Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

W pandemii wyszło na jaw, że władza PiS jest amoralna

Premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Adam Niedzielski Premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Adam Niedzielski Krystian Maj / Kancelaria Prezesa RM
Od tasowania już zgranych kart propagandowych nie przybywa szpitalnych łóżek czy respiratorów. To jasne, że nie można z zaniedbanej służby zdrowia wyczarować sprawnej.

Truizmem jest powiedzenie, że pandemia to zjawisko naturalne. To jednak nie znaczy, że całkowicie niezależnym od człowieka. W czasach dawniejszych, np. jeszcze w związku z tzw. hiszpanką po I wojnie światowej, możliwości opanowania epidemii były niewielkie. Sytuacja zaczęła się zmieniać w związku z postępami medycyny, organizacją służby zdrowia i powszechnością dostępu do niej. Zawsze tak było, że środki ostrożności chroniące przed zarazą odgrywały istotną rolę w jej opanowaniu. Nie inaczej jest w przypadku koronawirusa.

Bez zbiorowego przestrzegania środków ostrożności wymaganych przez ekspertów i instytucje nie ma skutecznej walki z tą, jak niektórzy mówią, dżumą XXI w. To, że owe rekomendacje mogą być szybko komunikowane przez środki masowego przekazu, jest rzeczą niezwykle ważną, ale jeśli ludzie nie słuchają – skutki bywają tragiczne. Hiszpanka trwała dwa lata i uśmierciła 20–50 mln ludzi, a niektórzy twierdzą, że nawet 100 mln. Covid-19 rozpowszechnia się od dziesięciu miesięcy i na razie spowodował 1,1 mln ofiar śmiertelnych. Różnica może napawać optymizmem, ale ludzkość musi być czujna.

Podkast: Czy w erze koronawirusa warto pamiętać o hiszpance?

Polska na tle Europy. Nie za dobrze

Rządy nie zakażają, ale mają organizować walkę z pandemią przez zbieranie, przetwarzanie i przekazywanie informacji, podejmowanie działań na rzecz produkcji leków i ich dystrybucji, dbać o służbę ochrony zdrowia, w szczególności przygotowywać ją na wypadek znacznego przyspieszenia epidemii, wprowadzać niezbędne restrykcje i egzekwować ich przestrzeganie.

To wszystko wymaga współpracy z ekspertami, poważnych środków finansowych, wspierania gospodarki zagrożonej kryzysem, współpracy międzynarodowej, przeorganizowania pracy, np. przejścia na tryb zdalny, nakazów przeciwnych tradycji i zwyczajom (np. w sferze religijnej, obyczajowej, sportowej itd.), budzących opór wypływający z zastanego porządku rzeczy.

Działania w tym zakresie są oceniane w kategoriach skuteczności, np. przy rozwiązywaniu dylematu, czy zamknąć szkoły i chronić dzieci przed zakażeniem, ale kosztem aktywności rodziców w normalnej pracy, dostępu do wiedzy i socjalizacji w szkole. Ocena stosownych decyzji przychodzi często ex post, gdyż prognozy są trudne z uwagi na fluktuacyjny charakter zjawisk pandemicznych, ale nie niemożliwe, np. można było przewidzieć skutki otwarcia szkół w Polsce.

Jedni radzą sobie lepiej (np. Portugalia i Niemcy), inni gorzej (np. Brazylia i USA), ale dla nas ważne są rodzime problemy. Ministerstwo Zdrowia (MZ) informuje (stan na 13 października) o ponad 135 tys. zakażeń i ponad 3,1 tys. zgonów. Na pierwszy rzut oka nie jest źle, ale o ile w większości krajów UE wykonuje się przeciętnie 20 proc. testów na 1 mln mieszkańców, to u nas ­ok. 10, a czasem 15 proc. Matematycy opracowujący modele epidemii twierdzą, że może być nawet dwa–cztery razy więcej rzeczywistych (tj. nie tylko wykrytych) przypadków. Śmiertelność też znacznie wzrosła w ostatnich tygodniach. Prognozy nie są optymistyczne – „czarna” mówi o w sumie 9 mln zakażeń i 150 zgonach dziennie za parę tygodni. Nie wypadamy za dobrze na tle innych krajów.

Przyrost zakażeń? „Nie róbmy paniki”

Rząd przez miesiące promieniował optymizmem. Pan Pinkas oświadczył w czerwcu: „Na dzień dzisiejszy przeszliśmy suchą nogą przez pandemię. (...) Nie boję się nowej fali zachorowań na jesieni”, a w końcu września wypalił: „Przez najbliższe kilkanaście dni myślimy, że do 15 października będziemy mieli podobną liczbę zakażonych, później spodziewamy się subtelnego spadku”. Drugi z herosów, tj. p. Kraska, niedawno zabajerował: „Możemy przekroczyć liczbę tysiąca zakażeń dziennie”.

Eksperci przewidywali już przed wakacjami, że jesienią sytuacja znacznie się pogorszy, a gdy p. Kraska bajdurzył, racjonalnie myślący ludzie byli pewni, że tysiąc zostanie rychło przekroczony i to znacznie. Żeby było śmieszniej, pierwszy cytowany „mędrzec” jest doktorem habilitowanym w zakresie medycyny (ba, nawet utrzymuje, że Główny Inspektorat Sanitarny, którym kieruje, to placówka naukowa), a drugi ma specjalizację lekarską II stopnia.

Nie są wyjątkami, bo np. p. Niedzielski też prognozował: „Należy spodziewać się kontynuacji tego, że potwierdzanych będzie około tysiąca przypadków koronawirusa dziennie”, ale za miesiąc ocknął się i objawił: „Tak dużej eskalacji z dnia na dzień ja się nie spodziewałem. Ale to nie znaczy, że sytuacje, które nas zaskakują, nie mogą być zarządzane w odpowiedni sposób”. I jeszcze p. Karczewski: „Liczba zakażonych? Nie róbmy paniki. (...) Przejrzałem prasę i tam jest pokazany dramat. No ludzie, nie ma dramatu! (...) Jak zabraknie łóżek, to będę mówił, że jest dramat”.

Głębokie myśli w sytuacji, gdy mamy już jeden przypadek zgonu przez uduszenie się w związku z brakiem dostępu do respiratora. Absurdalne stwierdzenia p. Dudy i p. Morawieckiego, że bezpieczniej iść na wybory niż do sklepu, a wirus jest już w odwrocie i nie należy się go bać, są kontynuowane przez podrzędniejszych dobrozmieńców. Pan Morawiecki nieco się zreflektował i nawet prawi, że co dwa–trzy dni liczba wykrytych zakażeń będzie się podwajała, ale nadal broni swego bajdurzenia z 30 czerwca, gadając: „Pierwsza fala była wiosną, później promienie ultrafioletowe mocno ograniczyły tego koronawirusa i uspokoiły sytuację”. Ekspert wyjaśnił, że to bzdura, ale p. Morawiecki chyba puścił to mimo uszu.

Lekarze alarmują: Jesteśmy u progu zapaści systemu

Tajne rezerwy respiratorów

Przypominając rozmaite bzdury emitowane przez p. Szumowskiego, p. Pinkasa i p. Kraskę o wypłaszczaniu skal, krzywych i stożków (p. Morawiecki kontynuuje te androny), ma się pełne prawo uznać, że oświadczenia dobrozmieńców o koronawirusie były i nadal są zwyczajnie irracjonalne. Analogicznie trzeba skwalifikować wiele (nie powiem, że wszystkie) działań rządu od wybuchu epidemii.

Wiadomości o problemie pojawiły się już w grudniu, a pandemia w Europie stała się faktem w styczniu. Nas to miało nie dotyczyć, bo jak rząd gwarzył na początku lutego, nikt w Polsce jeszcze nie umarł z powodu koronawirusa (przecież groźniejsza jest grypa), a uczony Pinkas przestrzegał w końcu lutego przed paniką i złymi emocjami, radząc, aby histerię tonować wkładaniem lodu w majtki.

Potem przyszły znane afery z zakupem wadliwych maseczek od instruktora narciarskiego i niesprawnych respiratorów od handlarza bronią. Ta druga sprawa ciągnie się do dzisiaj – 1200 respiratorów mogłoby bardzo poprawić sytuację szpitali, ale nic z tego, bo kontrahent dostarczył niesprawne. To sprawa kryminalna, ale prokuratura jest „sprawiedliwa”, przeto nierychliwa wobec ewentualnych sprawców – p. Szumowski i p. Cieszyński, odpowiedzialni za rzeczone kontrakty, wzięli cztery litery w troki i spokojnie odpoczywają.

Ciekawostka z ostatnich dni: wielkość rezerwy respiratorów w Polsce jest objęta tajemnicą państwową. Nie zdziwiłbym się, gdyby były przeznaczone dla piastunów władzy. Wiele wskazuje, że MZ manipulowało danymi, zaniżając wielkości zakażeń i zgonów. Do lipca było to dyktowane propagandą wyborczą, ale także chęcią fotografowania się (p. Morawiecki i p. Sasin) na tle „największego” samolotu świata ze sprzętem medyczno-sanitarnym, częściowo niewydajnym. To, o czym jednak zapomniano, to przygotowanie, mimo zaleceń ekspertów, służby zdrowia do pandemii na wielką skalę, a nawet o stosownym przeszkoleniu personelu.

Czytaj też: Rekordowa liczba zakażeń. Premier już się nie chwali sukcesami

Pierwsi w Europie. W liczbie zakażeń

Wprowadzono, i słusznie, rozmaite obostrzenia sanitarne, ale przed wyborami zaczęto je łagodzić, np. przy ceremoniach religijnych, imprezach sportowych czy rozmaitych zgromadzeniach. Do tego dochodziło ostentacyjne lekceważenie zakazów przez czołowych polityków i głupkowate wypowiedzi np. p. Dudy o profilaktycznym szczepieniu się na grypę.

Efekt był łatwy do przewidzenia. Ludzie zachęceni liberalizmem i arogancką beztroską rządowych oficjeli masowo ruszyli na wakacje, plażowali bez zachowania ostrożności czy bawili się na weselach i osiemnastkach. Z tym bagażem wrócono do pracy i szkół. Z góry odrzucono możliwość zamknięcia szkół czy powszechnego wprowadzenia trybu zdalnego czy mieszanego. Eksperci sugerowali, aby odchudzić program nauczania m.in. w celu łatwiejszego nauczania online i stworzenia możliwości formowania mniejszych grup. To zostało odrzucone, być może z obawy, że trzeba by ograniczyć katechezę.

Czytaj też: Jak ograniczenia pandemiczne, to też dla Kościoła

Zachowanie episkopatu i pomniejszych duchownych w związku z pandemią było i jest zdumiewające. Wprawdzie wprowadzono ograniczenia w kościołach, dość (nazbyt) liberalne, i duchowni namawiają do ich przestrzegania, ale też zachęcają do udziału w liturgii – czasem jest to wręcz kojarzone z tacowym, a nawet pojawiły się wezwania, aby płacić na parafie przelewami, jeśli nie uczestniczy się w nabożeństwach. Pojawiają się też głosy księży, że np. przyjmowanie komunii chroni przed zakażeniem, gdyż ma naturę nadprzyrodzoną.

Wiele okoliczności, w tym zły przykład idący z góry, doprowadziło do takiej sytuacji, jaką mamy obecnie. Zaczynamy być w czołówce w Europie pod względem nowych zakażeń (nawet wziąwszy pod uwagę mniejszą liczbę testów) i zgonów. Eksperci ostrzegają, że jeśli trend się utrzyma, szpitale stracą wydolność w dwa tygodnie. Rząd przygląda się (p. Morawiecki), jest świadom problemów (p. Mucha w imieniu p. Dudy) i świetnie przygotowany (p. Terlecki). Pan Bortniczuk wprawdzie fantazjuje, że rząd robi to, co trzeba, ale sam chyba nie wierzy w swoje słowa.

Czytaj też: Pędzimy na ścianę. Będziemy umierać w domu?

Lepszy sort bez maseczek, poza kolejką

Krótko: od tasowania już zgranych kart propagandowych nie przybywa szpitalnych łóżek czy respiratorów. To jasne, że nie można z zaniedbanej służby zdrowia wyczarować sprawnej (ale p. Kraska nie omieszkał zauważyć, że to efekt wieloletnich zaniedbań, w domyśle: p. Tuska), ale rząd niewiele zrobił od lutego, nawet nie pomyślano o szpitalach polowych. Ponoć mają być wprowadzone kontenery izolacyjne, ale na razie wiadomo tylko, kto wygrał przetarg. Po prawdzie i przede wszystkim rząd nie umie zarządzać sytuacjami przewidywalnymi, a więc działa irracjonalnie, chociaż powtarza z lubością, że ocena możliwa jest tylko ex post. Jaskrawym przykładem postawy rządu jest bezrozumne otwarcie szkół. Na dodatek p. Czarnek, nowo mianowany szef od oświaty, otwarcie manifestuje, że jest za nauką w trybie stacjonarnym. Można się spodziewać, że gdy podejmie obowiązki, wprowadzi swoją (bez)myśl w czyn. Gore!!!

Wprawdzie wielu polityków nieco stonowało propagandę sukcesu, ale inni nie tracą rezonu. Pan Gowin zapodał 8 października: „To nie jest tak, że jesteśmy na granicy wydolności. Rzeczywiście polskiemu rządowi, wskazują na to wszystkie gremia międzynarodowe na czele z Komisją Europejską, udaje się wyprzedzać koronawirusa co najmniej o krok, jeżeli wziąć z jednej strony skuteczność walki o zdrowie i życie Polaków, a z drugiej strony skuteczność walki o polską gospodarkę, miejsca pracy, utrzymanie polskich firm, to chyba jesteśmy na miejscu nr 1 w Europie”.

Szkoda nawet komentować te hucpiarskie głupoty, których autor, minister z zawodu, najpierw sprawiedliwości (wykończył ponad 50 sądów, czym walnie przyczynił się do sądowych opóźnień w całym kraju), potem nauki i szkolnictwa wyższego (jego „konstytucja dla nauki” jest zwyczajnym bublem), a teraz rozwoju (czytaj – niedorozwoju), uważa, że nie ma mowy o zamknięciu cmentarzy 1 listopada. Powołuje się na zwyczaj i tradycję. Powód jest jednak zapewne inny – to, że p. Gowin corocznie kwestuje na jednym z krakowskich cmentarzy, oczywiście w celu robienia sobie reklamy, jaki to on prospołeczny, ludzki pan, co powinno być oglądane i podziwiane przez tłum.

Jeśli mam rację, motyw jest niski, ale niezależnie od tego zachowanie p. Gowina urąga zdrowemu rozsądkowi, a p. Kraska znowu wyszedł na głuptaska, zapowiadając, że MZ nie przewiduje zamknięcia cmentarzy. Ktoś słusznie zauważył w internecie: „Nie zamykajcie cmentarzy – to spowoduje potrzebę budowy nowych i stanie się kołem zamachowym gospodarki”. Lepszość Zwykłego Posła+, Niezwykłego Wicepremiera, dla którego otwarto zamknięty cmentarz, aby mógł ukoić swój ból, jest chlubnie kontynuowana przez niego samego (wręczenie nagrody p. Wildsteinowi bez maseczki), p. Karczewskiego (telefon z apteki, że szczepionka przeciw grypie czeka na niego, oczywiście bez protekcji), p. Czarnka (odwiedził babcię w szpitalu, chociaż wprowadzono zakaz wizyt), p. (Na)Dworczyka (błyskawicznie zrobiono mu trzy testy i skrócono kwarantannę, aby biedaczysko nie nudził się i mógł wziąć udział w posiedzeniu rządu) i hierarchów kościelnych pozujących do pamiątkowego zdjęcia bez zachowania ostrożności. Tak to lepszy sort naciera w realizacji swoiście pojmowanej równości.

Czytaj też: Wiedza i władza wicepremiera Kaczyńskiego

Triumf irracjonalizmu

Jak już wspomniałem, liberalizm we wprowadzaniu i egzekwowaniu obostrzeń zdemobilizował społeczeństwo. Mnożą się postawy sceptyczne wobec epidemii, podkręcane przez konfederatów (paradują w Sejmie bez maseczek). 30 proc. młodzieży nie wierzy w koronawirusa. Rząd bardzo ubolewa z tego powodu i apeluje o respektowanie wymagań, bo „musimy wszyscy pomóc” (jak za Gierka). Słusznie, ale to wygląda na chęć podzielenia się odpowiedzialnością – p. Morawiecki mruga nawet do opozycji, aby współdziałała, ale plany rządu na przyszłość są tajne przez poufne (sprzeciw wobec debaty w Sejmie na temat strategii walki z pandemią).

Mało kto zwraca uwagę, że długoletnie pranie mózgów w kierunku irracjonalizmu, wielce zintensyfikowane od 2015 r., dało fatalny rezultat, gdy trzeba się zmierzyć z kataklizmem wymagającym mądrych przeciwdziałań. Systematyczne deprecjonowanie prawa i sądów także przyczyniło się do lekceważenia nawet prostych przepisów porządkowych. Niechaj tzw. dobra (w tym wypadku durna) zmiana nie przerzuca odpowiedzialności na wszystkich. Parafrazując pewne powiedzenie: „Za państwo są odpowiedzialni jego funkcjonariusze, nie wszyscy – wszyscy są odpowiedzialni za wszystko, czyli za nic”.

I to jest jeden z kluczy do rozumienia pandemicznej rzeczywistości w Polsce. Symbolem stosunku rządu do naszego zdrowia jest „niebotyczna” liczba 2 mln szczepionek na grypę, jakże potrzebnych w okresie jesiennym, nie tylko p. Karczewskiemu – we Włoszech dostarcza się ich 16 mln – oraz wręcz dramatyczny spadek leczenia innych chorób. Epidemia covid-19 pokazała jeszcze lepiej niż etap spokoju, że ta władza jest amoralna (oznaką tego jest jej permanentne „pandemiczne” kłamstwo), a jej poszczególni przedstawiciele mogą stanąć pod zarzutem działań i zaniechań zagrażających bezpieczeństwu publicznemu.

Czytaj też: Obietnice zamiast szczepionki na grypę

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną