Kwota wolna? Frankowicze? Co zostało z obietnic
Pięć lat Dudy. Co obiecał i co z tego wyszło?
Emerytura na łasce i niełasce partii rządzącej
PiS nie zmarnował ośmiu lat w opozycji, zlecane przez partię badania dokładnie zdiagnozowały polskie społeczeństwo. W przypadku przywrócenia wcześniejszego wieku emerytalnego nie można było mieć złudzeń – Polacy w olbrzymiej większości byli przeciwni wydłużaniu pracy do 67. roku życia.
Obietnica cofnięcia niepopularnej decyzji koalicji PO-PSL stała się głównym elementem kampanii Dudy w 2015 r., a potem wyniosła do władzy PiS. Kandydat na prezydenta obiecywał dokładnie to, co znalazło się w programie jego partii. Mówili jednym głosem. Kompetencje głowy państwa bez poparcia sejmowej większości nie pozwoliłyby spełnić żadnej z jego obietnic.
Czytaj też: W drugiej turze Trzaskowski już remisuje z Dudą
PiS i Duda, ku zdziwieniu i przerażeniu ekspertów, tej obietnicy dotrzymali, choć liderzy partii doskonale zdawali sobie sprawę, że oznacza to, iż w bliskiej przyszłości emeryci mogą liczyć na coraz niższe świadczenia z ZUS. Dziś prognozy te się sprawdzają. Rośnie grono osób, które przechodząc na emeryturę, nie są sobie w stanie wypracować nawet głodowej emerytury minimalnej, ich liczba zbliża się już do miliona. To głównie kobiety.
PiS wiedział to od początku. Zamiast jednak przekonywać Polaków, żeby pracowali dłużej na wyższe świadczenie, obiecał trzynastą, czternastą i kolejne emerytury. Chodziło o to, by seniorzy zobaczyli, że wyższe świadczenia zależą nie od dłuższej pracy, ale od łaskawości partii rządzącej. W tej sprawie partia i „niezłomny” prezydent także mówią jednym głosem. Celem jest przekonanie obywateli, że ich osobista pomyślność nie zależy od pracy, ale od tego, komu dadzą władzę.