PiS objął władzę m.in. w akompaniamencie zapowiedzi reformy sądownictwa tak, aby było ono bliżej ludzi. W szczególności miał się skrócić czas oczekiwania na wyroki, rzeczywiście długi. Po z górą pięciu latach jest tylko gorzej – na rozstrzygnięcia (także administracyjne) czeka się dłużej. Wprawdzie nie ma (a przynajmniej nie znalazłem) danych za ostatnie dwa lata, ale o ile w 2017 r. czekało się 4,5 miesiąca, o tyle w 2018 r. – 5,4.
Czytaj też: Prokuratura sprofiluje sędziów? Kolejny groźny pomysł
Korupcja w sensie wąskim
Niektórzy mają nadzieję, że zmiany w kodeksie cywilnym zmienią ten stan rzeczy, ale na razie nic na to nie wskazuje. Przypuszczalnie będzie nawet gorzej z uwagi na skutki pandemii, która zakłóca pracę wymiaru sprawiedliwości, no może poza prokuraturą, która nader żwawo realizuje instrukcje p. Ziobry w sprawie wszczynania i umarzania spraw z wyraźnymi preferencjami politycznymi (podobnie jest w przypadku policji), np. gdy agnostyk powie, że religia często prowadzi do zbrodni, może zostać oskarżony o obrazę uczuć religijnych, natomiast stwierdzenie p. Skrzydlewskiego (doradcy p. Czarnka), że ateista źle używa rozumu, zostanie uznane za dopuszczalną krytykę.
Ponadto coraz częstsze są sygnały, że etatowe wakaty w sądach pozostają nieobsadzone, a to spawalnia ich pracę. Jurydyzacja życia społecznego postępuje, a wspomniana pandemia przyczynia się do tego z oczywistych powodów: trzeba wprowadzać nowe regulacje zarówno sanitarne, jak i ekonomiczne. Są robione na kolanie, często po to, aby pokazać, że skoro „my” rządzimy, to opinie opozycji czy ekspertów „nas” nie obchodzą.