Po miesiącach niewielkich wahań druga fala koronawirusa i masowe protesty przeciw ograniczeniu prawa do aborcji wywołały zmiany w notowaniach poszczególnych partii. Z oczywistych przyczyn największe zainteresowanie wzbudził znaczny spadek poparcia dla PiS, ale warto zauważyć też inne zmiany. O ile Koalicja Obywatelska nie zyskała nowych wyborców, o tyle Polska 2050 przekroczyła w wielu sondażach próg 20 proc. Tymczasem sympatia dla Konfederacji spadała niemal w równym tempie, co rosło poparcie Lewicy.
Poprzednie średnie sondażowe: Opozycja mogłaby stworzyć rząd
PiS odzyskuje przewagę nad KO
Najnowsze badania sugerują, że obraz polskiej sceny politycznej znowu się zmienia, choć niekoniecznie wraca do sytuacji sprzed października. W trendach z ostatnich miesięcy najmniejszą różnicę między PiS a ugrupowaniami opozycji zanotowaliśmy w połowie listopada, kiedy stopniała do ledwie 6–7 pkt proc. Od tego czasu partia władzy odzyskała nieco głosów i utrzymuje się na poziomie 38 proc. Z kolei KO, na którą w pewnym momencie chciało głosować 27 proc. wyborców, wróciła do poziomu 24 proc. Przewaga PiS utrzymuje się więc na stabilnym poziomie porównywalnym z latem, a z drugiej strony nie udało się jej zebrać ponad 40-proc. poparcia notowanego wczesną jesienią.
Można to przypisać lepszym niż spodziewane wynikom innych partii opozycji. Sympatia dla Polski 2050 jest bardziej zmienna niż dla innych ugrupowań, ale można założyć, że głos na formację Hołowni chciałoby oddać blisko 15 proc. Polaków, czyli 2–3 pkt proc. więcej niż wczesną jesienią. Lewica także zanotowała wzrosty w ostatnich miesiącach, przeskakując z 7 proc. poparcia na 11 proc.
Czytaj też: Zdarł się teflon z PiS. Opozycja ma pół roku. Zegar już tyka
Niezdecydowani do pozyskania
W pewnym sensie ostatnie wzrosty PiS zostały zrównoważone spadkiem poparcia dla Konfederacji, która teraz balansuje na granicy progu, chociaż w październiku mogła liczyć na 8–9 proc. głosów.
Za to wzrost liczby niezdecydowanych wyborców może być istotny – odsetek osób deklarujących, że nie są silnie przywiązane do konkretnej partii, wzrósł z 5 do ok. 9 proc. Jest bardzo prawdopodobne, że przynajmniej część z nich to byli wyborcy PiS, którzy na razie są zniechęceni, ale nie przekonuje ich żadna partia opozycji. Politycy z Nowogrodzkiej z pewnością będą próbowali ich odzyskać.
Czytaj też: Zjednoczona Prawica po wecie. Kto górą, kto dołem
Sejm bez stabilnej większości
Warto spojrzeć, jak te liczby przekładałyby się na skład parlamentu, gdyby wybory odbyły się w najbliższą niedzielę. To oczywiście tylko szacunkowe dane, oparte na założeniu, że wyborcy w poszczególnych okręgach głosowaliby podobnie jak w ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych.
PiS mógłby liczyć na 194–238 mandatów, co dawałoby mu ledwie 9-proc. szansę na samodzielne rządy. Najbardziej prawdopodobnym wynikiem jest 213, co pozwoliłoby najwyżej na koalicję z PSL (14 posłów) i Konfederacją (8 posłów), choć oba ugrupowania są na granicy progu wyborczego i niewielkie zmiany mogłyby sprawić, że znalazłyby się pod nim.
Jeśli chodzi o opozycyjną część równania, matematycznie możliwa byłaby koalicja KO (118 mandatów), Polski 2050 (63), Lewicy (43) i PSL, ale ideologicznie wydawałoby się to trudne do zrealizowania.
Czytaj też: Czekając na polityczny przełom
Rozchwiana scena
Pod koniec roku polska polityka znalazła się w stanie niepewności i rozedrgania. Stosunkowo niedawno PiS mógł być pewny utrzymania władzy z bezpieczną większością w nowym Sejmie lub – w najgorszym scenariuszu – z koniecznością przekonania paru posłów Konfederacji lub PSL do przejścia w swoje szeregi. Gdy patrzymy na sondażowe wyniki z ostatnich kilku miesięcy, żadna z dwóch głównych partii nie jest blisko utworzenia stabilnej, większościowej koalicji, a nawet gdyby chciała zdecydować się na taki ruch, to odbyłoby się to kosztem wewnętrznej stabilności.
Zmienność sondaży sugeruje, że taka sytuacja utrzyma się w nowym roku. Zdecydowanie przedwczesne są komentarze o nieuchronnym upadku PiS, wciąż nie możemy też powiedzieć, że partii rządzącej udało się w całości odrobić straty i odzyskać absolutną supremację na scenie politycznej. Opozycja nie powinna zaś popadać w samozadowolenie, bo o ile Polska 2050 i Lewica skorzystały na kłopotach rządu, o tyle Koalicja Obywatelska powinna być zaniepokojona, że nie udało jej się zanotować istotnych wzrostów. Strategia nieprzeszkadzania rywalowi, kiedy ten popełnia błąd za błędem, wydawała się działać w październiku i listopadzie, teraz coraz bardziej wygląda na wymówkę i uzasadnienie bierności.
Czytaj też: Niezborna opozycja
Ben Stanley – brytyjski politolog mieszkający w Polsce, profesor Uniwersytetu SWPS. Przy wyliczeniach szacowanego poparcia dla partii politycznych używa modelu statystycznego, którego prekursorem był amerykańsko-australijski politolog prof. Simon Jackman. Pod uwagę wziął sondaże CBOS, Estymator, IBRiS, IBSP, Indicator, Ipsos, Kantar, Pollster, Social Changes, United Surveys.
Model śledzi zmiany w preferencjach wyborców w czasie poprzez zestawianie przeprowadzonych sondaży i koryguje zmienność wyników w różnych firmach badawczych, żeby precyzyjniej oddać intencje głosowania, niż jest to możliwe na podstawie pojedynczego badania.