Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Gdzie Oldze Tokarczuk do Janusza Wojciechowskiego

Olga Tokarczuk została laureatką Literackiej Nagrody Nobla. Olga Tokarczuk została laureatką Literackiej Nagrody Nobla. Beata Zawrzel / EAST NEWS
Prezes Kaczyński, który ponoć przeczytał wiele książek tegorocznej noblistki, nie odezwał się ani słowem. Pewnie uważa ją za nihilistkę lub coś w tym rodzaju. Gdzie jej tam do p. Szydło lub p. Wojciechowskiego.

Prasa, radio, telewizja i media społecznościowe są pełne komentarzy powyborczych. Kto wygrał, kto przegrał, kto odniósł sukces i jaki, kto przeszedł, kto przepadł, dlaczego wynik był taki, a nie inny, i jak to będzie w nowej konstelacji? Postanowiłem poczekać ze swoim „powyborczym” felietonem, co potrwa zapewne kilka dni, także z uwagi na to, co się dzieje – np. próba (może liczba mnoga jest już właściwa?) korupcji politycznej. Najbliższe dni przyniosą sporo nowości i to nie byle jakich. Dzisiaj zajmę się czymś, co miało jakiś pośredni efekt wyborczy, zdarzyło się przed 13 października, ale z drugiej strony charakteryzuje postawy, styl i priorytety tzw. dobrej zmiany.

Czytaj także: Kto wygrał, kto przegrał i co z tego wynika

Polski minister Unii Europejskiej

Unia Europejska ma swoje władze prawodawcze (Parlament Europejski), wykonawcze i sądownicze (w szczególności Trybunał Sprawiedliwości UE). To klasyczny model podziału władz. Jego funkcjonowanie jest znacznie bardziej skomplikowane niż w poszczególnych państwach z uwagi na potrzeby zachowania parytetu reprezentatywności krajów członkowskich i związane z tym negocjacje. Dotyczy to zwłaszcza komisarzy, niejako ministrów UE.

Tworzą oni Komisję Europejską składającą się z 28 osób, w tym przewodniczącego, dwóch jego zastępców i 25 komisarzy resortowych. Czyli każde państwo członkowskie ma swojego reprezentanta w KE. Polsce zaproponowano tekę komisarza ds. rolnictwa i rozwoju wsi (krótko: komisarza ds. rolnictwa). Zgodnie z zasadami kandydatów na komisarzy wskazują rządy państw członkowskich. Pierwszym wyborem był p. Szczerski. Sam jednak zrezygnował, przyznając, że nigdy nie zajmował się rolnictwem – to rzadki przypadek w polityce, aby uznać własną niekompetencję w danej dziedzinie. W filmie Barei „Poszukiwany, poszukiwana” zapytano pewną jejmość o zawód jej męża. Odpowiedziała: „Mój mąż z zawodu jest dyrektorem”.

Teraz poprzeczka się podniosła i mamy zawodowych ministrów. Jeden zarządzał sprawiedliwością, potem o mały włos nie stał się menedżerem od obrony narodowej, na osłodę dostał naukę i szkolnictwo wyższe, a podobno i na tym nie koniec. Inny powędrował do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, a stamtąd do resortu militarnego – może zmieni specjalność w obecnym powyborczym rozdaniu w obozie tzw. dobrej zmiany.

Czytaj także: Nowy projekt cięć w budżecie UE. Ile straci Polska?

Prawnicze kompetencje Wojciechowskiego

Następnym kandydatem stał się p. Wojciechowski. Procedura angażowania komisarza polega najpierw na jego przesłuchaniu przez przedstawicieli PE. Jeśli przesłuchanie kończy się oceną pozytywną, kandydat jest rekomendowany i zatwierdzany, aczkolwiek teoretycznie może być inaczej. Pan Wojciechowski nie zaliczył pierwszego podejścia (także z uwagi na pojawiające się zarzuty nieścisłości w rozliczeniach podróży służbowych) i dopiero w drugim uzyskał notę pozytywną.

Być może zdecydowało to, że mówił po polsku, a więc od serca, jak sam oświadczył. Egzaminatorzy widać uznali, że skoro to i tak musi być Polak (innej możliwości praktycznie nie było), to niech już będzie ten, bo nie wiadomo, kogo przyśle polski rząd jako następnego.

Pan Wojciechowski jest z wykształcenia prawnikiem. Pracował w prokuraturze w latach 1977–80 i był sędzią w latach 1980–93. Nic mi nie wiadomo o jego działalności w tym „trefnym” czasie, więc nie skorzystam z ulubionej śpiewki tzw. dobrej zmiany: „Podejrzany z uwagi na to, co robił w latach 1977–89”. Miałem okazję tylko raz spotkać p. Wojciechowskiego, mianowicie w programie „Sprawa dla reportera” dotyczącym głośnego swego czasu zabójstwa dwóch mężczyzn (jednym z nich był adiunkt w moim zakładzie – stąd zaproszenie mnie do tej audycji).

Moje zdumienie wywołały argumenty byłego już sędziego w obronie dwukrotnego zabójcy (trzecia postrzelona osoba zmarła jakiś czas po zdarzeniu). To nie napawało nadmiernym zaufaniem do kompetencji prawniczych p. Wojciechowskiego. Jeśli chodzi o jego związek z rolnictwem, polegał on na członkostwie w PSL (niejedynej partii, jaką zaszczycił swoją osobą). Może to wystarczy dla bycia komisarzem UE ds. rolnictwa, przynajmniej z punktu widzenia rządu p. Morawieckiego?

Czytaj także: Wojciechowski się uratował i zostanie komisarzem UE

Największy polski sukces w Unii

Awans p. Wojciechowskiego spotkał się z wielkim entuzjazmem w obozie tzw. dobrej zmiany. Został obwołany znakomitym i kompetentnym kandydatem. Pan Kaczyński stwierdził, że wybór (na razie to rekomendacja) p. Wojciechowskiego „to największy dotychczas sukces Polski w strukturach wspólnoty”. Zwykły (na razie) Poseł zapomniał, że Polska miała wcześniej dwóch komisarzy, mianowicie p. Lewandowskiego i p. Bieńkowską.

Pan Kaczyński dodał, że to większy sukces niż przewodniczenie RE. Fakt, prezes jeszcze nie powitał p. Wojciechowskiego kwiatami na lotnisku, tak jak to uczynił był wobec p. Szydło w związku z jej historycznym triumfem 1:27 w boju o stanowisko szefa RE. Zwykły Poseł ma jednak kompleks na punkcie p. Tuska. Pomijając sprawy osobiste, reakcja na wybór p. Wojciechowskiego jest w gruncie rzeczy zabawna. Pan Kaczyński grzmiał (jeszcze przed drugim przesłuchaniem polskiego kandydata), że stanowisko komisarza ds. rolnictwa i tak jest nasze. Tak więc sukces da się porównać z sytuacją organizatora olimpiady piejącego, że odnieśliśmy olbrzymi sukces sportowy, bo jako gospodarz igrzysk mamy zapewniony awans do finałów wszystkich gier zespołowych.

Wielka trójka Międzymorza

Skoro już jestem przy sprawach międzynarodowych, odnotuję, że tzw. dobra zmiana nie rezygnuje z wadzenia się z UE przy każdej okazji. Pan Kaczyński wyjawił: „Przy całym szacunku i naszym poczuciu przynależności do Unii Europejskiej. Przy całym szacunku do tego, co dzięki temu osiągnęliśmy, bo osiągnęliśmy naprawdę bardzo dużo, ona nie jest organizacją, która jest w stanie zapewnić bezpieczeństwo w tym wymiarze militarnym, a i w innych wymiarach ma z tym pewne kłopoty”.

No to trzeba sprawić, żeby Międzymorze z Polską na czele, Węgrami w środku i Turcją na flance „było w stanie zapewnić bezpieczeństwo w tym wymiarze militarnym”, a w „innych wymiarach” niech nie ma kłopotu. Trójca (porządek alfabetyczny, ale i tak w środku najważniejszy) p. Erdoğan, p. Kaczyński i p. Orbán na pewno to zagwarantuje.

Pan Duda wypowiedział się na temat uchodźców (uczynił to na specjalnym forum przywódców) i wyjaśnił, że Polska przyjęła milion imigrantów z Ukrainy, gdzie trwa wojna w Donbasie. Pewnie p. Duda sądzi, że jest taki mądry jak inni głupi i na pewno mu uwierzą. A co jeśli jest inaczej i mu nie uwierzą? Jakby nie było, zdumiewa gotowość obecnych polskich przywódców do psucia stosunków z UE w sytuacji, gdy PKB byłby o jedną czwartą niższy, gdybyśmy byli poza wspólnotą (wyimaginowaną, jak niegdyś wymyślił p. Duda).

Czytaj także: Skąd się wzięło 900 mld euro? Zła strategia Polski w UE

Olga Tokarczuk, beneficjentka „dobrej zmiany”

Nagroda Nobla w każdej dziedzinie jest wyróżnieniem indywidualnym, ale ważnym również dla narodu, który dany noblista reprezentuje. Nic dziwnego, że nobliści i noblistki zajmują poczesne miejsca w narodowych panteonach i są szczególnie traktowani. Oczywiście nie obywa się bez kontrowersji – vide casus Lecha Wałęsy lub Petera Handkego. Czesław Miłosz otrzymał Nobla w 1980 r., akurat w czasie „Solidarności”. Władze PRL nie były zachwycone wyróżnieniem dla autora „Zniewolonego umysłu”, a „Solidarność” często odwoływała się do wiersza (z 1953 r.) „Który skrzywdziłeś”. Ówcześni oficjele milczeli, ale już w latach 80. zgodzono się na wydawanie jego dzieł.

Wisława Szymborska została noblistką w 1996 r., a więc gdy emocje polityczne nie były zbyt gorące. Nie obeszło się bez wypominania poetce wierszy z lat 50.

Olga Tokarczuk (Nobel 2019) wydaje się w tym gronie osobą najmniej kontrowersyjną z uwagi na zaszłości polityczne. Urodziła się w 1962 r., ale nie prowadziła żadnej działalności trącącej o politykę, także po 1989 r. Owszem, od czasu do czasu wypowiadała się w sposób kwestionowany przez prawicę. PiS nie pozostawał jej dłużny. W 2016 r. została uznana za „Zasłużoną dla Miasta Wałbrzych” – radni PiS wyszli z sali na znak protestu. Chcieli, więc wyszli, w końcu nie mają obowiązku celebrować osoby, której nie cenią.

Pan Ziemkiewicz, znający się na wszystkim i jeszcze czymś dodatkowo, uznał (z właściwą sobie bystrością), że pisowcy to ludzie bardziej otwarci od zwolenników „kon-sty-tu-cji” (ma chłopina rację, zważywszy na PiS z Wałbrzycha). Rychło podzielił się sukcesem z Tokarczuk, przypominając: „Bardzo dawno temu byłem jednym z pierwszych recenzentów, który dostrzegł Olgę Tokarczuk i wróżył jej wielką przyszłość, więc gratulując laureatce, gratuluję trochę sobie”. Wprawdzie nie mam dostępu do sfery mentalnej p. Ziemkiewicza, ale ryzykuję przypuszczenie, że gratuluje trochę laureatce, ale przede wszystkim sobie. Kropkę nad i postawił słowami: „Olga Tokarczuk jest na swój sposób beneficjentką »dobrej zmiany«, bo mobilizacja przez tutejszą lewicę europejskich i światowych salonów »w obronie demokracji w Polsce« miała znaczący udział w decyzji, żeby wyróżnić teraz kogoś z Polski właśnie, a nie z Afryki na przykład”.

Oto niezła parafraza w związku z Noblem w 1980 r. „Czesław Miłosz jest na swój sposób beneficjentem komunizmu, bo mobilizacja przez tutejszą prawicę europejskich i światowych salonów w obronie demokracji w Polsce miała znaczący udział w decyzji, żeby wyróżnić teraz kogoś pochodzącego z Polski właśnie, a nie z Afryki na przykład”. Pan Ziemkiewicz jest jednak uniwersalny.

Czytaj także: Nobel jej potrzebował

Nie bądź Gliński, czytaj do końca

Olga Tokarczuk nie ukrywała poparcia dla opozycji przed wyborami. To nie przysporzyło jej uznania wśród polityków tzw. dobrej zmiany. Pan Gliński, wicepremier (kiedyś omal tzw. premier techniczny) i minister kultury (!!!), odpowiedział (gdy okazało się, że Tokarczuk jest w gronie poważnych kandydatów do nagrody) na pytanie o lekturę książek tej autorki: „Próbowałem, ale nie nigdy nie dokończyłem”. Wcześniej zapodał, że Tokarczuk „nie rozumie polskiej wspólnoty”.

Za jego zarządzania polską kulturą cofnięto też dofinansowanie jej tłumaczeń, dając m.in. na dzieło p. Wildsteina, oczywiście znakomicie rozumiejącego polską wspólnotę. Jego ostateczne podsumowanie sprawy było takie: „Wiemy, że różne osoby kiedyś dostawały [Nagrodę Nobla], ale myślę, że jest różnica mimo wszystko między Dario Fo czy nawet Bobem Dylanem, którego uwielbiamy, ale co do którego były znaki zapytania, czy to na pewno dobry pomysł, żeby dostał Nagrodę Nobla. Myślę, że Olga Tokarczuk jest po prostu pisarką: jednym się podoba, drugim się nie podoba, ale została uznana i myślę, że musimy nie tylko to uszanować, ale cieszyć się z tego, że to sukces polskiej pisarki. (...) W związku z nagrodą Pani Tokarczuk minister kultury tym bardziej zobowiązuje się powrócić do niedokończonych wcześniej lektur noblistki”.

Retoryczne ozdobniki deprecjonujące Nobla, jak „mimo wszystko”, „musimy uszanować” czy „myślę [sic!], że jest po prostu pisarką”, są naprawdę przedniego uroku, ale są już też kawały, np. taki: „Nie bądź Gliński, czytaj książki do końca”. Zachowanie p. Glińskiego w związku z Noblem dla p. Tokarczuk sugeruje, że ryzyko wielkiej smuty dla kultury polskiej w planie Polski Plus jest wysokie. On sam już o to sumiennie zadba.

Małgorzata Rejmer: Olga Tokarczuk daje nadzieję

Nihilistka Tokarczuk przyjmuje gratulacje

„Serdecznie gratuluję Pani Oldze wielkiego sukcesu i cieszę się, że polska literatura jest tak ceniona na całym świecie. To wspaniała wiadomość” – to od p. Morawieckiego na Twitterze. „Serdeczne gratulacje dla Pani Olgi Tokarczuk! Wielki dzień dla polskiej literatury” – to od p. Dudy, też na Twitterze. „Pani Olgo, najserdeczniejsze gratulacje! Co za radość i duma! Będę się tym chwalił w Brukseli jako Polak i wierny czytelnik, który przeczytał wszystko, od początku do końca” – to od p. Tuska (również Twitter).

Pan Duda i p. Morawiecki nie bardzo rozumieją, że Nagroda Nobla (patrz wyżej) jest bezpośrednio wyróżnieniem indywidualnym, a tylko pośrednio dla literatury danego kraju, a więc nie mogą powstrzymać się od narodowej tromtadracji, niemal w stylu (mała parafraza): „jednostka niczym, wspólnota wszystkim”. Jedynie p. Tusk ujął rzecz należycie.

Z drugiej strony wszyscy trzej politycy wypowiedzieli się na Twitterze i nie wiadomo, czy skierowali do Olgi Tokarczuk specjalne listy gratulacyjne w tradycyjnym sensie, a przecież wypadałoby. Tzw. dobra zmiana chełpi się tym, że p. Kwieciński, minister finansów, zwolnił Tokarczuk z podatku od otrzymanych pieniędzy, ale nie wspomina, że podobną decyzję podjął p. Kołodko w związku z nagrodą dla Szymborskiej. Natomiast p. Kaczyński, który ponoć przeczytał wiele książek autorstwa tegorocznej laureatki, nie odezwał się ani słowem. Pewnie uważa ją za nihilistkę lub coś w tym rodzaju. Gdzie jej tam do p. Szydło lub p. Wojciechowskiego. Tako toczy się światek tzw. dobrej zmiany.

Adam Szostkiewicz: Tokarczuk, czyli prawdziwa radość i duma

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną