To było starcie Armii Czerwonej z Armią Hamletów. Rząd nie spotkał się od 12 czerwca, a zamiast tego każdy z ministrów objechał dziesiątki miejscowości i na czele z premierem Morawieckim wręczał czeki w kolejnych małych miejscowościach, żeby zmobilizować wyborców. Po drugiej stronie był sam Trzaskowski z kilkoma politykami PO. Kandydaci opozycji i inni politycy pojechali odpoczywać na wakacje. Poza Robertem Biedroniem mieli nawet wielki problem, żeby poprzeć Trzaskowskiego, a tak przecież kochają demokrację liberalną i przejęci są jej niszczeniem przez PiS.
Wiesław Władyka: Pękło na pół. Trzecia RP kontra Polska Ludowa
Wygraliśmy sondaże i przegraliśmy wybory
Skoro Szymon Hołownia tak płakał do komórki nad konstytucją, to dlaczego nie pojechał w Polskę pomagać pokonać Dudę – regularnego gwałciciela konstytucji? Dlaczego miał tak wielki problem, żeby poprzeć Trzaskowskiego? Przecież jego ruch polityczny miałby sens tylko w przypadku jego zwycięstwa. Wtedy była szansa na erozję władzy i przyspieszone wybory. Za trzy lata śladu po Hołowni i jego ruchu nie będzie. Dzień po pierwszej turze zapadł się pod ziemię Władysław Kosiniak-Kamysz. Też wielki demokrata. Pojawił się na chwilę, żeby skrytykować kilku polityków PSL, którzy poparcie dla Trzaskowskiego wyrazili.
Gdzie zniknęliście, panowie? Jak wygrać, jeśli opozycja od lat nie może w godzinie próby stanąć razem? Chociaż raz i na końcu. Kto nam na Zachodzie będzie chciał pomagać, jeśli opozycja nie potrafi się wspierać w momencie największego zagrożenia? Owszem, można znaleźć też deficyty samej kampanii Trzaskowskiego, ale najwięcej deficytów szukałbym po stronie pozostałych liderów opozycji.