Polaków).

Gdy zbliżał się czas kampanii wyborczej, dobrozmieńcy zaczęli sypać obietnicami bez umiaru. Nic dziwnego, że partie opozycyjne podjęły tę grę (taka jest smutna dialektyka rywalizacji politycznej) i ich obietnice są mało realistyczne, aczkolwiek starają się np. wzrost płac powiązać z innymi rzeczami, np. podnoszeniem kwalifikacji, podczas gdy tzw. dobra zmiana wyłącznie epatuje kasą bez pokrycia.

Trzeba pamiętać, kto i po co rozpętał socjalną spiralę w celu kupowania wyborców i właśnie z tego powodu jest odpowiedzialny za ekonomiczny surrealizm. Pan Morawiecki stara się przekonać publikę, że opozycja przedstawia gruszki na wierzbie, natomiast obóz, który on sam reprezentuje, jest wyważony i skuteczny w realizacji obietnic. Tego rodzaju propagandę można z powodzeniem określić jako pisią chytrość w walce wyborczej polegającą na głoszeniu, że to MY jesteśmy umiarkowani w obietnicach, a ONI oszukują naród.

Wyborco, nie daj zrobić się w konia – opozycja przynajmniej rokuje zakończenie ekonomicznego szaleństwa. Zawsze może powiedzieć, że nie mogła nie odpowiadać na pisowskie obietnice, natomiast wszystko wskazuje na to, że dobra zmiana będzie kontynuować księżycową ekonomię i każe za nią zapłacić obywatelom. Już mówi się o poważnym wzroście składek na ZUS, a pewnie zostaną wymyślone inne metody. W ostateczności przyjdzie p. Glapiński, powoła walec w postaci zespołu jasnowłosych „glapianek” do drukowania (emisji, wedle oficjalnej terminologii) i wyrówna finansowe niedobory.

Czytaj także: Festiwal wyborczych obietnic. Kto zapłaci za ich realizację?

Zamożni dziękują Kaczyńskiemu

Na konwencji PiS 7 września przedstawiono beneficjenta „nowej polityki ekonomicznej”. Uwaga, długi cytat. „Jesteśmy dumni, że jesteśmy Polakami, że nasza ojczyzna od paru lat pozytywnie się zmienia. My i nasza rodzina również odczuwamy te pozytywne zmiany. Dzięki programowi 500 plus mamy gwarancję bezpieczeństwa finansowego co miesiąc, nasze dzieci korzystają z dodatkowych zajęć, jak np. nauka pływania, zajęcia z piłki nożnej, realizują swoje pasje i zainteresowania. Środki z tego programu przeznaczamy na wspólne rodzinne wyjazdy na wakacje i ferie zimowe, jeszcze niedawno nie było nas na to stać. Program 500 plus umożliwił rodzinie zakup domu z ogródkiem, a program 300 plus umożliwił kupienie podręczników do szkoły. Popieramy PiS, gdyż kieruje się wartościami, które wspierają polską tradycyjną rodzinę. Wierzymy, że jeśli rodzina, najmniejsza komórka społeczna, będzie miała szansę rozwoju, to również rozwijać się pozytywnie będzie nasza ojczyzna – Polska. (...) Panie prezesie, panie premierze, dziękujemy”.

Autorem tej tyrady był p. Piskorz, wiceprezes jednego z banków spółdzielczych, człek biedny i poczciwy – gdyby nie 500 plus, jego pensja nie zapewniłaby rodzinnego bezpieczeństwa finansowego, nie wystarczałaby na wakacje, byłaby za niska na opłacenie zajęć z pływania i gry w piłkę nożną dla dzieci oraz realizację ich pasji i zainteresowań, a przede wszystkim p. Piskorz nie mógłby kupić domku z ogródkiem za swoje niskie pobory.

Nie dziwota, że p. Piskorz serdecznie dziękuje p. Kaczyńskiemu i p. Morawieckiemu. Pan Piskorz na pewno nie jest typowym beneficjentem programu 500 plus. Jest prawdą, że świadczenie poprawiło sytuację materialną milionów Polaków. Poprzednie rządy lekceważyły ten problem, mniejsza o to, z jakich powodów, budżetowych czy ideowych (neoliberalizm). Nikt jednak dokładnie nie zbadał, jak rozłożyła się pomoc. Już wspomniany brak kryterium dochodowego, problem pierwszego lub jedynego dziecka (los wielu kobiet samotnie wychowujących potomstwo) czy skandaliczne potraktowanie niepełnosprawnych sugerują, że coś tu nie gra.

