Pierwszy Pacjent RP nie może narzekać na niedostateczną opiekę medyczną. Kule przywiózł mu do domu sam dyrektor szpitala, w którym się leczy. Zapewne pojęcie Jarosława Kaczyńskiego o stanie systemu ochrony zdrowia w Polsce jest adekwatne do stopnia empatii i kompetencji społecznych, którymi się wykazał, odbierając ów sprzęt z rąk uniżonego dyrektora Wojskowego Instytutu Medycznego. Rzec by można, parafrazując klasyka, iż rząd się wyleczy.
Luka w konstrukcji PiS daje szansę opozycji
Bardzo konkretne obietnice wyborcze skierowane do najbardziej pokrzywdzonych przez los i najsłabszych w systemie ochrony zdrowia grup pacjentów oraz ich rodzin mogą zachęcić do głosowana na opozycję nawet kilka procent społeczeństwa. Dopiero w ostatnich tygodniach opozycja zauważyła lukę w konstrukcji propagandowej PiS. Stara się ją wykorzystać, lecz czyni to ze zbyt małą determinacją – nie dość, by tak rzec, machiawelicznie. Warto przeprosić się z zasadami rywalizacji politycznej i złożyć pewnej grupie społecznej konkretne obietnice. Grupie, która na to zasługuje i tego potrzebuje. To, owszem, populizm, tylko że populizm sprawiedliwy i społecznie pożyteczny – w przeciwieństwie do rezygnacji z doskonalenia usług publicznych na rzecz masowego rozdawnictwa gotówki oraz megalomańskich, pozbawionych sensu inwestycji.
Na ostatniej prostej kampanii opozycja nieco się przebudziła. PiS, przyciśnięty przez aferę Banasia, znalazł się w defensywie. Czy tydzień wystarczy, żeby urwać rządzącej partii kilka punktów i odebrać jej sejmową większość? Gdyby na sam koniec kampanii opozycja przemówiła jednym głosem i wspólnie zwróciła się do społeczeństwa z obietnicą stworzenia rządu, który odbuduje demokratyczne państwo prawa i będzie rządzić nie tylko lepiej niż PiS, ale również lepiej, niż wcześniej rządziło PO, możliwe byłoby uruchomienie uśpionych jeszcze rezerw, to znaczy zaktywizowanie pewnej grupy obywateli w zasadzie niezadowolonych z rządu i skłonnych głosować na opozycję, lecz słabo zorientowanych i słabo zmotywowanych.
Do niektórych spośród nich można dotrzeć, manifestując zgodę i porozumienie w łonie opozycji, do innych poprzez nagłaśnianie skandali i afer, jakkolwiek, paradoksalnie, właśnie dlatego, że ich liczba jest tak wielka, społeczeństwo się na nie stopniowo znieczula – moralnie i emocjonalnie. Tak czy inaczej efekt zgody i straszenie (słuszne, jak najbardziej) PiS to za mało. Niezbędne są również konkretne obietnice skierowane do określonych grup. PiS wie o tym doskonale i z pewnością w licytacji na „kiełbasę wyborczą” nie daje opozycji szans. Obietnice rządzących są bowiem zawsze bardziej wiarygodne niż obietnice pretendentów do rządzenia. Co gorsza społeczeństwo, łącznie z wyborcami PiS, jest przekonane, iż swą popularność i poparcie ta akurat władza buduje na rozdawaniu gotówki i w zapowiedziach dotyczących „transferów” jest wiarygodna.
Cztery lata rządów PiS: Służba zdrowia w stanie przedzawałowym
Konkretne obietnice dla chorujących w Polsce
Koalicja Obywatelska i Lewica nie mogą równać się z PiS w konkurencji wulgarnego rozdawnictwa i przekupstwa. W ogóle nie powinny w tej konkurencji startować. W to miejsce powinny wskazywać bardzo konkretne dziury w funkcjonowaniu państwa, które można i trzeba zasypać – także za pomocą pieniędzy. Taką wielką dziurą jest m.in. system ochrony zdrowia. Wszyscy wiedzą, że sprawy idą w złym kierunku – ubywa lekarzy i pielęgniarek, zamykane są oddziały, kolejki do specjalistów się wydłużają, na SOR nie można doczekać się na pomoc, w aptekach często brakuje leków. Miliony ludzi, także spośród wyborców PiS, wie, że z tym resortem PiS sobie nie radzi. Nie radzi sobie również z kilkoma innymi, bo ma nędzne, partyjniackie kadry, jest skorumpowany i nie umie niczym porządnie zarządzać.
Polacy to wiedzą na przykładzie edukacji i zdrowia. Potencjał niezadowolenia z funkcjonowania szkół i zakładów leczniczych powinien przynieść opozycji największe korzyści. Niestety, zabrakło umiejętności pokazania społeczeństwu, co dzieje się w szkołach i szpitalach. Teraz już za późno. Wciąż jednak można złożyć konkretne obietnice konkretnym grupom.
Politykom zawsze opłacało się inwestować w największe oraz emocjonalnie najbardziej dowartościowane grupy chorych – w opiekę medyczną nad dziećmi, w chorych kardiologicznie, w cukrzyków. Kiedyś ogromne profity polityczne wynikały z upowszechnienia opieki stomatologicznej i zakładania wiejskich przychodni. Dziś to wszystko na szczęście mamy – kardiologia czy diabetologia mają się nieźle na tle innych dziedzin.
Ogromnym problemem epidemiologicznym jest onkologia. Tu jednak kolejne rządy ponosiły porażki, a wszelkie obietnice zostały już złożone. Opozycja nie będzie wiarygodna, obiecując więcej chorym na raka. Trzeba zwrócić się ku innym grupom chorych – takim, które dotychczas marginalizowano lub traktowano protekcjonalnie. W moim przekonaniu te grupy to pacjenci neurologiczni i psychiatryczni, a konkretnie chorzy na schizofrenię, chorzy ze spektrum choroby afektywnej dwubiegunowej, chorzy na chorobę Parkinsona i choroby neurodegeneracyjne, na czele z chorobą Alzheimera, a także chorzy na stwardnienie rozsiane. Najbardziej cierpiący, wraz ze współcierpiącymi rodzinami, to dobre 2 mln osób! Milion spośród nich może pójść na wybory i zagłosować na polityków, którzy jasno zaadresują do nich przekaz solidarności: teraz wasza kolej!
Czytaj także: Dwa przykłady pychy i pogardy polityków PiS
2 mld zł na neurologię i psychiatrię
Jestem głęboko przekonany, że złożenie konkretnej obietnicy poprawy sytuacji pacjentów psychiatrycznych i neurologicznych – w większości osób starszych – jest nie tylko wyborczo nośne, lecz przede wszystkim słuszne i sprawiedliwe. Koalicja Obywatelska zauważyła, że kwestie zdrowia są teraz dla ludzi najważniejsze i na swojej stronie z programem wyborczym umieściła projekt reform w zdrowiu na pierwszym miejscu. Niestety, jest to program dość zachowawczy i nienaruszający dominacji NFZ. Ma też wiele innych wad i jestem nim ogólnie rozczarowany, jakkolwiek zapowiedź radykalnego zwiększenia budżetu zdrowia nie może nie cieszyć.
Cóż, opublikowanego programu już zmienić się nie da. Niemniej w publicznych wypowiedziach prominentów KO można by dołożyć coś do trzech obietnic, od których cały rozdział programowy poświęcony zdrowiu się zaczyna, tj. do obietnicy, że na wizytę u specjalisty będzie się czekać nie dłużej niż 21 dni, na przyjęcie przez lekarza SOR – nie dłużej niż godzinę, a do tego, że powróci finansowane przez państwo zapłodnienie in vitro.
Gdyby to ode mnie zależało, dopisałbym „program rozwojowy neurologii i psychiatrii o wartości 2 mld zł”, przeliczając to na konkretne korzyści dla pacjentów. Niestety, deklarację dodatkowych środków na najbardziej newralgiczne obecnie dyscypliny medyczne i grupy pacjentów trudno powiązać z opublikowanym już programem, który nic na ten temat nie mówi, dowartościowując głównie onkologię i rehabilitację osób starszych. Od czego są jednak konferencje prasowe? W wyobraźni widzę ostatnie dni kampanii jako marsz całej opozycji, idącej razem, ręka w rękę, dającej Polakom nadzieję na normalne państwo oraz poprawę sytuacji w kilku zaniedbanych i źle funkcjonujących obszarach, na czele z ochroną zdrowia.
Czytaj także: Służba zdrowia obłożnie chora