Kraj

Czego Polska chce za neutralność klimatyczną

Mateusz Morawiecki w czerwcu 2019 r. sprzeciwił się neutralności klimatycznej Unii do 2050 r. Mateusz Morawiecki w czerwcu 2019 r. sprzeciwił się neutralności klimatycznej Unii do 2050 r. Aleksiej Witwicki / Forum
Na szczycie 12 i 13 grudnia Unia Europejska może zdecydować o przyjęciu celu neutralności klimatycznej do 2050 r. Polski rząd, który w czerwcu był przeciw, wysyła sygnały, że chce się dogadać i przedstawia swoją listę warunków.

W neutralności klimatycznej chodzi o to, by ograniczyć emisję gazów cieplarnianych do poziomu zera netto, czyli emitować tyle, ile się samemu pochłania (np. poprzez lasy). W praktyce oznacza to pełne wyeliminowanie spalania paliw kopalnych (węgla i gazu) do połowy stulecia. To krok konieczny, by Unia mogła wypełnić swoje zobowiązania wynikające z porozumienia klimatycznego z Paryża.

Jednak dla Polski, kraju wciąż wytwarzającego 80 proc. swojej energii z węgla, taki krok to rewolucja. Dał temu wyraz premier Mateusz Morawiecki 20 czerwca, wetując konkluzje unijnego szczytu w sprawie neutralności klimatycznej. Szef polskiego rządu dostał wtedy poparcie Czech, Węgier i Estonii. Od początku było jednak wiadomo, że sprzeciw Warszawy nie powstrzyma dalszych rozmów o neutralności klimatycznej, a jedynie opóźni jej ostateczne przyjęcie.

Czytaj też: Co rząd zrobi z cenami energii

Warszawa kupuje czas na rozmowy

Czerwcowe weto miało dać polskiemu rządowi więcej czasu na rozmowy o pieniądzach, jakie Unia mogłaby przeznaczyć na transformację energetyczną. Polacy zaczęli negocjacje z wysokiego C. Pod koniec czerwca wiceminister energii Tomasz Dąbrowski, goszcząc na konferencji w Londynie, ogłosił, że wyzerowanie emisji będzie kosztowało krajową gospodarkę 900 mld euro do 2050 r. To w przybliżeniu tyle, ile wynosi dwukrotność rocznego polskiego PKB. Trzy miesiące później szef resortu energii Krzysztof Tchórzewski na spotkaniu unijnych ministrów rzucił sumą 915 mld euro.

Czytaj także: Energetyka próbuje odkleić się od węgla

Polski rząd zorientował się jednak, że wielkie liczby nie robią na Brukseli wielkiego wrażenia, a czas działa na jego niekorzyść. Wschodnioeuropejska koalicja klimatosceptyków szybko zaczęła się kruszyć. Na początku października neutralność klimatyczną poparła Estonia, a Czesi i Węgrzy zaczęli wysyłać sygnały, że są w stanie dogadać się z Brukselą.

W połowie listopada Europejski Bank Inwestycyjny przyjął – mimo sprzeciwu Warszawy i Berlina – nową politykę kredytową, która wyłączy możliwość wspierania przez bank projektów gazowych od 2022 r. Polska, która jeszcze niedawno broniła węgla, teraz nie zdołała ocalić nawet gazu. Co więcej, nowa Komisja Europejska pod kierownictwem Ursuli von der Leyen zapowiedziała wpisanie neutralności klimatycznej do unijnego prawa poprzez normalną procedurę legislacyjną (co pozwoliłoby Brukseli ominąć polskie weto).

W obawie przed izolacją na forum Unii Polska postanowiła zmienić podejście i szukać kompromisu. W nowym rządzie PiS konserwatywnego Krzysztofa Tchórzewskiego zastąpił Michał Kurtyka, ceniony w Brukseli technokrata i prezydent COP24, który stanął na czele nowego Ministerstwa Klimatu. Zmianę dało się też usłyszeć w exposé premiera Mateusza Morawieckiego, w którym ani razu nie padły słowa „węgiel”, „górnictwo” lub „Śląsk”.

Atom, wodór i gaz za neutralność

Z informacji, do jakich dotarła Polityka Insight, wynika, że rząd PiS ponownie policzył koszty osiągnięcia neutralności klimatycznej i wyszło mu, że wyniosą one od 448 mld do 741 mld euro. To mniej niż wcześniejsze wyliczenia, ale od 1,7 do 2,3 razy więcej niż średnia dla Unii. Według rządu, aby zasypać tę różnicę, konieczny będzie transfer z Unii na poziomie 12,8–15,3 mld euro rocznie. Do tego Polska chce poparcia konkretnych propozycji. Oto one:

  • Wprowadzenie cła węglowego od emisji CO2, które chroniłoby europejski przemysł przed konkurencją ze strony pozaunijnych producentów.
  • Przygotowanie przez Komisję Europejską ramowych wytycznych pomocy publicznej dla energetyki jądrowej i szybka certyfikacja nowy typów małych reaktorów atomowych: HTR i SMR.
  • Zwiększenie budżetu Funduszu Sprawiedliwej Transformacji (pomoc dla regionów pogórniczych) i skoncentrowanie jego środków m.in. na inwestycjach w „zieloną infrastrukturę”, kształcenie zawodowe i budowanie centrów badawczo-rozwojowych.
  • Uznanie gazu za paliwo przejściowe i przygotowanie przez Komisję Europejską dyrektywy wodorowej, która uczyni z tego paliwa realną alternatywę dla ropy.
  • Pieniądze z funduszy spójności na inwestycje w sieci energetyczne, gazociągi przystosowane do przesyłania wodoru oraz połączenia kolejowe, które zmniejszyłyby uzależnienie od ropy.
  • Wsparcie dla termomodernizacji, wymiany źródeł ciepła lub uruchamiania paneli fotowoltaicznych w gospodarstwach domowych.
  • Uruchomienie dopłat do rozwoju technologii wychwytywania i magazynowania dwutlenku węgla (CCU/CCS).

Na razie nie wiadomo, czy polskie oczekiwania finansowe i propozycje projektów spotkają się z przychylną reakcją innych państw członkowskich i nowej Komisji Europejskiej. Jeśli negocjacje przed grudniowym szczytem Unii nie przyniosą rozstrzygnięcia, co jest bardzo prawdopodobne, decyzja w sprawie neutralności klimatycznej Unii zostanie przesunięta na kolejny szczyt, tym razem w marcu 2020 r.

Czas będzie jednak grał na niekorzyść Warszawy. Jeśli rozmowy nie będą się posuwać do przodu, Komisja do przyjęcia neutralności klimatycznej wykorzysta zwykłą procedurę legislacyjną, w której Polska nie ma prawa weta.

Czytaj też: Upał w Węglandii

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną