Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Macierewicz. Alfabet rosyjskiej dezinformacji

Antoni Macierewicz. Obchody ósmej rocznicy katastrofy smoleńskiej Antoni Macierewicz. Obchody ósmej rocznicy katastrofy smoleńskiej Kacper Pempel / Forum
Ogłaszając kolejne rewelacje dotyczące katastrofy smoleńskiej, Macierewicz i jego ludzie idealnie wpasowali się do zasad kremlowskiej propagandy. Publikujemy obszerny fragment książki „Katastrofa posmoleńska. Kto rozbił Polskę”.
Okładka książki Grzegorza Rzeczkowskiego „Katastrofa posmoleńska. Kto rozbił Polskę”Polityka Okładka książki Grzegorza Rzeczkowskiego „Katastrofa posmoleńska. Kto rozbił Polskę”

Renomowane Centrum Europejskich Analiz Politycznych (CEPA), ośrodek specjalizujący się w sprawach Europy Środkowo-Wschodniej i Rosji, przygotował zestawienie najczęściej używanych „technik rosyjskiej dezinformacji”. Postanowiłem nałożyć je na działania Macierewicza w sprawie katastrofy smoleńskiej. Okazało się, że co najmniej 17 z 22 wyszczególnionych przez CEPA technik pasuje do jego metod. Warto im się przyjrzeć.

Znak firmowy Macierewicza

Jednym z motywów działania zespołu parlamentarnego Macierewicza było przyjęcie na siebie roli reprezentanta „woli narodu”, który poprzez swoich przedstawicieli, stojących dniami i nocami na Krakowskim Przedmieściu oraz uczestniczących w miesięcznicach, „żądał prawdy”, apelował o międzynarodowe śledztwo itd. Uzurpując sobie prawo decydowania, kto wyraża ową „wolę narodu”, Macierewicz sięgnął po technikę, zwaną w wolnym tłumaczeniu „podłączeniem się do większości” („joining the bandwagon”). Chodzi o zadeklarowanie, że jest się częścią, ale zarazem i emanacją ludu, która najlepiej reprezentuje jego oczekiwania. Mniej istotne jest istnienie takiej realnej większości, bardziej – wywołanie wrażenia, że realizuje się potrzeby większości społeczeństwa lub znaczącej jego części („Polacy chcą prawdy o katastrofie smoleńskiej”).

Tzw. prawda o Smoleńsku, czyli twierdzenie, że Tu-154M uległ katastrofie w konsekwencji zamachu, to klasyczny przypadek teorii spiskowej („conspiracy theory”), która karmi się mitami, pogłoskami i wymysłami. Rosyjska propaganda chętnie po nie sięga, by zasiać niepewność i zamęt, pogłębić podziały i nieufność, np. wobec instytucji innego państwa. Macierewicz, lansując teorię zamachową, skłócił polskie społeczeństwo i uruchomił proces narastającej nieufności wobec instytucji państwa oraz jego najważniejszych funkcjonariuszy. Z odrzucania faktów (metoda „denying facts”) i przedstawiania opinii jako faktów („presenting opinion as facts”) uczynił swój znak firmowy.

Czytaj też: Katastrofa smoleńska zdewastowała polską politykę

Zaprzeczał faktom najważniejszym, potwierdzonym i udokumentowanym, takim jak zderzenie z brzozą, które doprowadziło do odwrócenia maszyny na plecy i uderzenia w odwróconej pozycji o ziemię, co doprowadziło do całkowitego zniszczenia tupolewa i natychmiastowej śmierci wszystkich 96 osób na pokładzie.

Ale zaprzeczał również wielu szczegółowym ustaleniom, nigdy nie przyznając się do popełnienia choćby najmniejszego błędu, ciągle za to podnosząc poprzeczkę wątpliwości. Jak choćby w przypadku filmowej prezentacji pamiętnego wybuchu przez podkomisję w 2017 r., co miało potwierdzać kolejną teorię – o eksplozji ładunku termobarycznego. „Eksperyment” przeprowadzono na poligonie, a za samolot posłużył metalowy barak, rzekomo odwzorowujący fragment kadłuba. „Czy tak właśnie stało się w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r.?” – pytał lektor, którego głosu użyto w nagraniu1.

Sztuka pomijania kluczowych faktów

Według definicji CEPA to technika „fałszywych wizualizacji” („false visuals”), która wykorzystuje fałszywy lub zmanipulowany i prowokujący materiał filmowy. Cel jest jeden – dodanie wiarygodności fałszywej informacji lub narracji. Z informacji, które usłyszałem z wiarygodnego źródła, wynika, że Macierewicz nie był do końca zadowolony z efektu filmowanego wybuchu. Uważał, że mógł być bardziej efektowny i wywoływać mocniejsze wrażenie.

Czytaj też: WAT obala teorię ws. wybuchu na pokładzie tupolewa

Bardziej wyrafinowaną metodą jest „układanie kart” („card stacking”), z którą mamy do czynienia w sytuacji, gdy informacja jest prawdziwa, ale podana selektywnie lub z pominięciem kluczowych faktów. Tak było z kontrolerami lotów ze Smoleńska. Macierewicz ze swoim zespołem twierdził, że podawali oni nieprawidłowe („fałszywe”) informacje załodze tupolewa, która słysząc, że jest „na kursie i na ścieżce”, mogła być przekonana o prawidłowym zniżaniu. Słusznie przy tym informował, że kontrolerzy działali pod presją ze strony swoich przełożonych z Moskwy. Nawet gdyby przyjąć, że Rosjanie robili to celowo – jak zresztą twierdzi prokuratura Zbigniewa Ziobry – Macierewicz konsekwentnie pomijał jeden niezwykle istotny fakt, który burzy całą koncepcję. Załoga tupolewa wiedziała, że będzie podchodzić do lądowania w tzw. podejściu nieprecyzyjnym, czyli bez użycia instrumentów umożliwiających bezpieczne zejście niemal do samego pasa, takich jak ILS (Instrument Landing System). Wiedziała więc, że za utrzymanie właściwej ścieżki podejścia i przestrzeganie minimalnej wysokości zniżania odpowiadał pilot. Komunikaty kontrolerów miały jedynie znaczenie pomocnicze, co więcej, nie były potwierdzane (kwitowane) przez pilota informacją o wysokości odczytaną z wysokościomierza barometrycznego, co było naruszeniem procedury podejścia nieprecyzyjnego.

Przesada i nadmierne uogólnienie („exaggeration and overgeneralization”) – z tym można było zetknąć się przy okazji słynnej historii z trotylem na wraku tupolewa. Kwestia była jasna – ślady materiałów wybuchowych nie oznaczały, że na pokładzie tupolewa zdetonowano bombę. Ale Macierewicz jesienią 2012 r. nie miał wątpliwości: „chcę zdecydowanie potwierdzić, że mamy informacje o odnalezieniu przez prokuraturę bardzo licznych śladów materiałów wybuchowych na wraku Tu-154M. Są to ślady tak liczne i w takich miejscach, iż nie ulega wątpliwości, że świadczą one o eksplozji, która zniszczyła samolot. Wiadomo już, że fałszowano wyniki badań, którymi posługiwali się Rosjanie i prokuratura”.

Reklama