Sławomir Sierakowski: Psychologia 500 plus

500 plus dla klasy średniej

Wprawdzie niektóre problemy skorygowano, ale dopiero w perspektywie zbliżającej się kampanii. Jednym z celów programu było podniesienie dzietności Polaków. Pod tym względem okazał się on nieskuteczny. Moje własne obserwacje w trakcie kilku kolejnych wakacji sugerują, że istotnie nad morzem od razu pojawiły się wielodzietne rodziny, ale niewyglądające najbiedniej. Pytałem znajomych socjologów. Potwierdzili moje spostrzeżenia i przyznali, że nie ma globalnego opracowania na temat skutków programu 500 plus, ale wygląda na to, że najbardziej pomógł poważnej części klasy średniej, a nie najuboższym.

Pozwala to na stwierdzenie, że jego wprowadzenie było motywowane pragmatycznie (kiełbasa wyborcza), a nie moralnie (rzeczywista chęć pomocy ubogim). Wprawdzie nie zmienia to faktu, że ci, którzy zasługiwali na pomoc, otrzymali ją. Jeśli minorowe prognozy ekonomiczne sprawdzą się, ubodzy beneficjenci 500 plus faktycznie stracą to świadczenie i będzie to dla nich dramat, podczas gdy należący do innych warstw odczują to w sposób umiarkowany. Jeszcze raz – pisia chytrość.

Czytaj także: Czy Polaków rzeczywiście jest za mało?

Skąd się wzięły cysterny i wyliczenia Morawieckiego

Przedstawienie wykonane przez „biednego” p. Piskorza są elementem propagandowej kampanii. To zrozumiałe, że oponenci w wyścigu do wyborów chwytają się rozmaitych środków, aby coś ugrać. W przyzwoitym państwie (a na takim winno zależeć obywatelom) są jednak pewne granice.

Tzw. dobra zmiana wynajęła tzw. cysterny wstydu PO-PSL. Mają ilustrować skutki działań tzw. mafii paliwowej (nielegalne dostarczanie paliw na stacje benzynowe) w latach 2007–15. Pan Morawiecki wyliczył, że skarb państwa tracił 8 mld rocznie, czyli w sumie 112 mld. Wszelako data początkowa jest chyba dobrana nieco stronniczo i nasuwa się pytanie, jak to było w okresie 2005–07, czyli gdy rządził „pierwszy” PiS. Już ta okoliczność świadczy o niejakiej stronniczości p. premiera. Szefem CBA był cały czas p. Kamiński (Mariusz). Może przepisy o VAT i pokrewne nie były doskonałe, ale przecież nikt nie bronił p. Kamińskiemu walczyć z mafią paliwową.

Najważniejsze są jednak podstawy wyliczeń. Pan Morawiecki (podobnie jak p. Brudziński) utrzymuje, że codziennie wjeżdżało do Polski 750 cystern, a obecnie wjeżdża od 100 do 200. Tak więc ok. 600 cystern przemycało dziennie paliwo do Polski. Wielkość 8 mld zł stanowi 0,8 proc. całego przychodu Orlenu (dane z 2018 r.), liczonego nie tylko od obrotu paliwami płynnymi. Ponadto surowiec ten miał głównie pochodzić z nadodrzańskiej rafinerii Schwedt. Wynika z tego, że był sprzedawany przemytnikom. To poważne oskarżenie, ale niczym niepoparte. Kto liczył owe cysterny?

Wolno zatem przyjąć, że szacunkowe wynurzenia pp. Morawieckiego i Brudzińskiego są pisane palcem na wodzie, ale służą np. takiej retoryce (p. Morawiecki): „Co 22 sekundy jedno dziecko było za czasów pana Schetyny pozbawiane rocznego wsparcia 500 plus. (...) Przez ten bandycki proceder (...) stoimy z taką cysterną pod szkołą, a wiemy, że to jest te 40–50 tys. zł na światłowody, tablice interaktywne, na sprzęt, na podwyżki dla nauczycieli”.

Pan Schetyna (to nie jest mój bohater polityczny) nie był jednak premierem w latach 2007–15, więc mówienie „za [jego] czasów” jest nieporozumieniem. Spirala absurdu rozumowania p. Morawieckiego zamyka się, gdy zważymy, że wiąże on wdrożenie programów socjalnych z likwidacją „złodziejstwa ponad miarę”. Tymczasem pojawiły się one w momencie, gdy bandycki proceder kwitł w najlepsze (wedle diagnoz p. Morawieckiego). Z tego prosty wniosek, że rząd p. Szydło znalazł pieniądze w kasie państwowej na spełnienie swoich obietnic socjalnych, m.in. dla p. Piskorza, bo tam były. Wydał je tak, jak uznał za stosowne, ale nie zainwestował we wzrost pensji nauczycieli, lekarzy, nakładów na służbę zdrowia, naukę, oświatę, ochronę środowiska czy pomoc niepełnosprawnym.

Cztery lata rządów PiS: Służba zdrowia w stanie przedzawałowym

„Dziennik Telewizyjny”, czyli TVP

Lekarze rezydenci znowu rozpoczęli protest, zapowiedziany zresztą. Pan Karczewski, czołowy reflektant senacki, zaapelował: „Rezydenci do nauki”. Do tego urokliwego apelu wrócę za moment, ale przytoczę odpowiedź rzecznika protestujących, który wezwał p. Karczewskiego do powrotu do wyuczonego zawodu, tj. lekarza chirurga, i wspomożenia służby zdrowia czynem, a nie tylko słowem. Odpowiedź senackiego dostojnika nie jest na razie znana, ale zapewne skonstatuje, że chirurgów jest wielu, a on jeden jedyny. W marcu 1968 r. powiadano: „Literaci do pióra, studenci do nauki, syjoniści do Syjamu”. Rezydenci są w zasadzie poststudentami, p. Gliński uprzytamnia artystom, że powinni zająć się swoimi specjalnościami, najlepiej w sposób zgodny z aktualną polityką historyczną.

A co z syjonistami? Pan Dudzicz, sędzia, zastępca rzecznika KRS, protegowany p. Ziobry, podobno wypowiedział się o narodzie żydowskim jako podłym i parszywym. Napisałem „podobno”, ponieważ informacja opiera się na wpisie w internecie. Pan Wójcik, zastępca p. Ziobry, jest nadzwyczaj skrupulatny i rygorystyczny. Powiada, że przytoczona wypowiedź jest skandaliczna, ale na dalsze kroki trzeba poczekać do zakończenia ustaleń prokuratury. Pan Mitera, rzecznik KRS, czyli przełożony p. Dudzicza, jest nadzwyczaj delikatny i zapowiada, że poprosi swego zastępcę o rezygnację z pełnionej funkcji.

A co gdy p. Dudzicz nie przychyli się do prośby? Na razie wszystkiemu zaprzecza i co mu kto zrobi, o ile prokuratora pod przewodem p. Zbyszka (pardon za nadmierną poufałość) uzna, że nie wiadomo, jak to było. Przypadkowo trafiłem na „Dziennik Telewizyjny”, w którym poruszono sprawy p. Piebiaka, p. Gawłowskiego i p. Brejzy (Krzysztofa). Hejtowanie przez Herszta i jego wojaków zostało określone jako domniemane, co sprawia, że trzeba poczekać na ustalenia prokuratury.

W sprawie p. Gawłowskiego toczy się śledztwo od początku 2018 r. Był przez jakiś czas aresztowany, potem sąd zgodził się, aby areszt przerwano. Nie będę wchodził w szczegóły – sam uważam, że p. Gawłowski powinien zrezygnować z kandydowania w nadchodzących wyborach, nawet zważywszy na to – co jest prawdopodobne – że podwładni p. Zbyszka (pardon za nadmierną poufałość) gotują typowy proces polityczny wedle prawideł systemów totalitarnych. Na razie nie jest prawomocnie skazany i zgodnie z prawem jest niewinny.

Ewa Siedlecka: PiS odcina się od Ziobry. Skąd ta niewdzięczność?

TVP w służbie PiS, czyli wystaw telewizor za okno

Toczy się (od 2017 r.) śledztwo w sprawie tzw. afery fakturowej w Inowrocławiu, w której jednym z podejrzanych jest p. Brejza. Na razie nie ma aktu oskarżenia, podobnie jak w sprawie hejtowania w Urzędzie Miejskim. A jednak TVP 1 i TVP Info przedstawiają pp. Gawłowskiego i Brejzę w ten sposób, że są sprawcami zarzucanych im czynów.

Pomijając już wiarygodność prokuratury pod wodzą p. Zbyszka (pardon za nadmierną poufałość) i CBA pod wodzą p. Kamińskiego, uważanie, że p. Piebiak i reszta Kasty mają na swoim koncie tylko to, co jest domniemane, a pp. Gawłowski i Brejza to, co rzeczywiście dokonane, jest wyjątkową obrzydliwością. To i wysyp zarzutów pod adresem działaczy opozycji akurat w okresie przedwyborczym świadczy o dnie moralnym, na którym znalazła się tzw. dobra zmiana i zależne od niej środki masowego przekazu, przede wszystkim telewizja publiczna i wielu pracujących w niej dziennikarzy.

Może warto by zainicjować akcję wystawiania (nawet symbolicznego) odbiorników telewizyjnych za okna, podobnie jak to było po wprowadzeniu stanu wojennego?

Czytaj także: Brutalna telepropaganda

Zanim krzykniesz: Jarosław, Polskę zbaw

Wyborco, wszystko wskazuje na to, że w Polsce nie będzie lepiej pod względem materialnym, a zapewnienia p. Kaczyńskiego, że zdecyduje o tym wolność, trzeba rozumieć wedle znanej formuły Hegla, ale poprawionej przez Lenina: „Wolność to właściwie rozumiana konieczność”.

Tak właśnie traktuje rzecz tzw. dobra zmiana – jesteście wolni, o ile właściwie zrozumiecie konieczność, tj. uznacie, że dla waszego szczęścia my powinniśmy wami rządzić jeszcze przez dziesięciolecia. Zapewnimy szczęście rodzinie (jeden mężczyzna, jedna kobieta i ich dzieci; dokładnie jak w przypadku samego Zwykłego Posła), przegonimy (może do Syjamu) nihilistów i LGBT, rozprawimy się ze zdradzieckimi mordami, znacjonalizujemy wszystkie media prywatne (poza Radiem Maryja i TV Trwam; inne nie będą już potrzebne), naprawimy świat wedle jedynej słusznej religii chrześcijańskiej (= katolickiej), a to wszystko na rzecz Prawdziwej Wolności i Afirmacji.

Tego chcesz, nawet w postaci namiastki, jednak wystarczająco groźnej? Jeśli tak, to chodź na wiece, skanduj: „Jarosław, Jarosław, Jarosław, Polskę zbaw” lub „Mateusz, Mateusz, Mateusz”, a jeśli nie, idź na wybory i zagłosuj przeciw tzw. dobrej zmianie. Jeśli wybierzesz pierwsze, przypomnij sobie (lub zapytaj starszych) o okrzyki „Wiesław, Wiesław, Wiesław” lub „Edward, Edward, Edward” i weź pod uwagę, co z tego wynikło. Na razie – miłego dnia.

PS Pan Błaszczak orzekł, że krytyczny stosunek prof. Matczaka do dobrej zmiany wypływa z problemów mentalnych tego drugiego. Przypuszczam, że to samo stwierdziłby o mnie. Cóż mogę powiedzieć? Po pierwsze, że wolę mieć problemy mentalne, niż być wyłącznie bezwładnym przekaźnikiem oznajmień Zwykłego Posła. Po drugie, przypominam (z zachowaniem wszelkich proporcji), że dysydenci w ZSRR byli często kierowani do tzw. psychuszek. Gratuluję p. Błaszczakowi powinowactwa, nie wykluczam, że z wyboru.

Czytaj także: Pisowska praworządność na żarty i na serio

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną