Od słuchania tej rozmowy bolą najpierw uszy, potem głowa, a co wrażliwszych może i serce. Oto prezydent RP Andrzej Duda kilka godzin po wyborze na drugą kadencję daje się wciągnąć w dziwną rozmowę z osobą podającą się za sekretarza generalnego ONZ, choć mówiącą językiem i o sprawach, o których w gratulacyjnej, kurtuazyjnej rozmowie człowiek na takim stanowisku mówić nie powinien.
Czytaj też: Cicha władza Kamińskiego
Duda nagrany. Kancelaria potwierdza
Rozmówcami okazują się rosyjscy kawalarze, internetowi pranksterzy, którzy nawet jeśli nie są formalnie powiązani z rosyjską FSB, GRU czy innymi odnogami putinowskiego imperium, de facto pracują na jego rzecz, obnażając niekompetencję służb kontrwywiadowczych i urzędniczego otoczenia przywódców Zachodu. Udało im się z Emmanuelem Macronem, udało z Borisem Johnsonem, udało się w końcu z Andrzejem Dudą.
Idealnie wybrali moment, zadzwonili do prezydenta prawdopodobnie jeszcze w powyborczą noc, gdy emocje górowały nad rozsądkiem, a kampanijny rozgardiasz nad procedurami. Podali się za osobę ze światowego świecznika, choć nie przywódcę ani czynnego polityka, tylko kogoś powszechnie szanowanego, z kim nie da się nie porozmawiać, nawet jeśli dzwoni w środku nocy.
Nagranie zostało wrzucone potem na Youtube′a i nie muszą go już nawet powielać rosyjskie propagandowe media. Zasięgi robią się same, bo wszyscy chcą posłuchać – najpierw z niedowierzaniem, szukając dowodów na deepfake′a, potem z zażenowaniem bądź gniewem, gdy autentyczność rozmowy została w końcu potwierdzona.