W ostatnich miesiącach kampania prezydencka pochłonęła uwagę i energię ośrodków badających opinię publiczną i komentatorów. Obserwowano również stały napływ sondaży parlamentarnych, które wskazują zarówno na stabilność polskiej polityki, jak i na potencjał zmian. Trendy poparcia dla partii w szerokim zakresie odzwierciedlają dynamikę kampanii i osiągnięcia poszczególnych kandydatów. Poniższe wyniki nie obejmują jeszcze efektu sprawy podwyżek wynagrodzeń dla polityków i urzędników.
Czytaj też: Dziwne zaprzysiężenie Andrzeja Dudy
PiS stabilnie, Koalicja Obywatelska rośnie
Od pół roku poparcie dla PiS utrzymuje się na niezwykle stabilnym poziomie. W poszczególnych sondażach oscylowało między 39 a 56 proc., a trend utrzymywał się na poziomie 43–44 proc. – mimo społecznych i gospodarczych wstrząsów związanych z pandemią koronawirusa i zawirowań związanych z wyborami.
Notowania KO znacznie się w tym czasie poprawiły. Na początku koronakryzysu partia miała poparcie ok. 24 proc. elektoratu, w kwietniu i pierwszej połowie maja spadło do 20–21 proc. Wynikało to najpewniej z mniejszej liczby wyborców KO gotowych wziąć udział w hipotetycznych wyborach podczas ogólnopolskiej kwarantanny. Po zniesieniu części obostrzeń i pojawieniu się Rafała Trzaskowskiego jako kandydata na prezydenta poparcie dla KO zaczęło rosnąć. Od połowy lipca ponad 30 proc. wyborców wyrażało oddania głosu na to ugrupowanie.
Poparcie dla Lewicy spadło z 15 proc. w połowie marca do ok. 10 proc. w chwili obecnej, a PSL-Kukiz ′15 – z 10 do 6 proc. Notowania Konfederacji pozostały na bardzo stabilnym poziomie – ok. 9 proc.
Czytaj też: Kogo ruszy ruch Trzaskowskiego
Prawica utrzymuje minimalną większość w Sejmie
Zakładając, że poparcie dla partii na poziomie okręgów wyborczych jest zbliżone do tych obserwowanych w ostatnich wyborach parlamentarnych, PiS nadal byłby w stanie utworzyć rząd z własnej listy. Dziś zdobyłby 237 mandatów.
Chociaż KO miałaby nieco więcej mandatów niż w 2019 r., nadal byłaby daleko w tyle za PiS. Lewica straciłaby około jednej trzeciej mandatów (zdobyłaby 33), PSL-Kukiz ′15 około połowy (15), a Konfederacja zyskałaby 20. Należy zauważyć, że szacunki wahają się w zależności od ostatnich sondaży, przy czym 44 proc. poparcia nie zawsze daje PiS gwarantowaną większość.
Czytaj też: Porachunki wśród zwycięzców
Komu zaszkodzi Szymon Hołownia
Choć w ostatnich miesiącach nastąpiły pewne zmiany, podstawowy układ sił pozostaje w istocie taki sam. Na kształt systemu partyjnego mogłoby wpłynąć pojawienie się Szymona Hołowni i jego ruchu Polska 2050, zwłaszcza biorąc pod uwagę mocną pozycję kandydata w wyborach.
Do tej pory przeprowadzono dziewięć sondaży uwzględniających Polskę 2050. Choć deklarowane poparcie dla tego ruchu nieznacznie spadło od czasu przeprowadzenia pierwszego z nich w połowie czerwca, to wciąż byłby on trzecią siłą – z wynikiem 13 proc. Porównując wyniki sondaży z tymi, które nie objęły tej formacji, Polska 2050 zyskałaby głównie kosztem KO (– 5 pkt proc.) i Lewicy (–3 pkt proc.). Dla PiS (–2 pkt proc.) straty proporcjonalnie nie byłyby tak duże.
Czytaj też: Co dalej z Trzaskowskim
Mniejsi tracą więcej
Należy zauważyć, że w wyniku pojawienia się nowego konkurenta PiS niekoniecznie straciłby większość. Polski system wyborczy nieproporcjonalnie nagradza większe partie: mniejsze są bardziej narażone na utratę mandatów. KO straciłaby ok. 12 posłów na rzecz Polski 2050, ale większość z 52 mandatów, które może zyskać ruch Hołowni, zostałaby zabrana Lewicy, Konfederacji i PSL-Kukiz ′15.
Jest taka tendencja w sondażach, że uwzględnienie hipotetycznego kandydata prowadzi do wyolbrzymienia jego faktycznej atrakcyjności i przeszacowania wyniku. Jednak dobre wrażenie, jakie zrobił Hołownia w kampanii, oraz fakt, że jest osobą publiczną, nadają wynikom jego ruchu nieco większą wiarygodność. Dlatego KO, ale i wszystkie inne partie opozycyjne mają podstawy do niepokoju.
Czytaj też: Dlaczego kobiety głosują na PiS
Ben Stanley – brytyjski politolog mieszkający w Polsce, profesor Uniwersytetu SWPS. Przy wyliczeniach szacowanego poparcia dla partii politycznych używa modelu statystycznego, którego prekursorem był amerykańsko-australijski politolog prof. Simon Jackman. Pod uwagę wziął sondaże CBOS, Estymator, IBRiS, IBSP, Indicator, Ipsos, Kantar, Pollster, Social Changes, United Surveys.
Model śledzi zmiany w preferencjach wyborców w czasie poprzez zestawianie przeprowadzonych sondaży i koryguje zmienność wyników w różnych firmach badawczych, żeby precyzyjniej oddać intencje głosowania, niż jest to możliwe na podstawie pojedynczego badania.