Tak rysował się bilans tych wyborów koło północy, nie wiadomo, co nam przyniesie poranek.
Najpierw sukcesy
1. PiS wybory wygrał i będzie miał samodzielną większość w Sejmie, czyli zrealizował swój podstawowy plan. 2. Koalicja Obywatelska dostała większe poparcie, niż wskazywały ostatnie sondaże, i pozostaje największą siłą opozycyjną w parlamencie. 3. SLD-Lewica odniosła wielki sukces, wracając po czterech latach do Sejmu – i to od razu jako trzecia pod względem wielkości formacja polityczna w kraju, z dwucyfrowym wynikiem. 4. PSL ocalał, ma klub większy niż w poprzedniej kadencji, a Władysław Kosiniak-Kamysz potwierdził swoje kompetencje jako lider i polityczny ryzykant. 5. Konfederacja (czymkolwiek ten twór jest) weszła do parlamentu i może decydować, czym będzie.
Teraz porażki
1. PiS, inwestując nieprawdopodobnie dużo w kampanię i w wyborców, wykorzystując do cna najlepszą koniunkturę w historii polskiej gospodarki – ledwo-ledwo obronił większość; każdy rozłam w Zjednoczonej Prawicy może narazić PiS na utratę władzy. A raczej na pewno PiS będzie rządził w gorszych warunkach niż w latach 2015–19 i – co można uznać za swoistą sprawiedliwość dziejową – będzie musiał wypić piwo, jakiego nawarzył sobie i wyborcom. 2. KO nie zdołała przebić 30-proc. progu, ma o 100 mandatów mniej niż PiS i w ogóle w kampanii pokazała niesprawność organizacyjną, bezbarwność, bezideowość partii. Słaby prognostyk dla utrzymania przywództwa Schetyny. 3. SLD-Lewica ostatnio mogła liczyć nawet na 14–15 proc. głosów; wyszło sporo mniej. Zaraz zapewne pojawi się ryzyko rozpadu trójczłonowej formacji. 4. PSL – w sumie dobrze, ale jak policzyć łącznie z poprzednim potencjałem klubu Kukiz ’15 – nowa, niestabilna formacja zalicza paropunktowy spadek. 5. Egzotyczna Konfederacja jest najsłabszą od kilku kadencji reprezentacją elektoratu „antysystemowego” – zapewne ulegnie rozbiorowi i stopniowej anihilacji.
Dowody na remis
PiS wygrał wybory liczbą mandatów, ale nie wyborców. Trzy opozycyjne formacje, które niedawno tworzyły jeden wspólny blok Koalicji Europejskiej, zdobyły razem 49 proc. głosów, o ponad 5 pkt. proc. więcej niż PiS. To bardzo osłabia polityczny i moralny mandat PiS – jego przeciwnicy mogą twierdzić, że wybory zdecydowanie wygrali, a jedynie jako przedstawiciele Polski pluralistycznej – potknęli się na systemie d’Hondta.
Ten wynik musi osłabiać nastrój triumfalizmu w obozie władzy, odbiera prawo wypowiadania się „w imieniu większości Polaków”. Jednocześnie sama opozycja parlamentarna została bardzo wzmocniona napływem nowych, głodnych polityki posłów Lewicy i PSL.
Posłowie Konfederacji też mogą być dla PiS uciążliwymi krytykami, bo z prawej strony, gdzie PiS miał dotąd spokój. Wreszcie z punktu widzenia następnych wyborów – prezydenckich – słabe zwycięstwo PiS wzmocni narrację opozycji o konieczności zbudowania ustrojowej przeciwwagi, ogranicznika dla ewentualnych radykalnych zakusów PiS według formuły: „ich premier, nasz prezydent”.
Wnioski mogą się zmieniać wraz z korektą sondaży podanych przez Ipsos
PiS może zwiększyć skalę zwycięstwa, choć absolutną mrzonką okazały się buńczuczne zapowiedzi walki o większość konstytucyjną – jak u Orbána, lub chociaż „prezydencką” – 276 głosów, pozwalających odrzucać weto prezydenta. Przesunięcia w granicach 2-punktowego błędu mogą jeszcze zamieszać w rozkładach mandatów, także na niekorzyść PiS.
W noc powyborczą, gdy nie znamy jeszcze wyników wyborów senackich, jedną chyba generalną ocenę da się zaryzykować: obóz władzy, przy tak ogromnej przewadze zaangażowanych środków, odniósł niewielkie zwycięstwo. Ma nieco więcej mandatów, ale w perspektywie dużo trudniejszą sytuację gospodarczą, polityczną, także parlamentarną (wzięty w dwa ognie przez ostrą lewicę i ostrą prawicę). Ewentualne zwycięstwo kandydata opozycji w wyborach prezydenckich oznaczałoby początek schyłku planowanej „na dziesięciolecia” dominacji PiS.
Pytanie dziś najważniejsze: jakie wnioski z tych wyborów wyciągnie Jarosław Kaczyński? Spróbuje za wszelką cenę i jak najszybciej dokończyć „rewolucję”, wyda wojnę sądom, mediom, samorządom, zaneguje istnienie 57 proc. wyborców niepopierających PiS, czy spróbuje choć część z nich zneutralizować, uspokoić, przekonać, że PiS jest normalną partią? W Polsce po tych wyborach wciąż najwięcej zależy od tego, co znajduje się w głowie Jarosława Kaczyńskiego. W wieczór wyborczy minę miał niewyraźną.