Scena była nie tyle filmowa, ile kabaretowa. Oto podczas nocnego posiedzenia Sejmu RP rządząca koalicja przez nieuwagę przegrywa głosowanie nad jedną z senackich poprawek do ustawy o powoływaniu pracowników medycznych spoza Unii Europejskiej. Ciąg dalszy?
Czytaj też: Starł się teflon z PiS. Opozycja ma pół roku. Zegar już tyka
Pech, a raczej Opatrzność
Po ogłoszeniu feralnych wyników do fotela prowadzącej obrady marszałek Elżbiety Witek podbiega poseł i wicepremier Piotr Gliński i szepcze jej do ucha prostą komendę: „Elżbieta, jest prośba od szefa, bo chyba reasumpcję trzeba będzie zrobić”. Pech (a może Opatrzność?) chce, że mikrofony na podium marszałkowskim nie są wyłączone, więc sprawa staje się publiczna. Niezrażona (a w każdym razie niezbyt przejęta obciachową wpadką) pani Witek zarządza krótką przerwę w posiedzeniu, a po paru minutach ogłasza powtórne głosowanie w przegłosowanej chwilę wcześniej sprawie. Tym razem jest już OK, bo PiS i towarzysze od Ziobry i Gowina forsują w końcu swoje. Naturalnie bez cienia zażenowania udziałem w manipulacji. A posłowie opozycji, choć przecież muszą mieć poczucie udziału w kabarecie, dalej w nim uczestniczą.
Niestety, do stylu rządów tej władzy wszyscy zdążyli się już przyzwyczaić. A to szeregowy poseł zabiera głos „bez żadnego trybu”, a to wydziera się z mównicy, lżąc politycznych przeciwników. A to wicemarszałek Sejmu skraca opozycji czas wypowiedzi, karze za domaganie się przestrzegania regulaminu bądź publicznie obraża. A sama pani marszałek, w której naiwni komentatorzy i politycy widzieli kiedyś szansę na złagodzenie parlamentarnych obyczajów, próbuje go naśladować. A to w końcu nie ogłasza się w „Dzienniku Ustaw” niekorzystnych lub niewygodnych dla tej władzy praw. Itd. itp.
Czytaj też: Jedna czwarta wyborców porzuciła PiS. Na dobre?
Sejm tak działa, jak „szef” każe
To nie pierwszy przypadek naciągania instytucji reasumpcji głosowania w tej kadencji Sejmu. Pierwszy jednak z tak oczywistym, bo zarejestrowanym dowodem manipulacji. To nie tylko naruszenie regulaminu czy procedur ustawodawczych. Częstotliwość połączona ze świadomością (czy wręcz umyślnością), z jaką popełnia się takie szwindle, powoduje, że można już mówić o praktyce czy też obyczaju. Zwłaszcza że nie towarzyszą im żadne konsekwencje – forsowane takimi metodami przepisy traktowane są jako obowiązujące i pozbawione wad prawo. Także opozycja, zamiast wykorzystać oczywistość sytuacji i demonstracyjnie zaprotestować, w praktyce zgadza się na ubezwłasnowolnienie pod pozorem proceduralnej bezsilności.
To wszystko na tyle bije w powagę parlamentu, że można się już zacząć zastanawiać, czy wobec skali zjawiska zasługuje on jeszcze na to miano. Innymi słowy: co to ma wspólnego z suwerenną władzą ustawodawczą i demokracją parlamentarną, skoro Sejm działa tak, jak prosi – czy raczej każe – „szef”?
Czytaj też: Zjednoczona Prawica po wecie. Kto górą, kto dołem